Nie wszyscy uwierzyli prezydentowi Bydgoszczy w jego szczere intencje, ale prawie wszyscy wychwalali prezydencki spryt.
<!** Image 2 align=right alt="Image 119757" sub="Bydgoszcz jest pełna takich plakatów. Trzeba uważnie przeczytać, żeby wiedzieć, o co chodzi Fot. Dariusz Bloch">Na podstawie ubiegłotygodniowych wydarzeń można by napisać zupełnie niezły scenariusz filmu akcji, wzbogacony o akcencik kryminalny...
- W ratuszu są plakaty reklamujące Bydgoszcz - szeptał informator. - Na samym dole widnieje adres strony: www.dombrowicz.pl. To strona prezydenta, a kiedy się na nią wchodzi, wyskakuje Konstanty junior, kandydat na europosła. Takie plakaty to dowód na to, że prezydent na koszt mieszkańców robi kampanię swojemu synowi. Konferencję ogólnopolską trzeba zwołać i to szybko!
Taki sygnał trudno pominąć - wysłaliśmy więc swoich do ratusza. Obiegli gmach przy Jezuickiej, a potem ratusz bis przy Grudziądzkiej. Nic, ani śladu, nawet we wskazanych salach. Plakaty, niczym kamfora, ulotniły się. Potem dotarliśmy do tych, którzy...
- Nie, nic takiego nie widziałem, no może coś i było, ale nie wiem co - mówił jeden bohaterów zdarzeń.
- Banery zabrali pracownicy ratusza na spotkanie prezydenta z mieszkańcami Miedzynia - dodał drugi.
Wybraliśmy się i na Miedzyń. Pudło! Żadnych, nawet tycich plakacików nie znaleźliśmy.
<!** reklama>Strona? Rzeczywiście, kiedy wpisuje się adres: www.dombrowicz.pl wyskakuje adres z końcówką eu. Internauta trafia od razu na stronę Konstantego Dombrowicza juniora, kandydata PO do europarlamentu. Przekierowywanie jednak zbrodnią nie jest, więc i czepiać się nie ma czego.
Wcześniej pojawiły się (na ulicach i w pojazdach MZK) plakaty informujące o spotkaniach Konstantego Dombrowicza z mieszkańcami.
- Imię i nazwisko wielkimi literami, a pod nim malutki dopisek, że chodzi o prezydenta, a nie o kandydata do europarlamentu - mówiła nasza Czytelniczka. - To nieetyczne. Słowo „prezydent” winno znajdować się na samej górze plakatu.
Plakaciki te, tak jak szybko się pojawiły, tak też prędko zostały zdjęte. Zastąpiły je nowe i do tego „wypasione”. Prezydent Konstanty Dombrowicz zachęca do udziału w wyborach do europarlamentu. Za kampanię promocyjną miasto zapłaci ok. 100 tys. zł.
Ten ruch oceniano krytycznie, zarzucając prezydentowi włączanie się do kampanii syna. Podobnie oskarżano wiceprezydenta Macieja Grześkowiaka, który uczestniczył w inauguracji kampanii Konstantego Dombrowicza juniora.
Obaj panowie Dombrowiczowie stanowczo odrzucali te oskarżenia, zapewniając, że obie kampanie: wyborcza i promocyjna nie mają z sobą nic wspólnego.
No i pewnie tak jest, choć nie wszyscy w to wierzą.
- Jestem pod wrażeniem. Pierwsze naprawdę sprytne rozwiązanie - komentował jeden z polityków PO. - Nastawione na medialny szum. Ludzie się będą denerwować, więc na początku prezydent poniesie straty. Ale potem kampania przyniesie korzyści, wielkie korzyści. Przydadzą się, jeśli Konstanty Dombrowicz zechce ubiegać się o prezydenturę kolejny raz.
- Sprytne - stwierdził radny Lech Lewandowski (SLD) - użycie pieniędzy samorządowych do własnych celów. Takie postępowanie jest niewłaściwe, ponieważ do europarlamentu startuje syn prezydenta. Poza tym podatki płacą także przeciwnicy Unii. Wątpię, by byli zadowoleni z tego, że z ich pieniędzy finansuje się kampanię reklamującą Parlament Europejski.