Wakacje oznaczają dla większości kościołów spadek dochodów. Chyba że ma się pod bokiem działkowiczów.
Podczas, gdy jedni wypoczywają na urlopach, proboszczowie parafii zastanawiają się, jak załatać dziurę w budżecie. Nie jest to łatwe, bo społeczeństwo biednieje i coraz mniej może dać „na tacę”.
- Dużo mniej osób zagląda w wakacje do kościoła - potwierdza ksiądz Stanisław Woźniak, proboszcz parafii pod wezwaniem Świętej Trójcy w Bydgoszczy.- Dochody są dużo niższe, a to, co znajdziemy na tacy, stanowi główne źródło utrzymania parafii. I choć kłopoty finansowe nie wpływają dobrze na funkcjonowanie parafii, to staramy się robić tyle, ile można. Jakieś fundusze mamy także z odbywających się na naszym terenie ślubów i pogrzebów, ale to niewielki procent w kasie. Dodatkowo moja parafia mieści się na Starym Mieście. Mieszkają tu ludzie bardzo oddani i ofiarni, ale - niestety - zarabiający bardzo niewiele. Taka trudna sytuacja dotyka jednak wszystkie chyba kościoły, no może z wyjątkiem tych, które organizują msze w okolicach ogrodów działkowych - dodaje ks. Stanisław Woźniak.
Tak dzieje się, na przykład, w obleganym przez bydgoszczan Bożenkowie.
- Co niedzielę o 9.30 na okoliczną polanę przyjeżdża ksiądz. Na mszę przychodzą działkowicze wraz z „miejscowymi” - mówi pan Łukasz. - Nie wiem, ile jest na tacy, ale widzę, że ludzie chętnie coś wrzucają.
- Wpływy do parafialnej kasy zmniejszają się w wakacje co najmniej o 20 procent - mówi ksiądz Andrzej Poteracki, proboszcz parafii pod wezwaniem św. Alberta Chmielowskiego w Kotomierzu.- Jest to dość dotkliwe, bo żyjemy głównie z ofiar wiernych, choć spodziewane i możliwe do zaplanowania w budżecie. W dodatku nasz teren nie należy do miejsc, gdzie żyją zamożni ludzie. To głównie tereny rolnicze i popegeerowskie. Ludzie są tutaj pobożni, ale nie stać ich na wielkie ofiary na rzecz kościoła. Dość powiedzieć, że „papierek” na tacy to raczej wyjątek niż reguła - dodaje ks. Andrzej Poteracki.