Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach - czy ten kryzys wstrząśnie uniwersum DC? RECENZJA

Joshua Williamson w ostatnich miesiącach wyrósł na najważniejszego scenarzystę DC. Tym razem po ustanowieniu nowego status quo tego uniwersum w albumach „Nieskończona granica” oraz „Międzywymiarowa Liga Sprawiedliwości” kontynuuje swoje wielkie dzieło, a ilustruje je niezwykle utalentowany Daniel Sampere w albumie "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach".

To nowy Wielki Kryzys, który, zgodnie z tradycją takich przełomowych historii jak „Kryzys na Nieskończonych Ziemiach” i „Flashpoint: Punkt krytyczny”, odciśnie swoje piętno na Uniwersum DC.

Międzywymiarowa Liga Sprawiedliwości podczas poszukiwań Barry’ego Allena w nieskończonych światach odkryła, że siły Wielkiej Ciemności, prowadzone przez przerażającego Pariasa, przygotowują się do inwazji na multiwersum i unicestwienia Ziemi-0. Członkowie Międzywymiarowej Ligi wzywają Ligę Sprawiedliwości, by powstrzymać intruzów. Nie wiedzą, że nadchodzące starcie nie skończy się wygraną ziemskich herosów.

Kryzysy w tym uniwersum DC zdarzają się tak często, że - mówiąc złośliwie - stały się niemal codziennością i nie mogę ukrywać, że nieco mi to przeszkadza. Oczywiście decydują o tym w dużej mierze względy komercyjne - efektowne komiksy z wieloma superbohaterami przyciągają Czytelników, którzy chętnie sięgają po takie albumy.

Wielkie crossovery w uniwersum DC często wymagają bardzo drobiazgowej znajomości innych albumów. Jest to przeszkoda nie do pokonania dla wielu miłośników komiksów, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z superbohaterami. "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach" jest pod tym względem wyjątkowy. Można go przeczytać bez gruntownej znajomości innych albumów, chociaż warto byłoby przeczytać m.in. „Nieskończoną granicę” oraz „Międzywymiarową Ligę Sprawiedliwości”. Ale jeżeli tego nie zrobiliście, nie zrażajcie się - możecie sięgnąć po ten album.

Mnogość kryzysów spowodowała również, że często są one mocno odtwórcze, brakuje w nich oryginalności, są przewidywalne. Jak poradził sobie z tym Joshua Williamson?

To twórca, który budzi skrajne emocje, ale tak zawsze musi być w przypadku scenarzystów, którzy kreślą dane uniwersum na nowo, otrzymując dużą swobodę od wydawcy. Williamson już w poprzednich albumach pokazywał skalę swoich możliwości. Jest to scenarzysta dobry, ale nie wybitny.

Albumy spod jego pióra są poprawne, ale raczej nie znajdą się w zestawieniach najlepszych komiksów wszechczasów. "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach" nie zmienia mojej opinii o tym scenarzyście. To album efektywny, ale przewidywalny, niby przełomowy, a mało emocjonujący.

To jednak nie oznacza, że nie warto mieć go na swojej półce, bo ma swoje atuty. O pierwszym już wspomniałem - klarowna akcja poszerza grono odbiorców o tych Czytelników, którzy sięgają po komiksy DC okazjonalnie. Akcja w tym komiksie jest poprowadzona poprawnie, są niezłe momenty, nie brakuje pojedynków, starć. Wpływ na postrzeganie akcji w tym komiksie mają również rysunki - pod tym względem jest naprawdę dobrze.

Kończąc, pokuszę się o wniosek, że mimo pewnej dozy krytyki, Joshua Williamson dobrze rokuje. Mam wrażenie, że drzemie w nim potencjał, którego jeszcze nie uwolnił, a który pozwoli pchnąć mu uniwersum DC na nowe tory. Także z tego powodu warto przeczytać "Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach", licząc na ciąg dalszy w kolejnych albumach o tym uniwersum.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.