Podróżują, czym się da i możliwie tanio, bo gdy chęć poznania świata wygania z domu, nic ich nie zatrzyma.
<!** Image 2 align=right alt="Image 139706" sub="Daniel Drelich w łódce, w tle jedna z nadrzecznych wiosek w Tajlandii Fot. Archiwum Daniela Drelicha">Monika wciąż ma przed oczami balony, unoszące się i tryskające fajerwerkami.
Festiwal balonów
- To wyglądało naprawdę niesamowicie! Był już wieczór, a my całkiem przypadkowo trafiliśmy do miasteczka, którego mieszkańcy wpadli na pomysł, by do wybudowanych przez siebie wielkich balonów podczepić fajerwerki i wypuszczać je w niebo. Całemu ceremoniałowi towarzyszył transowy taniec. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś tak ekscytującego jak właśnie ten festiwal balonów - przyznaje Monika Gajewska, torunianka, na co dzień brand manager w jednej z firm, wspominając swoją niedawną wyprawę do Birmy, w której niejedno mogłoby zaskoczyć przeciętnego Europejczyka. Panowie w charakterystycznych longhi (rodzaj spódnicy do kostek), betel i plucie na każdym kroku czerwoną śliną oraz wszechobecne karaoke.
- Nawet najgorsze autobusy w Azji są wyposażone w telewizor, na którym wyświetla się teledyski, a u dołu ekranu słowa piosenek - opowiada Monika. - Muzyka jest zazwyczaj puszczana bardzo głośno, ale miejscowi pasażerowie nie śpiewają, tylko oglądają.
<!** reklama>Autobus byłby pewnie bardziej rozśpiewany, gdyby jechali nim uczniowie Daniela Drelicha, torunianina uczącego w szkole w Tajlandii języka angielskiego.
- To dla mnie wielkie wyzwanie. Nie jest to jednak powołanie, ale czysta ciekawość, sam wiele się w ten sposób uczę - przyznaje Daniel.
Po raz pierwszy w rolę belfra wcielił się w klasztorze koło Hang Zhou, w Chinach. Mnisi potrzebowali eksperta do tłumaczenia starych skryptów ze starochińskiego na język europejski.
Belfer w Chinach
- Uczyliśmy wysoko w górach, codziennie maszerując z tablicami ścieżką na przepiękną przełęcz z bajecznym widokiem na obie przylegające doliny. Potem uczyłem w Yang Shou. To miasto w prowincji Guanxi wśród wapiennych skał wyrastających pomiędzy ryżowiskami. Miałem tam świetnych studentów, bardzo cierpliwych i inteligentnych - wspomina Daniel Drelich.
<!** Image 3 align=right alt="Image 139706" sub="Birmańskie dziewczynki wykonują gościowi tradycyjny makijaż Fot. Tomasz Rybicki">Na swym koncie golbtroter ma 45 krajów, głównie eurazjatyckich.
W Azji czas płynie inaczej.
- Pociąg, którym jechałem wraz ze swymi towarzyszami podróży, był naprawdę wyjątkowy, bo było w nim wszystko: myszy, sprzedawcy makaronu, okoliczni znachorzy, a nawet muzyk bez nogi - wspomina Monika Gajewska. - W podróży był też czas zaprzyjaźnić się z birmańską rodziną. Udało się, mimo że ona nie znała ani słowa po angielsku, a my po birmańsku, no może poza „dziękuję” i „dzień dobry”.
Oprócz przemieszczania się lokalnymi środkami transportu, warto znaleźć czas na kilkudniowy trekking.
- Zawsze jest okazja, żeby trochę się poruszać, przejść przez dżunglę czy góry, - wymienia Monika - poznać okolice i ciekawych ludzi czy wreszcie przenocować w dżungli albo w buddyjskim klasztorze.
Rowerem bliżej
Z gościny buddyjskich mnichów, jordańskich Beduinów czy osadników laotańskich wiosek pełnych śmiejących się dzieciaków korzystał też Leszek, z zawodu informatyk, który najchętniej przemierza świat na rowerze.
Dlaczego?
- Kiedyś w Maroku zatrzymałem się na nocleg w czymś, co było częścią kompleksu wojskowego. Podczas rozmowy z pilnującymi terenu dwoma stróżami doszliśmy do wniosku, że przez najbliższe trzy tygodnie zwiedzę miejsca w Maroku, które dla nich zawsze były nieosiągalne. Podobnie jest w Tajlandii, Kambodży i Laosie. Tamtejsza ludność najczęściej porusza się maksymalnie 20 kilometrów od swojej wioski i nie może nawet marzyć o dalekiej podróży, chociażby z uwagi na problemy formalne, nie wspominając o finansach.
I chociaż, jak przyznaje Leszek, jazda rowerem bywa niebezpieczna ze względu na ruch na drodze czy ryzyko, że na bezdrożach marokańskiej półpustyni mogą nas ścigać na przykład „wściekłe” psy, to i tak rower jest niezastąpiony.
- Jadąc nim, zjednujesz sobie ludzi, bo nie jesteś anonimowy jak pasażer autokaru, który przez szybę okna celuje obiektywem aparatu fotograficznego, by zrobić zdjęcia tubylcom. Na rowerze możesz lepiej „dotknąć” świata - twierdzi pan Leszek marzący o tym, by objechać glob dookoła i to nieraz!
- Na rowerze byłoby to dość trudne, ale chciałbym powrócić do wielu z miejsc, które widziałem: zwiedzić Angkor Wat, zanurkować w Morzu Czerwonym i móc jeszcze raz podziwiać rafę koralową albo usłyszeć odgłosy dżungli w Tikal - mówi Leszek.
Egzotyczne święta
Tymczasem Monika właśnie wzięła urlop, bo już jutro wylatuje do Wenezueli.
- Przez portal internetiwy Couch Surfing nawiązałam kontakt z Wenezuelczykiem, artystą malarzem, u którego z moimi towarzyszami podróży będziemy gościć. Myślę, że to będzie najbardziej niesamowite Boże Narodzenie - cieszy się Monika Gajewska.