MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żużlowa elita na zakręcie?

Redakcja
Część kibiców uważa, że dobra postawa Martina Smolinskiego (na zdjęciu w niebieskim kasku) świadczy o słabości tegorocznego cyklu
Część kibiców uważa, że dobra postawa Martina Smolinskiego (na zdjęciu w niebieskim kasku) świadczy o słabości tegorocznego cyklu Jarosław Pabijan
4 tysiące widzów na trybunach w Bydgoszczy, brak Tomasza Golloba i Emila Sajfutdinowa, pierwsze w karierze wygrane Martina Smolinskiego, Krzysztofa Kasprzaka i Mateja Zagara - wszystko to sprawia, że cyklowi Grand Prix zaczęto wieszczyć rychły upadek.

Firma BSI, organizator cyklu Grand Prix, a co za tym idzie i jej produkt, nie ma ostatnio dobrej opinii w Polsce. Wszystko zaczęło się od konfliktu Brytyjczyków z osobami z One Sport, którzy są właścicielami praw do indywidualnych mistrzostw Europy. BSI, obawiając się konkurencji, chciało wpłynąć na Międzynarodową Federację Motocyklową (FIM), aby zakazała żużlowcom łączenia startów w GP i IME. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale niesmak pozostał. Polscy kibice murem stanęli w tym konflikcie za pochodzącymi z Torunia szefami One Sport.
[break]

Fala krytyki nie zwalnia

Kolejnym ciosem dla BSI było wycofanie się Tomasza Golloba i Emila Sajfutdinowa. Obaj gwarantowali widowiskową jazdę i przyciągali tłumy na trybuny. Na domiar złego (oczywiście dla właścicieli GP) Polak i Rosjanin zdecydowali się na starty w mistrzostwach Europy.

Ich miejsce zajęli Chris Harris i Troy Batchelor. To zawodnicy, którym daleko do klasy Golloba i Sajfutdinowa. Anglik i Brytyjczyk byli jednak pierwszymi rezerwowymi cyklu (prawo to zapewnili sobie w Grand Prix Challenge) i zaproszenie dla nich było oczywistością.

Pierwsze trzy rundy walki o indywidualne mistrzostwo świata nie spowolniło fali krytyki wobec BSI i Grand Prix. Najbardziej oberwało się Brytyjczykom po turnieju w Bydgoszczy, gdzie na trybunach zasiadło zaledwie 4 tysiące kibiców (wszystko przez wysokie ceny biletów ustalone przez BSI). Po triumfach Martina Smolinskiego (Auckland), Krzysztofa Kasprzaka (Bydgoszcz) i Mateja Zagara (Tampere) powtarzano, że tegoroczna stawka musi być słaba skoro na najwyższym stopniu podium stają zawodnicy, którzy wcześniej nie wygrywali turniejów Grand Prix. W internecie coraz więcej opinii, że cykl znalazł się na zakręcie.

To wina BSI i PZM

- Myślę, że patrzymy na kryzys Grand Prix trochę ze złej perspektywy - mówi Jarosław Pabijan, fotoreporter „Expressu Bydgoskiego”, który dwa turnieje GP. - Wydaje nam się, że cykl bez Golloba i Sajfutdinowa to jest jakiś dramat. Ale swego czasu kibice nie wyobrażali sobie zawodów bez Rickardssona czy Crumpa, a jakoś dalej to działa. Poza tym, krytykę nakręciły dwa ostatnie turnieje, w Bydgoszczy i Tampere. Powiedzmy sobie uczciwie, że turniej w Bydgoszczy zawaliło BSI, windujące ceny biletów. Do tego doszła niezrozumiała decyzja Polskiego Związku Motorowego, który przyznał dziką kartę Adrianowi Miedzińskiemu zamiast Patrykowi Dudkowi. W Finlandii wprawdzie bilety były tańsze niż w Bydgoszczy (na trybunę główną 370 złotych, podczas gdy w Bydgoszczy 600 złotych), ale to był pierwszy turniej i trzeba było zachęcić ludzi. Co do toru, to było parę kolein, ale ścigano się już w gorszych warunkach. Warto przypomnieć Cardiff, gdzie kiedyś była „corrida”. Teraz jest znacznie lepiej. Finowie też wyciągną wnioski z ostatniej lekcji.

Golloba stać na 4 punkty

Zdaniem Jarosława Pabijana główny problem to kryzys całego światowego żużla, a nie cyklu Grand Prix.

- Atrakcyjność formuły zawodów powoli się wyczerpuje i być może trzeba pomyśleć nad czymś nowym, ale nie wydaje mi się, aby cykl Grand Prix się kończył. Zobaczymy, jak to się zbilansuje na koniec sezonu. Zastanówmy się, kogo brakuje w obecnym cyklu? Tomasz Gollob mógłby przywozić po cztery punkty. Grigorij Łaguta jest gwiazdą tylko polskiej ligi. Poza Emilem Sajfutdinowem jeżdżą więc wszyscy najlepsi obecnie żużlowcy na świecie. Po prostu: dochodzi do zmiany warty. Szwedzi nie mają kogo wystawić; Anglicy, poza Taiem Woffindenem, również. Chwilowo brakuje gwiazd i to jest największy problem. Pozytywne jest to, że stawka jest wyrównana i zawody mogą być ciekawe.

Za mało kasy, za dużo turniejów

Zupełnie odmiennego zdania jest Jacek Gajewski, były menedżer Unibaksu.

- Grand Prix jest w kryzysie, i to w głębokim - twierdzi. - Wielu bardzo dobrych zawodników nie jeździ obecnie w cyklu. Brakuje mi Sajfutdinowa, Łaguty, przynajmniej jednego Polaka więcej. Mamy trzy turnieje w naszym kraju, a tylko dwóch zawodników w cyklu. I potem okazuje się, że Kasprzak łapie kontuzję i jest tylko Hampel. Te proporcje są zachwiane. Skoro narzekamy na brak gwiazd, to może zdecydujmy się na promowanie młodszych, jak choćby Michaela Jepsena Jensena, a nie forujmy Harrisa, Lindgrena, Jonssona czy Batchelora, którzy raczej wiele już do światowego żużla nie wniosą. Poza tym problemem są pieniądze. Od wielu lat nagrody w GP się nie zmieniają, tymczasem w polskiej lidze zarabia się naprawdę duże pieniądze. Dlatego niektórzy zrezygnowali z walki o mistrzostwo świata. Inny powód to za duża liczba turniejów. Trochę się to rozmywa i kibicom się przejadło. No i skoro walczymy o mistrzostwo świata, to nie powinno się ograniczać do jazdy w Europie i Nowej Zelandii. Osobny temat stanowią tory. Organizatorzy powinni wiedzieć, jak je przygotować do zawodów. Tymczasem ostatnio, w Tampere, nie dało się tego oglądać.

Zawodnicy bez ambicji

Na inny ciekawy aspekt zwraca uwagę Krzysztof Cegielski, były żużlowiec.

- Można mieć problemy startowe, czy kłopoty ze sprzętem, jednak oglądając najlepszych, chce się widzieć więcej agresji i chęci zwycięstwa. Widać gołym okiem kto się stara, a kto jeździ w kółko. Powodem może być sprzęt, tłumik, tor, ale gdy ktoś podjął rękawicę i chce jeździć w Grand Prix, musi wyglądać tak, jakby chciał zdobyć medal. Taki cel ma maksymalnie połowa stawki. Reszta jeździ nie do końca rozumiem po co - mówi w rozmowie z portalem sportowefakty.pl.

Od początku cyklu dobrze spisują się Martin Smolinski i Fredrik Lindgren, którzy nie byli wymieniani w gronie faworytów, a zajmują w klasyfikacji generalnej piąte i szóste miejsce, z niewielką stratą do lidera.

- Im się po prostu chce i wyciągają ile potrafią. Nie są to wirtuozi, ale jeżdżą solidnie. Pokazują, jak wiele można zdziałać chęciami. Smolinski i Lindgren, gdy nie zabraknie im determinacji, to wykorzystując nijakość niektórych, mogą być wysoko. Tak wygląda żużel na tym poziomie. Czy to znak czasów? Może tak. Ja chyba za bardzo pamiętam jazdę na śmierć i życie, jaką prezentowali Crump, Gollob, Pedersen, Rickardsson czy Loram. Bardzo mi tego brakuje i wiele osób ma podobne odczucia - zakończył Cegielski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!