Postrzelił 17-letniego Bartka, bo czuł się przez niego zagrożony. Prokuratura umorzyła sprawę Włodzimierza W. - znanego toruńskiego adwokata, prokuratora i sędziego.
<!** Image 3 align=none alt="Image 203526" sub="Damian Kościelski (na zdjęciu z rodzicami) początkowo nie przyznawał się do udziału w zdarzeniu [Fot.: Adam Zakrzewski]">
To był piękna niedziela, 28 sierpnia 2011 roku. Mecenas Włodzimierz W. wybrał się ze swoją narzeczoną Mariolą P. na rowerową wycieczkę. Wyruszyli ok. godz. 14.00. Mniej więcej o 15.30 jechali drogą koło Skłudzewa. Adwokat, a wcześniej także prokurator i sędzia, nie wziął ze sobą ani komórki, ani dokumentów. Do sakwy przy rowerze włożył za to rewolwer. Astrę Cadix, kaliber 38.
Na drodze rowerzystów minął ford. Jechali nim bracia ze Skłudzewa: 17-letni Bartek i 19-letni Damian Kościelscy. Doszło do ostrej wymiany zdań z obu stron, okraszonej wulgaryzmami. Potem auto zjechało w boczną drogę i... Odtąd wersje są sprzeczne. Bartek twierdzi, że sam wyszedł w kierunku zbliżających się rowerzystów. Adwokat - że szedł za nim brat.
- „Czekam na ciebie, sk....synu” - powiedział do Włodzimierza W. nastolatek. Szedł w jego kierunku. „Uważaj, on ma w ręku nóż” - powiedziała kobieta. Tymczasem była to połyskująca w słońcu komórka. Ponieważ chłopak nie reagował na słowne ostrzeżenia i był już blisko, mężczyzna strzelił. Pocisk trafił w nogę - relacjonuje Artur Krause, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu. I przyznaje: strzału ostrzegawczego nie było.
Chłopak zdołał wsiąść do forda i wraz z bratem uciekli. Mecenas W. natomiast z cudzego domu zawiadomił telefonicznie policję o użyciu broni. Na pogotowie nie dzwonił, bo - jak twierdził - nie zdawał sobie sprawy, że ranił Bartka.
<!** reklama>
Nastolatek, który do dziś ma poważne kłopoty z nogą (żaden chirurg nie chce ryzykować usunięcia z niej rozbitego ołowiu), trafił wtedy do szpitala dziecięcego w Toruniu. Pogotowie wezwała rodzina. Już po 6 dniach został wypisany z zaleceniem dalszej opieki ambulatoryjnej. W toku śledztwa ustalono, że odniósł lekkie obrażenia, poniżej 7 dni.
Opinię taką wydał biegły Przemysław Sopel na podstawie analizy dokumentów. - Nawet syna nie zbadał, a jemu do dziś grozi amputacja nogi - skarży się z płaczem Marzanna Kościelska.
- Nie zbadał, bo prokuratura mu tego nie zleciła - wyjaśnia Artur Krause.
Sprawę prowadziła i umorzyła Ewa Janczur, kierująca Prokuraturą Rejonową Toruń Centrum Zachód. Uznała, że adwokat strzelił, bo miał poczucie zagrożenia, wywołane zachowaniem Bartosza i jego towarzysza. A strzał nie wywołał groźnych konsekwencji. Finał? Brak znamion czynu zabronionego. Nic nie dały zażalenie do sądu i wniosek o wyłączenie toruńskiej Temidy z orzekania.
Mecenas W. z podejrzanego o przestępstwo stał się ofiarą. Teraz toczą się procesy przeciwko Bartkowi i Damianowi, którzy są oskarżeni o kierowanie pod adresem prawnika gróźb karalnych. Młodszy brat odpowiada przed sądem dla nieletnich. Starszy wczoraj stanął przed Sądem Rejonowym.
I tu - sukces! Za zgodą obu stron sędzia skierowała sprawę do mediacji. W jej wyniku Włodzimierz W. może wycofać wniosek o ściganie chłopaka. - I pewnie to zrobię. Byle nie próbowali wyciągać ode mnie pieniędzy - powiedział nam wczoraj pan mecenas.