Autorami nowych rozwiązań stawać się mieli nie tylko inżynierowie, lecz także prości robotnicy. Chodziło o udowodnienie, że klasa robotnicza to sól narodu i to w niej tkwi główny potencjał rozwoju kraju. Do tego dochodziła jeszcze konieczność propagowania działań o charakterze bezinteresownym, czyli tzw. czynów społecznych. Niczego lepszego zatem nie można było w Miejskich Zakładach Komunikacyjnych w Bydgoszczy zrobić, niż... skonstruować nowy wóz tramwajowy po godzinach.
Nic dziwnego, że takie zachowanie bydgoskich tramwajarzy, jakie miało miejsce u progu wiosny 1950 roku, zostało odpowiednio nagrodzone i nagłośnione propagandowo: „Tramwaj numer 18! Pierwszy nowoczesny wóz tramwajowy jednokierunkowy zbudowali warsztatowcy MZK - pisała bydgoska prasa. - Z wnętrza remizy wyjeżdża nowoczesny wóz tramwajowy (...) Swoim wyglądem przypomina znane sylwetki zgrabnych wozów z Chorzowa, kursujących na warszawskiej trasie W-Z (...) Jego niezwykłość polega na tym, że jest pierwszym w Bydgoszczy wozem tak dużym o charakterze „wielkomiejskim” oraz, iż jest pierwszym w Polsce wozem jednokierunkowym”.
Prototyp tramwaju o numerze bocznym 18 został wprowadzony do eksploatacji na linię numer 1. Jak sprawdzono w praktyce, wygodnie mieściło się w nim 65 pasażerów, a ściśniętych jak przysłowiowe śledzie mogło jechać nawet 120! Uzyskano to na skutek zmyślnego manewru, polegającego na usunięciu silnika i układu kierowniczego z jednej strony, co wyjaśnia używaną nazwę tramwaj jednokierunkowy. Nie można było nim jechać w obie strony, zawracając na prostym odcinku torów, lecz trzeba było kurs kończyć na pętli. Najważniejszym osiągnięciem było jednak obniżenie kosztów. Wóz skonstruowany w bydgoskich MZK kosztował 2,5 mln, a nie 18 mln, bowiem tyle warte były tramwajowe wozy silnikowe, produkowane w Chorzowie. Twórcy tramwaju obiecali, że zajmą się w następnej kolejności (także społecznie) zabudową otwartych pomostów w innych kursujących po Bydgoszczy wozach.
