Badania psychologiczne, egzamin na własnym samochodzie oraz obowiązkowa nauka technik jazdy - to niektóre z propozycji zmian w przepisach proponowanych przez instruktorów.
<!** Image 3 align=right alt="Image 91428" sub="Wielu adeptów jazdy nie wyjeżdża z placu manewrowego. Nie wszystkim bowiem udaje się pokonać pachołki / Fot. Archiwum">O zmianach mających nastąpić w egzaminach na prawo jazdy media donosiły od początku ubiegłego roku. Jednak projekt trafił do kosza. Zmiany miały objąć także wymogi wobec samych kursów, jednak do dziś nie ma pewności, jak będą wyglądały nowe szkolenia i egzaminy dla przyszłych kierowców oraz kiedy nastąpią zmiany.
- Nie wszyscy młodzi ludzie są przezorni i odpowiedzialni. Jeśli obie te cechy się łączą, to o wypadek nietrudno. Moim zdaniem, przydatne byłyby kursy psychologiczne dla młodych kierowców, uświadamiające im odpowiedzialność, jaką ponoszą. Można by także pokazywać im filmy z miejsc wypadków ukazujące, czym może skutkować szybka jazda - mówi nadkomisarz Wioletta Dąbrowska, oficer prasowa Komendanta Miejskiego Policji w Toruniu.
Doświadczeni instruktorzy ostrzegają, że wymogi wobec szkół nauki jazdy dotyczące prowadzonych kursów są zbyt niskie. W konsekwencji szkoły te kształcą niekiedy przyszłych piratów drogowych. Ośrodki szkolące kierowców mogą wprowadzać samodzielnie dodatkowe elementy do swoich kursów, jednak prawie nigdy nie robią tego ze względu na dodatkowy koszt, który podniósłby cenę szkolenia. Dlatego podniesienie jakości kształcenia wszystkich młodych kierowców możliwe jest tylko dzięki zmianom wymogów prawnych wobec prowadzących kursy.
<!** reklama>- Młodzi ludzie odbywający kurs latem jeżdżą 40-50 kilometrów na godzinę. Gdy po takim szkoleniu wsiadają do samochodu zimą i muszą przejechać trasę poza miastem, gdzie jeździ się z zupełnie inną prędkością i w innych warunkach, to okazuje się, że często nie wiedzą jak zachować się na drodze - wyjaśnia Sebastian Wesołowski, instruktor nauki jazdy z Toruńskiej Akademii Jazdy, który prowadzi Szkołę Jazdy Rajder. - Problem pojawia się szczególnie, gdy mają szybkie samochody i nie zdają sobie sprawy z tego, że ich samochód na śliskiej nawierzchni zachowuje się zupełnie inaczej niż latem. Kierowcy po odebraniu prawa jazdy często muszą eksperymentować na własnej skórze, aby nauczyć się techniki jazdy.
Instruktorzy przyznają, że część ich kolegów nie uczy, jak dobrze jeździć, ale jak zdać egzamin. Skarżą się także, że egzaminatorzy niekiedy oblewają za drobne pomyłki, nieświadczące o braku kwalifikacji kierowcy. - Byłem na egzaminie jednej z moich kursantek, na którym egzaminator nie zaliczył egzaminu za to, że na jednej z głównych dróg włączyła przez przypadek światła drogowe i przejechała na nich dziesięć metrów. To było latem, kiedy było bardzo jasno, jednak egzaminator stwierdził, że spowodowała tym zagrożenie na drodze i zakończył egzamin - wspomina Sebastian Wesołowski.
- Instruktorzy często sami nastawiają kursantów negatywnie do niektórych egzaminatorów. Staramy się podchodzić do każdego w sposób życzliwy. Egzaminatorzy mogą uznać egzamin za niezaliczony tylko w ściśle określonych okolicznościach, poza tym egzaminy są rejestrowane - wyjaśnia Ryszard Nagórski, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Toruniu. Wśród propozycji zmian najczęściej wymienianych przez instruktorów znalazło się wydłużenie praktycznej nauki jazdy do 40 godzin oraz wprowadzenie możliwości zdawania egzaminu na własnym samochodzie.
- Polska i Litwa to jedyne kraje, w których egzaminy na prawo jazdy odbywają się wyłącznie na samochodach ośrodków egzaminujących. WORD wymienia pojazdy co 3-4 lata. Wartość każdego samochodu to ok. 50 tys. zł, co wymusza na szkołach nauki jazdy ogromne koszty - mówi Janusz Karwacki, szef Szkoły Nauki Jazdy „Refleks” z Bydgoszczy. - Dla kandydatów na kierowców powinno wprowadzić się także badania psychologiczne. Nie oszukujmy się, że wszyscy kursanci nadają się do prowadzenia auta.
Problemu nie stanowi już korupcja, która jeszcze kilka lat temu była plagą w niektórych miastach. - W regionie nie ma problemu z korupcją, jednak nieoficjalnie mówi się, że osoby chcące otrzymać prawo jazdy dzięki łapówce, wybierają się na egzaminy do południowej Polski - twierdzi Sebastian Wesołowski.