
Wydawało się, że liga rozkręca się na dobre i piłkarze w końcu spełnią nasze oczekiwania wobec ich postawy. Rozgrywki wróciły jednak tylko dla "kibiców" (w końcu trzeba zrobić jakieś burdy) i działaczy (w końcu trzeba zwolnić jakiegoś trenera), a piłkarze wciąż tkwią w zimowym śnie. W minionej kolejce niektórzy dali z siebie wszystko, żeby upozorować grę. Oto najgorsza jedenastka 27. kolejki Lotto Ekstraklasy.

Marian Kelemen (Jagiellonia)
Trudno nie wskazać słabszego bramkarza. "Jaga" straciła w Poznaniu aż pięć goli i wszystkie padły po tym, kiedy Słowak zastąpił w bramce Mariusza Pawełka. Choć nie zepsuł nic przy straconych golach, jego obecność między słupkami sparaliżowała obrońców białostoczan do tego stopnia, że wracali oni przed szóstą.

Mateusz Lewandowski (Śląsk Wrocław)
Dzień po meczu Wisły ze Śląskiem Tadeusz Pawłowski dzwonił do Carlitosa i prosił o odkręcenie Lewandowskiego, bo jest mu potrzebny na mecz z Wisłą Płock. Na poważnie, w miejsce lewego obrońcy można postawić każdego i - jesteśmy tego pewni - gorzej nie będzie. Mamy więc pierwszego "pozoranta".

Łukasz Burliga (Jagiellonia)
Nie zagrał złego spotkania, ale znalazł się tutaj za konkretne zachowanie:
Skandaliczna postawa Burligi przy bramce Jóźwiaka. #LPOJAGpic.twitter.com/FpBYtBVW5J
— Mikołaj Kortus (@MikolajKortus) 11 marca 2018
Jeśli profesjonalny piłkarz, przy pierwszym złym wyniku, zachowuje się właśnie tak, to nie dziwmy się, że polska piłka jest w kiepskiej kondycji. Katastrofa i jednocześnie kolejny przykład "pozoranta".