https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Życie trochę jak na wulkanie

Adam Luks
Bunt w świdnickim schronisku dla nieletnich zaniepokoił dyrektorów zakładów poprawczych z naszego regionu.

Bunt w świdnickim schronisku dla nieletnich zaniepokoił dyrektorów zakładów poprawczych z naszego regionu.

<!** Image 3 align=right alt="Image 17690" >- Zamieszki w jednej placówce mogą wywołać lawinę podobnych zdarzeń - twierdzi jeden z wychowawców.

Zamieszki wybuchły w sobotę wieczorem. Przyczyną buntu był konflikt młodocianych przestępców z wychowawcą. Młodzież zabarykadowała się na korytarzu. Barykady wznosiła z łóżek, mebli, drzwi i futryn. Podpaliła kilka pokoi. Ściągnięto już nawet brygadę antyterrorystyczną. Na szczęście prezesowi Sądu Okręgowego w Świdnicy, który zobowiązał się na piśmie do wyjaśnienia konfliktu z wychowawcą, udało się opanować sytuację.

Są czujni

- Staram się odciąć moich podopiecznych od informacji na temat buntu w Świdnicy, ale i tak swoje już wiedzą - twierdzi Tadeusz Lubiejewski, dyrektor Zakładu Poprawczego w Świeciu. W tamtejszym poprawczaku przebywa głównie młodzież ze szkół specjalnych.

Dyrektor Lubiejewski przyznaje, że najbardziej obawia się zakwaterowania w swoim zakładzie jednego z wychowanków świdnickiego poprawczaka.- Nie wiem na razie, czy ten młody człowiek brał czynny udział w buncie, ale i tak trzeba będzie zwrócić na niego szczególną uwagę - mówi dyrektor.

Zaniepokojeni są również pracownicy Zakładu Poprawczego w Kcyni.

- Wszyscy doskonale wiedzą, jaka młodzież trafia do zakładów poprawczych - mówi jeden z pracowników tej placówki. - Takie informacje działają na tych chłopaków, jak woda na młyn. Bunty w poprawczakach zdarzają się rzadko, ale niekiedy zamieszki w jednej placówce pociągają za sobą falę podobnych wydarzeń.

W koronowskim Zakładzie Poprawczym przebywają same dziewczyny, więc tutejsza dyrekcja nie obawia się buntu.

Bez wielkich emocji

- Kiedy gruchnęła wiadomość o buncie w Świdnicy, zapanowało u nas pewne poruszenie, ale wielkich emocji nie było - zapewnia Ewa Prądzyńska, dyrektorka koronowskiego zakładu. - Nie chcemy organizować jakiejś zbiorowej pogadanki na ten temat, bo to i tak nie przyniosłoby żadnego efektu. Wychowawcy rozmawiają z dziewczynami indywidualnie, jeżeli widzą taką potrzebę.

Dyrektorka Ewa Prądzyńska doskonale pamięta jednak falę buntów w poprawczakach, która miała miejsce na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

- Zakłady poprawcze to organizmy wyjątkowo wrażliwe na bodźce zewnętrzne - mówi Ewa Prądzyńska. - Fakt, że takie placówki są w mniejszym lub większym stopniu odizolowane od otoczenia jest tu bez znaczenia. Każda informacja o możliwości zaostrzenia kar, natychmiast owocuje zagęszczeniem atmosfery.

Zdaniem Ewy Prądzyńskiej, konflikt z wychowawcą to mało prawdopodobna przyczyna buntu w Świdnicy.

- Jednak dopóki tamta sprawa nie zostanie dokładnie wyjaśniona, wolę powstrzymać się od komentarzy - mówi dyrektorka. - Nadmienię tylko, że takie konflikty zdarzają się w zakładach poprawczych bardzo rzadko. Życie w zakładzie opiera się na niezwykle szczegółowych procedurach i regulaminach, które ryzyko powstawania takich napięć sprowadzają do minimum. Jednak w tak specyficznym środowisku nie możemy być pewni niczego.

Podobnie uważa Tomasz Bauza, dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Adaptacji Społecznej w Szubinie. W oknach szubińskiej placówki nie ma krat. Należy ona do tzw. zakładów poprawczych otwartych.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski