Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aldziu miał szczęśliwy dom

Maria Warda
Wita Derech, wdowa po legendarnym komendantcie żnińskiej straży pożarnej, jest prawdziwą damą. Nietypowe imię nadano jej z fascynacji dziełami Wita Stwosza.

Wita Derech, wdowa po legendarnym komendantcie żnińskiej straży pożarnej, jest prawdziwą damą. Nietypowe imię nadano jej z fascynacji dziełami Wita Stwosza. <!** Image 2 align=none alt="Image 191121" sub="Rycerze św. Floriana nie zapominają o Wicie Derech, jest ona najważniejszym gościem wszystkich uroczystości strażackich / fot. Maria Warda">

Nie tylko Pani ma nietypowe imię, rodowód imienia męża też budzi zainteresowanie...

Nie podobał mi się ten Aldziu i zawsze przypominałam, że on jest Romuald i tak do niego mówiłam. Jednak to zdrobnienie tak do męża przylgnęło, że nawet 30 lat po jego śmierci, wciąż jestem wdową po „Aldziu”. Jeśli chodzi o mnie, na pierwsze mam na imię Jadwiga, na drugie Wita, ale tego pierwszego nigdy nie używałam. Nawet świadectwa szkolne i dokumenty mam wypisane na Wita. To imię na pamiątkę po Wicie Stwoszu.

Wiele opowieści o Pani mężu dotyczy jego tuszy. Podobno ważył 130 kilogramów, ale ta waga nie przeszkodziła mu wsiąść do malucha...

Poznaliśmy się podczas okupacji. Wówczas był szczuplutki. Dopiero praca w straży pożarnej sprawiła, że tak się rozrósł. Myślę, że to wina nieregularnego jedzenia posiłków. Cały dzień w biegu, wieczorem obiad i kolacja w jednym. Swoje zrobiły też piwko i golonki, podjadane w międzyczasie. A z tym maluchem to było tak, że podśmiewali się, iż to samochód nie dla niego. Chciał udowodnić, że się zmieści i wepchnął się do tego fiacika. Ale strażacy musieli mu pomagać wydostać się.

Mąż był charyzmatycznym człowiekiem...

Miał coś w sobie. Za kawalera był prezesem ministrantów i prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Był bardzo religijny. Hasło „Bogu na chwałę, ludziom na pożytek” traktował poważnie. Nigdy ze swego życia nie usunął Boga. Majorem i pierwszym komendantem żnińskiej straży zawodowej został za swój niezłomny charakter. Wybudował siedzibę obecnej Komendy Powiatowej PSP. Nie było to łatwe zadanie.

To ciekawe, bo przecież lata jego działalności przypadły na czas walki z Kościołem...

Owszem próbowano naciskać, ale tym się nie zrażał. Czwórka naszych dzieci poszła do I Komunii Świętej razem z innymi. W Wielkim Tygodniu strażacy zawsze czuwali przy Grobie Pańskim. Jako strażak wiedział, jakie wartości w życiu są najważniejsze. Nie mógł się wyprzeć Boga, bo wiedział, że kiedy jedzie na akcję, ja w domu modlę się, aby wrócił szczęśliwie. I wracał, chociaż wiele razy było bardzo groźnie. Strażacy nie mieli tak specjalistycznego sprzętu jak dziś ani takich ubrań.

Jakie akcje wryły się Pani w pamięć w sposób szczególny?

Pamiętam dramatyczny pożar w Gałęzewie. W stodole spłonęła 8-letnia córka gospodarzy. Mąż bardzo to przeżył. Innym razem w sylwestra palił się dom na Śniadeckich, ten gdzie jest sklep „Kryształ”. Mróz był taki, że woda zamarzała w wężach. Strażacy uszy mieli odmrożone. Zawsze bałam się, kiedy paliły się lasy w Nadleśnictwie Gołąbki. Raz mąż tak się poddusił, że druhowie musieli go wyprowadzać z dymu.

Sprawy zawodowe męża były Pani sprawami?

Życie całej rodziny było podporządkowane jego sprawom. Kiedy zawyła syrena, dzieci podawały mu rzeczy, ubierał się w biegu, brał na ramię rower i jechał do straży. Kiedyś było dużo pożarów. My mieliśmy świadomość, że nasz tato jedzie ratować dobytek i życie ludzkie. To było ważniejsze od wakacji, zabaw i wielu innych rzeczy.

Skoro mąż ciągle siedział w straży, to kto wychowywał dzieci?

Wychowywał ich swoją postawą. Niedziela zawsze była dla rodziny. Zimą brał dzieci nad jezioro na łyżwy, latem, aby popływać. Potrafiłam zrozumieć trudną misję męża. Był co prawda cholerykiem, ale w gruncie rzeczy bardzo pogodnym człowiekiem. Nigdy nie karał strażaków za przewinienia. Nakrzyczał, nakrzyczał i na tym się kończyło. Może dzięki temu tak o nim pamiętają.<!** reklama>

Jakie było Pani życie?

Miałam 7, a może 8 lat, kiedy zmarła mama, ojca zamęczyli w obozie koncentracyjnym. Przed wojną, do ukończenia 16 lat, wychowywałam się na plebanii parafii św. Floriana, gdzie mój wujek, Ludwik Hoffmann, był proboszczem. Budował wtedy Dom Katolicki. Też zmarł młodo. Mam bardzo dobrą synową. Opiekuje się mną szczególnie zimą. Teraz daję sobie radę sama.

Teczka personalna:

Wita Derech  Mieszka w Żninie. Pracowała w PSS „Społem”. Należy do Stowarzyszenia Powołań Kapłańskich i Róż Różańcowych. Jest osobą cierpliwą i pogodną, potrafi robić na drutach. Odpoczywa czytając książki, kocha klasykę. Nie wierzy w horoskopy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!