Płytkie zatoczki Zalewu Koronowskiego były tarliskiem ryb drapieżnych. Wiosną „kipiała” tam woda, dziś życia w niej nie widać.
Nad brzegami Zalewu Koronowskiego od strony Pruszcza o tej porze roku zawsze cudownie pachnie: ziemią, wodą, konwaliami. Z jednego z pagórków, kiedy stanie się w środku kamiennego kręgu ułożonego z 13 głazów, widać ośrodek wypoczynkowy „Zacisze”. W pobliżu dębina, las mieszany, brzezina. Otaczają kilka niewielkich zatoczek, w których tarły się np. szczupaki. Kiedyś kilka z zatok objęto szczególną ochroną. Niewiele to dało. Akwenem zarządza dziś prywatna firma, a jej właściciel...
- Otrzymuje od marszałka pozwolenia na odłów tarlaków - denerwuje się jeden ze strażników. - Wyławia je po to, by tarły się w stawach. W ten sposób pozyskuje ikrę, narybek. Kiedy rybki podrosną, wpuszcza je z powrotem. Wszystko zgodnie z prawem. Ale tak zniszczono stado macierzyste.
<!** reklama>
Przy brzegu, choć pogoda sprzyjała łowieniu ryb, spotkaliśmy tylko jednego wędkarza. Złapał właśnie... uklejkę. - Ostatniego szczupaka miałem kilka lat temu - mówi, a towarzyszący mi strażnik dodaje: - Gdyby były drapieżniki, woda nie kwitłaby kilka razy w roku. W lesie mieszkały cztery pary orłów bielików. Wyniosły się. Żerują na innych wodach. Nie rozumiem, państwo w lesie chroni każdą roślinę, nawet najmniejszego żuczka, a pozwala na to, by niszczyć życie w wodach. Nie można natury użytkować gospodarczo, od tego są stawy hodowlane.
- Ja nie wędkuję, przyjechałem sprawdzić, czy łódki jeszcze tutaj są - oznajmia kolejny, spotkany nad brzegiem mężczyzna. - Zagraniczni turyści przyjeżdżają tu polować. Dobrze na tym zarabiamy. Dlaczego my musimy jeździć do Szwecji na ryby?
Wędkarze mówią, że dzierżawca akwenu, Jacek Kaczmarek, prowadzi rabunkową gospodarkę. On ma wszystkie dokumenty, które świadczą o tym, że postępuje zgodnie z prawem. Niedawno wyjaśniał „Expressowi”, że informacje o braku ryb pojawiają się zawsze przed sezonem po to, by nikt tu nie chciał przyjeżdżać. Jak jest naprawdę? Nie wie nikt. Wszystkie kontrole wypadają bowiem korzystnie dla dzierżawcy.
Wędkarze z Warszawy i Poznania zainteresowali podobną sprawą NIK. Okazało się, że mieli rację. Dlatego też zapytaliśmy w bydgoskim oddziale NIK o to, czy można sprawdzić, jak użytkowany jest zalew. Okazuje się, że tak. Najpierw rozpoznawczo. Uzyskaliśmy też zapewnienie posła Pawła Olszewskiego, który zbada, dlaczego żaden urzędnik nie występuje w obronie naturalnych tarlisk.