Kibice rozpamiętują niedzielne derby Bydgoszczy. Sklepikarze na Wyżynach też będą o nich długo pamiętać.
Fantastyczna atmosfera, doping kibiców i ciekawy mecz. To jedna strona niedzielnych derby Bydgoszczy między Zawiszą i Chemikiem. Druga strona jest ciemniejsza. - Właśnie podliczamy straty - mówi współwłaściciel sklepu spożywczego nieopodal stadionu. Podczas przerwy wpadło do nas chyba z 50 osób - trzy kupowały, reszta kradła. Wyczyścili mi lodówkę z napojami, zniknęły lody i chipsy.
Bardziej zapobiegliwi byli inni sklepikarze, którzy przed meczem zamykali swoje punkty.
<!** reklama>- Wszystko widzieli policjanci, dwa radiowozy stały obok, ale żadnej interwencji nie podjęli. Po wszystkim weszło do mnie dwóch funkcjonariuszy i powiedzieli, żebym zamykał interes, bo po meczu znowu może przyjść kolejna fala „kibiców” - twierdzi właściciel i zastanawia się, czy nie poskarżyć się na zachowanie policji.
Ta jednak nie dostrzega problemu. - Podczas meczu nie zanotowaliśmy żadnych incydentów - zapewnia Ewa Przybylinska, rzeczniczka bydgoskiej policji.
Irytacji nie kryje Tomasz Rega, członek Zarządu SP Zawisza. - Wykonujemy kawał ciężkiej roboty w szkołach, zabieramy na spotkania z młodzieżą piłkarzy, pokazujemy, że można dopingować bez przekleństw i rzucania ławkami. Jest w klubie kapitalna atmosfera, ale przez ludzi, którzy założyli szalik Zawiszy i przynoszą wstyd naszym barwom, praca jest niweczona. Pozostaje mi przeprosić i wyrazić ubolewanie.