- Tamtej nocy jakoś nie mogłam zasnąć - opowiadała nam wczoraj bydgoszczanka, mieszkająca w jednym z domów przy ulicy Stawowej. - Około drugiej wyszłam na balkon, żeby zapalić papierosa. Z oddali usłyszałam czyjś głos, wołający: „mamusiu, mamusiu, ratunku!”. Powiedziałam o tym mojemu partnerowi, który ruszył szukać źródła głosu. Zadzwoniliśmy jeszcze przedtem na policję.
Jak się niebawem okazało, w niewielkim stawku, zlokalizowanym w chaszczach pomiędzy ulicami Czerwonego Krzyża a Stawową, po szyję w wodzie tkwiła starsza kobieta. Jej wydobywanie trwało bardzo długo. Ciało było bezwładne, kobieta miała na sobie bardzo ciężki płaszcz, nie było też dobrego zejścia do stawu.
Na miejscu zdarzenia pojawiła się policja. Funkcjonariusze wezwali karetkę pogotowia. Kiedy kobietę do niej przenoszono, miała prawdopodobnie temperaturę ciała obniżoną do 32 stopni C.
- Jeszcze pół godziny w wodzie i nie byłoby już kogo ratować - miał oznajmić lekarz.
- Kiedy opowiedziałam tę niecodzienną historię swoim znajomym - relacjonowała dziennikarzowi „Expressu” bydgoszczanka z ulicy Stawowej - natychmiast stwierdzili, że skoro papieros uratował czyjeś życie, to nie powinnam nigdy rzucać palenia...
Jak wynika z ustaleń policyjnych, 79-letnia kobieta wyszła z mieszkania wnuka w sobotę około godz. 18.30. Miała udać się, jak zwykle, autobusem linii 52 do swojego mieszkania na osiedlu Błonie.
Jej zaginięcie wnuk, któremu od tamtej pory nie udało się skontaktować z babcią, zgłosił około godz. 22. Pierwsze policyjne czynności podjęto natychmiast.
Jednak do godz. 3 w nocy upłynęło wiele godzin. Co w tym czasie 79-latka robiła, dlaczego udała się pieszo w stronę ul. Czerwonego Krzyża (od Stawowej do stawku dojścia nie ma)? To może na zawsze pozostać zagadką.
Odnaleziona kobieta nie umiała tego wyjaśnić, a policjanci, jak nam powiedział nadkomisarz Maciej Daszkiewicz, tego nie ustalali, kontentując się szczęśliwym finałem całej sprawy.