Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Boniek, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej: Włosi będą kibicowali Polsce [WYWIAD]

Miłosz Bieniaszewski
- Bawię się coraz mniej Twitterem, bo zaczyna się robić takie polskie piekiełko - mówi Zbigniew Boniek, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej
- Bawię się coraz mniej Twitterem, bo zaczyna się robić takie polskie piekiełko - mówi Zbigniew Boniek, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Łukasz Solski
W Arłamowie rozmawialiśmy ze Zbigniewem Bońkiem m.in. o zbliżającym się mundialu, Kazimierzu Greniu, Polakach w Serie A oraz Twitterze.

Myśli pan jeszcze o tym co by było, gdyby mógł zagrać w tym meczu o finał mistrzostw świata w Hiszpanii z Włochami przed 36 laty?
Bardziej się sprzeczam z Włochami, którym mówię, że to nie jest takie proste. Mówię im, że jakby wycofali Rossiego w tym meczu, a ja mógłbym grać, to mogłoby się to odwrócić w drugą stronę. Płacz nad tym już nic nam nie pomoże. Taka jest piłka. Dostałem drugą żółtą kartkę, a ból jest taki, i jestem o tym przekonany, że sędzia na mnie polował. Jednak po tylu latach to wszystko opadło.

Niektórzy typują Polaków na czarnego konia mundialu. A pan?
My nie możemy być czarnym koniem, bo byliśmy losowani z pierwszego koszyka. Można jednak powiedzieć, że z tych wszystkich drużyn utytułowanych, my jesteśmy tą najbardziej niedocenianą. Nie przyjeżdżamy z kraju, gdzie jest jakaś dobra liga, gdzie są drużyny w europejskich pucharach, itd. Byłem na trzech mundialach i tam tak prosto nie jest. Tam trzeba być w formie, a mieć też trochę szczęścia. Formuła jest taka, że po pierwszych trzech meczach o wszystko w fazie pucharowej decyduje jedno spotkanie i albo jest dom, albo grasz dalej. To nie jest łatwa impreza.

Postawił pan przed drużyną jakiś konkretny cel?
Spotkaliśmy się z drużyną i powiedzieliśmy, że chcielibyśmy wyjść grupy. To byłoby spełnienie naszych założeń. Każdy inteligentny człowiek wie, że to nie oznacza, że po wyjściu z grupy chcemy się rozluźnić. Formuła jest taka, że na mistrzostwach Europy nie przegraliśmy meczu, a wróciliśmy do domu, po porażce w rzutach karnych.

Adamowi Nawałce kontrakt na prowadzenie reprezentacji kończy się po mundialu. Jak duży wpływ na ewentualne jego przedłużenie będzie miał wynik z Rosji?
Nie chciałbym na ten temat za wiele mówić. Sam wynik absolutnie nie będzie decydujący. Ja chciałbym z Adamem Nawałką dalej współpracować, natomiast wrócimy do tego po turnieju. Na mundialu mogą się zdarzyć absolutnie różne rzeczy. Możemy przegrać trzy razy po 0:6 i wtedy pewnie sam trener by powiedział, że woli odpocząć. Różne rzeczy decydują o tym. Umówiliśmy się z Adamem, że porozmawiamy o tym po ostatnim meczu.

Obserwował pan na luzie, leżąc na trawce zbocza wzgórza, otwarty trening kadry w Arłamowie. Zajęcia były dość ostre. Rywalizacja o miejsca na mundial odbywa się nawet na tak - wydawałoby - się luźnym treningu?
Zajęcia nigdy nie mogą być luźne. Takie są czasem na treningach drużyn ekstraklasy (śmiech). Wszyscy wiedzą, co można zrobić na luzie i na świeżości...Słusznie pan jednak zauważył, że ten otwarty trening miał pewne napięcie i wszystko było robione na tzw. „żyle”. Tak się po prostu trenuje. To jest podstawa. Ja lubię sobie pójść i obejrzeć trening, bo wtedy mam swoje wyobrażenie. Widzę, kto wyglądał lepiej, komu piłka nie przeszkadza. Z góry lepiej widać. Muszę przyznać, że byłem trochę zaskoczony poziomem adrenaliny na tym treningu.

Mam przed oczami taki obrazek, jak przed dwoma laty na otwartym treningu kopał pan sobie piłkę z Tomaszem Iwanem. Teraz możliwe to nie było ze względu na operacją. W ogóle z tym pana kolanem to ciekawa historia...
Chyba byłem w rękach Boga. Miałem 19 lat i - jak pamiętam - ten problem, który miałem i po miesiącu gipsu zacząłem się ruszać, a po dwóch miesiącach już grałem. Wtedy nie wiedziałem, że mam to wiązadło rozwalone. Można powiedzieć, że cała kariera minęła mi bez wiedzy na ten temat. Na razie nie było możliwości sobie pokopać ze względu na wspomnianą operację, ale za dwa tygodniu w Soczi będę do dyspozycji (śmiech).

W meczu przeciwko Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej dziennikarze nie będą mieli więc lekko...
Z dziennikarzami zawiesiliśmy nasze mecze, bo było miło, sympatycznie itd., ale jak do tej drużyny dołączyło kilku dziennikarzy, to potem pisali jakieś teksty, że cierpieliśmy, po tym jak przegraliśmy. My dla dobrej zabawy chcieliśmy coś zorganizować, a ktoś zrobił z tego jakąś rywalizację. Nie będziemy się przecież kopać, bo nie o to w tym chodzi.

Przechodząc do zbliżającego się mundialu, można powiedzieć, że któryś z naszych rywali w grupie będzie tym najtrudniejszym?
Wszyscy są bardzo wymagający. Może się zdarzyć, że mecz z Japonią będzie cięższy, niż ten z Kolumbią.

Mundial zna takie historie...
Oczywiście, że tak. Na tym turnieju pewnie najsłabsza drużyna i tak jest lepsza lub porównywalna do naszych najmocniejszych rywali w eliminacjach.

Senegal to nie tylko Mane?
Na ten mecz z Senegalem wszyscy się najmocniej spinają, a przyczyna jest prosta – to nasz pierwszy mecz turnieju. Oczywiście, porażka na inaugurację niczego jeszcze nie zamyka, ale lepiej jego nie przegrać. W historii polskiej piłki, jeśli coś na mistrzostwach świata lub Europy osiągaliśmy, to nigdy pierwszego meczu nie przegraliśmy. Jak zdarzyła się porażka, to było cienko.

Często przebywa pan w Włoszech. Jest tam jakiekolwiek zainteresowanie mundialem, czy rozczarowanie jest tak duże, że w tamtejszych mediach i kawiarniach mówi się tylko o kolejnym scudetto Juventusu?
Bardziej rozmawiają o tym scudetto, czy o tym, kto kogo kupi, o Zielińskim i Miliku, bo oni należą już do tej elity piłkarskiej. Dla Włochów jest to tragiczny przypadek, bo od 1958 roku nigdy ich nie zabrakło. Należy pamiętać, że piłka jest dla nich religią i oni tym żyją. Zawsze żyli mistrzostwami świata, na których zazwyczaj daleko zachodzili. Teraz zrobi się mała dziura pokoleniowa i te dzieci w wieku powiedzmy 8-12 lat, czyli takiego, w którym dobrze się pamięta swoją pierwszą imprezę, nie będą tego mieli. Włosi deklarują, że będą kibicowali na mundialu Polakom.

Na finiszu sezonu Serie A kibicował pan swojemu „Juve” czy Napoli z Milikiem i Zielińskim?
W sercu chciałem, żeby wygrało Napoli, bo każdy chce, aby kopciuszek pokonał tego wielkiego mistrza. W duchu jednak czułem, że to jest jednak niemożliwe. Juventus to drużyna lepiej zorganizowana. Napoli co prawda wygrało z nim i poczuli się jak mistrzowie, a tak naprawdę wtedy dopiero zaczęło się prawdziwe granie.

Czy latem polska kolonia piłkarzy we Włoszech się powiększy?
Czytam i słyszę, że tak (uśmiech). Widzę, że wielu zaczyna wybierać włoski kierunek i uważam, że jest on dobry, bo we Włoszech można się dobrze nauczyć grać w piłkę, ale również m.in. tego, jak rozmawiać z mediami.

Polecał pan ostatnio włoskim klubom któregoś z naszych piłkarzy?
Zadzwoniły do mnie dwa, czy trzy kluby i pytały o różnych zawodników, ale bez zobowiązań. Działa to też w drugą stronę, bo miewam telefony od prezesów z polskich klubów, którzy pytają o zawodników grających we Włoszech.

Czego się pan spodziewa po Rosji, jako gospodarzu?
Jestem przekonany, że Rosjanie zrobią wszystko, żeby było jak najlepiej, aczkolwiek z różnych względów ten mundial będzie uciążliwy dla kibiców. Przede wszystkim ze względu na dystans dzielący poszczególne miasta. Na pewno dopną wszystkie szczegóły, ale należy pamiętać, że ich największym atutem jest improwizacja, a nie organizacja.

Piłkarsko dadzą radę?
Grupę według mnie mają bardzo ciężką. Urugwaj w tej grupie jest poza zasięgiem. Mają też Egipt, który dla mnie jest mocniejszy od Senegalu. Oni są niedoceniani, bo chyba myślimy, że tam są tylko piramidy. To naprawdę silna drużyna i Rosjanie łatwego zadania nie mają. Ja uważam, że lepiej by dla nich było, gdyby trafili do jakiejś grupy z zespołem potężnym, ale byli losowani z pierwszego koszyka i tak się zdarzyć nie mogło. A tak wszyscy są tam nastawieni, że Rosja z tej grupy musi wyjść.

Nasz arbiter Szymon Marciniak zajdzie w Rosji dalej niż kadra?
O arbitrach jak najmniej (uśmiech). Uważam, że w Polsce mamy dobrych sędziów, jeżdżących na wielkie imprezy. Sędzia Gil, który rok temu dostał ode mnie klucze do projektu VAR, żeby się nim zajął, też będzie na mistrzostwach świata.

Za nami pierwszy sezon działania VAR-u. Jak pan oceni ten czas?
Jeśli chodzi nas, to jest coraz lepiej. Ludzie jednak nie znają tak do końca protokołu systemu VAR. On nie jest od tego, aby nadzorować pracę sędziego od A do Z, bo wtedy nie wiadomo jak długo by mecze trwały. Chodzi o to, by rozstrzygał najważniejsze kwestie, czy był gol, karny, czy należy się czerwona kartka. Pod tym względem VAR dużo dobrego zrobił. Kiedyś wychodziło się z meczu i wiedziało się, że bramka była ze spalonego, albo że karnego nie było, a sędzia go gwizdnął. Dzisiaj już tych problemów w zasadzie nie ma i zaczynamy sięgać po inne kwestie - czy Dilaver wskoczył na niego celowo, czy nie.

Można powiedzieć, że pierwszy sukces przed mundialem już mamy. Mam na myśli organizację finału Ligi Europy w 2020 roku na stadionie w Gdańsku. Mocny jest pan...
Na pewno słaby nie jestem (śmiech). Przede wszystkim jesteśmy mocną federacją, jedną z najnowocześniejszych na świecie. Dzisiaj mamy telefony z pytaniem, jak zrobiliśmy projekt „Łączy nas Piłka”. Ja tam jakąś rolę odgrywam, znają mnie, nikomu nie podpadłem i wiedzą, że można u nas robić poważne imprezy. W ostatnich latach nie było kraju, który miałby tyle imprez, co Polska. To się pewnie skończy, bo mojemu następcy nie będzie tak łatwo to kontynuować.

Czy w Polsce nawet prezes PZPN-u musi mieć swoją opozycję?
Mu już tak lubimy się dzielić na lewo i prawo. Na szczęścia piłka to nie polityka, w której nawet jak masz dobry pomysł to druga strona będzie głosowała na „nie”. Ja nie mam z tym problemu, że ktoś mi powie, że zrobiłem coś źle. U nas jest jednak jeszcze trochę dziecinady. Ktoś ma 20 lat, założy sobie bloga, zaproszą go na dwie konferencje i mówi, że jest dziennikarzem. Ja uważam, że ci, którzy są nastawieni negatywnie do wszystkiego, i do wszystkich, to wynika z braku satysfakcji w życiu osobistym. Ja tak to odbieram.

Pan lubi się Twitterem pobawić...
Bawię się jednak coraz mniej, bo widzę, że zaczyna się robić takie polskie piekiełko. Ja lubię czasem wbić szpileczkę, ale ten ktoś zachowuje się, jakbym chciał mu wbić w głowę młot pneumatyczny. Twitter pokazuje jedną rzecz – dziennikarze mający zawód, który polega na pisaniu, krytykowaniu, nie wyobrażają sobie, żeby to zadziałało w drugą stronę. Od razu wtedy odzywa się kilku innych, którzy są z nim związani. Pojawia się mechanizm straży obronnej.

W lipcu 2019 roku kończy się kara dla Kazimierza Grenia. Spodziewa się pan jego comebacku?
Kazimierz Greń, dopóki był członkiem zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej, to miałem z nim takie same stosunki, jak z każdym innym, aczkolwiek był to człowiek, do którego nie można było mieć zaufania. Powiem tak – od prawie trzech lat nie ma go w piłce nożnej i tragedia się nie stała. Jak będzie chciał wrócić, to niech wraca, ale pamiętajmy, że musi mieć poparcie. Uważam, że polska piłka za nim nie będzie płakać. Pamiętam go z jednego zdarzenia: na zarządzie PZPN przed meczem z Niemcami, kiedy brakowało mu już argumentów, rzucił „zobaczymy, czy będziecie tacy mądrzy po meczu” (śmiech). To tylko pokazuje sposób jego działania.

ZOBACZ TAKŻE

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo