Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Bartuzi: - Za trzy lata w Europie będzie więcej alergików niż niealergików

Roman Laudański
Roman Laudański
Prof. dr hab. med. Zbigniew Bartuzi, alergolog i gastroenterolog: - Dzieci najczęściej doznają wstrząsu w szkołach.
Prof. dr hab. med. Zbigniew Bartuzi, alergolog i gastroenterolog: - Dzieci najczęściej doznają wstrząsu w szkołach. nadesłane
Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. Zbigniewem Bartuzi, kierownikiem Kliniki Alergologii, Immunologii Klinicznej i Chorób Wewnętrznych Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. J. Biziela w Bydgoszczy

- Panie profesorze, podobno co drugi Polak ma problemy z alergią.

- Już w 2025 roku w całej Europie będzie więcej alergików niż niealergików, takie są statystyki i to nie ominie Polski. U nas także wzrasta liczba alergików reagujących na pokarmy. To bardzo niepokojące. Dodam, że w Europie liczba alergików pokarmowych zwiększyła się w ciągu ostatnich dwóch lat dwukrotnie, a liczba pacjentów trafiających na szpitalne oddziały z powodu niepożądanych reakcji na pokarmy , wzrosła – w ciągu ostatnich dziesięciu lat – siedmiokrotnie.

- Aż siedmiokrotnie?!
- Tak. To nie tylko alergie, ponieważ w grupie nazywanej „niepożądane reakcje na pokarmy” są nietolerancje pokarmowe i alergie. Nietolerancje pokarmowe to niepożądane reakcje na pokarmy, które nie mają uwarunkowania immunologicznego, nie są alergiami, a uwarunkowane są zaburzeniami i niedoborami enzymatycznymi, zawartością dużej liczby różnego rodzaju substancji aktywnych w pokarmach.

- Z czegoś to wszystko wynika, zapewne z jakości produktów żywnościowych, ale gdyby zapytać o to polskich rolników, to usłyszymy zapewnienie, że mamy najlepszą żywność na świecie.
- Bo rzeczywiście tak jest. W porównaniu do żywności dystrybuowanej w krajach zachodnich, polska żywność, mimo że zawiera coraz więcej substancji dodatkowych, jest najlepsza.

- Substancji dodatkowych?
- Konserwantów, poprawiaczy smaku, emulgatorów, barwników, ale nie tyle, co na Zachodzie. Proces westernizacji przemysłu żywnościowego na Zachodzie trwa od dawna. Tam sztucznych dodatków poprawiających wygląd, smak, różnych przedłużaczy świeżości stosuje się bardzo dużo. Zapewne przez to coraz częściej dochodzi do niepożądanych reakcji na pokarmy.

- Coś, co ładnie wygląda, dłużej zachowuje świeżość, niekoniecznie musi służyć naszemu zdrowiu?
- Oczywiście, a poza tym to również sposób uprawy, nie mówiąc o GMO, bo to zupełnie inny temat. Nie mamy jeszcze dowodów na to, że żywność produkowana za pomocą inżynierii genetycznej może wpływać na alergie. Sposób uprawy, dodawanie nawozów, środków ochrony roślin, to wszystko wpływa na to, że do ziemi dostaje się dużo toksycznych związków, które zanieczyszczają żywność.

- A produkcja zwierzęca?
- Powszechne stosowanie antybiotyków, hormonów również może mieć mieć na to wpływ. Poza tym duże znaczenie ma genetyka.. Wiemy, które geny odpowiedzialne są za proces alergiczny. Wśród pacjentów mających predyspozycje genetyczne jest cała grupa takich, którzy nigdy nie zachorują na alergie, bo potrzebny jest do tego tzw. dodatkowy czynnik środowiskowy, żeby wystąpiła u nich choroba alergiczna. To tzw. epigenetyka. W genetyce udowodniono, że jeżeli jedno z rodziców ma alergie, to szanse na wystąpienie alergii u dziecka wynoszą 40 proc. A jeśli alergię ma dwoje rodziców, to szansa na jej wystąpienie u dziecka sięga już 80 proc., co nie znaczy, że tak musi być. Ogromne znaczenie mają czynniki środowiskowe.

- Pokolenie, które przeżyło II wojnę światową, późniejsze zesłania, głód, żywiło się raczej słabo, także miało takie problemy?
- Trafiały się osoby z takimi problemami, ale zdecydowanie rzadziej.

Tak zwana epidemia alergii pojawiła się w latach 50. Wtedy notowano dramatyczny wzrost liczby przypadków astmy alergicznej. O alergiach na pokarmy jeszcze się nie słyszało. Natomiast wzrost, który spowodował zainteresowanie alergią na pokarmy, to początek naszego wieku. Od roku 2000, a może od końca lat 90. ubiegłego wieku zaczynaliśmy zauważać coraz więcej pacjentów nietolerujących pokarmy. Także takich, gdzie po spożyciu pokarmu występowały groźne dla życia zaburzenia, pacjent ocierał się o śmierć.

Takich pacjentów mamy coraz więcej.

- Czego tacy pacjenci nie powinni jeść? Da się ustalić taką listę? Szklanka mleka jest w stanie wywołać alergię?

- U alergika kropla mleka może spowodować śmierć. Są pacjenci uczuleni np. na orzeszki i wystarczy, że wejdą do pomieszczenia, w którym ktoś jadł orzeszki i aerozol cząstek unoszących się w powietrzu sprawi, że chory ginie z powodu wstrząsu anafilaktycznego. Mam pacjentów uczulonych na ryby. Jeżeli przejdą obok sklepu rybnego, to musi ich zabierać pogotowie, bo się duszą. Tak silne są to reakcje.

- Sam zapach?!
- Tak, czyli nie tylko spożycie, ale i oddychanie cząsteczkami pokarmowymi, nawet dotknięcie palcami pokarmu może wywołać silną reakcję alergiczną w postaci wstrząsu. To są sytuacje dość powszechne.
Przy okazji zwrócę uwagę na bardzo ważny problem – stosowanie adrenaliny w szkołach. Adrenalina jest jedynym lekiem, który podany możliwie szybko zapobiega śmierci pacjenta podczas wstrząsu anafilaktycznego.

- W szkołach?

- Tak. Dzieci najczęściej doznają wstrząsu w szkołach. Jedzą kanapki, częstują się wzajemnie, dochodzi do wstrząsu. Osobą, która powinna zareagować jest nauczyciel czy osoba postronna. Tylko że w polskim prawie jest to nieuregulowane. Z punktu widzenia obecnych przepisów, nauczyciel nie może podać adrenaliny, ponieważ jest to lek ampułkowy, a takie leki może zaaplikować tylko przedstawiciel ochrony zdrowia.

- W zamierzchłych czasach pielęgniarki były w szkołach.
- A dziś, jeśli pielęgniarka przychodzi raz w tygodniu do szkoły, to już jest super. A o lekarzach zapomnij. Walczymy o to, żeby adrenalina była w szkole, przynajmniej cztery zestawy, i to w miejscu łatwo dostępnym, o którym każdy wie, może po nią sięgnąć i podać. Walczymy o to także aby dobrze przeszkolony nauczyciel, po wyrażeniu pisemnej zgody mógł właściwie zareagować, tzn. Osobie we wstrząsie anafilaktycznym podać adrenalinę. Ma to kluczowe znaczenie w ratowaniu życia. Towarzystwo Alergologiczne podjęło się procesu edukacji i szkolenia nauczycieli. Jestem przedstawicielem grupy zajmującej się wdrażaniem adrenaliny w szkołach. Miałem na ten temat szereg rozmów z kolejnymi ministrami zdrowia.

- Jak reagują?
- Ministerstwo Zdrowia z reguły pozytywnie i być może po sześciu latach coś się z tego „urodzi”. Już prawie mieliśmy rzecz dogadaną, tylko że tam dość często są rotacje i trzeba od nowa wszystko tłumaczyć. Największy opór jest ze strony Ministerstwa Edukacji i Nauki. Nauczyciele mają szereg obaw w tym zakresie. A przypomnę, że nawet jeśli podanie adrenaliny jest bezzasadne, ktoś podał ją niepotrzebnie, to nie wyrządzi żadnej krzywdy pacjentowi.

- Z pewnością obawy zmniejszyłyby odpowiednie szkolenia.
- Ma pan niewątpliwie rację, że w ramach obowiązkowych kursów udzielania pierwszej pomocy będzie także szkolenie z podawania adrenaliny. Każdy nauczyciel będzie musiał taki kurs przejść, a później miał możliwość wyrażenia pisemnej zgody, że w razie potrzeby poda adrenalinę.

- A co z pacjentami w starszym wieku, którzy coś zjedli, coś ich wysypało. Jak znaleźć przyczynę, na co organizm pacjenta źle zareagował i jaka to może być reakcja?
- Pacjent może mieć wysypkę, biegunkę, duszności, może także spuchnąć. Objawy są różne. Diagnostyka alergii pokarmowej jest jednym z najtrudniejszych problemów przed jakimi staje współczesna alergologia. Trudności diagnostyczne biorą się m.in. z różnorodności spożywanych pokarmów. Istnieje także zjawisko reakcji krzyżowych, czyli nie jestem na coś uczulony, spożyję to i dojdzie do reakcji krzyżowej z innymi pokarmami, pyłkami. Istnieją tzw. „alergeny zamaskowane, których obecności się nie spodziewamy. Mamy także problem tzw. kofaktorów, czynników obniżających próg wrażliwości: zawsze to jadłem, nigdy mi nie zaszkodziło i nagle wystąpiła niepożądana reakcja.

- Co mogło ją wywołać?

- Zapytałbym, czy pacjent był w stresie, może spożywał dodatkowe leki, np. polopirynę, lek przeciwbólowy, czy może pił alkohol, czy wcześniej był wysiłek fizyczny? To wszystko ma znaczenie. I nagle może dojść do tego typu reakcji. Wywiad z pacjentem pomaga ustalić okoliczności, rodzaj łączonych ze sobą pokarmów. Czy to było w okresie pylenia roślin? To wszystko ma kolosalne znaczenie. A później przystępujemy do podstawowej diagnostyki; testów skórnych, badań immunologicznych itd.

- Podobno schodzicie nawet na poziom molekularny?
- W Polsce są dwa wiodące ośrodki wykonujące takie badania: my i Uniwersytet Jagielloński. Mamy tu doskonałe narzędzia badawcze, jak na możliwości współczesnej alergologii. Oni i my robimy tzw. testy multipleksowe, czyli z jednej próbki krwi pacjenta określamy prawie 300 różnych molekuł alergenowych. Czasami zrobienie nawet tak precyzyjnych badań nie daje odpowiedzi, bo alergenów jest zdecydowanie więcej. Posiłkujemy się także skomplikowanymi testami aktywacji bazofili, które wykonujemy jako jedyni w kraju. Wykonujemy również testy prowokacji, czyli pacjent i lekarz nie wiedzą, co podawane jest we wzrastających dawkach pacjentowi. W przypadku pacjentów zagrożonych wstrząsem odbywa się to na sali intensywnego nadzoru. To tzw. podwójnie kontrolowana doustna próba prowokacji wykonywana w przypadku pacjentów szczególnie skomplikowanych.

- Czy alergicy mogą się leczyć jedzeniem?
- Takie było zdanie Hipokratesa. Posiłek miał być lekiem. I tak w wielu wypadkach jest, ponieważ w przypadkach wielu chorób stosuje się diety mające działanie lecznicze.

- Jak się uchronić przed alergią?
- Przez całe lata uważano, że jeżeli nie chce się zapaść na alergię, to trzeba unikać pokarmów, które od wczesnego dzieciństwa szczególnie alergizują. Obecnie dominuje pogląd, że od wczesnych miesięcy i lat należy wprowadzać pokarmy silnie alergizujące, aby pobudzić nasz układ immunologiczny do właściwej pracy. Od 4 – 6 miesiąca życia matki wprowadzają dziecku pokarmy stałe i nie ograniczają wyboru: orzechy, mleko, jaja podaje się, żeby stymulować układ immunologiczny do właściwej pracy. Trzeba jednak pamiętać, że takie postępowanie dotyczy dzieci, u których nie ma nadwrażliwości typu alergicznego. Przez całe lata istniał pogląd, że najlepszą ochroną przed alergią jest mleko matki, która powinna nim jak najdłużej karmić dziecko. Mam pacjentkę, która karmiła w ten sposób swojego sześcioletniego syna, co – wbrew pozorom – sprzyja alergii. Układ immunologiczny chroniony przez mleko matki nie będzie później działał prawidłowo. Nie jest przygotowany do zetknięcia z pokarmami, z którymi się wcześniej nie stykał. Dlatego jednym ze sposobów uniknięcia alergii jest wczesne wprowadzenie pokarmów, które mogą mieć działanie alergizujące.

- Podam przykład dwulatka, którego nagle obsypało, a ani rodzice, ani opiekunka nie byli w stanie ustalić, co też nowego zjadło dziecko. Starszy doktor pokiwał głową, przepisał lekarstwo i powiedział, że jak jego dzieci były małe, to trzeba było odstawić mleko i alergia przechodziła. Podobno dzieci do trzech lat wychodzą z takich doświadczeń.
- To zjawisko nazywamy immunotoleracją. Najczęstszą przyczyną alergii we wczesnych miesiącach życia jest krowie mleko. Nabywanie immunotolerancji następuje w miarę dorastania dziecka i obejmuje średnio 70 – 75 procent dzieci. W wieku 14 – 15 lat zwykle już mogą bezkarnie pić krowie mleko, ale nie wszyscy. Mam ciężki przypadek pacjentki z Warszawy uczulonej na mleko, doznaje wstrząsów anafilaktycznych już na kroplę mleka. Uczulona jest na główną molekułę alergenową mleka, wartości IgE są u niej tak wysokie, że prowokują cały czas wstrząs. Ta pacjentka musi uważać szczególnie na pokarmy, ponieważ mleko znajduje się w wielu produktach, o czym w ogóle się nie myśli, np. w wędlinach, chipsach. Tam wszędzie jest mleko, a pacjentka uczulona jest na mleko surowe i gotowane.

- Pacjentka z Warszawy, czyli trafiają do was ludzie z całej Polski?
- Nie mamy dnia, kiedy nie mielibyśmy pacjenta z innej części kraju. Kolejka do nas jest bardzo długa, ponad rok czeka się na diagnostykę. Oczywiście w sytuacjach, kiedy mamy do czynienia ze wstrząsami anafilaktycznymi, to staramy się przyspieszać przyjęcie, żeby ustalić przyczynę wstrząsów i aby pacjent wprowadził odpowiednią dietę eliminacyjną.

- Wychował pan profesor dobrą kadrę?
- Cały mój zespół to osoby z doktoratem. Wszyscy mają co najmniej dwie specjalizacje, w tym alergologię. Są wśród nas również gastrolodzy, bo alergia pokarmowa bliska jest gastroenterologii, sam jestem gastroenterologiem i jeszcze dwóch kolegów z mojego zespołu. Mamy hematologów. Zespół jest wielospecjalistyczny.

- Słuchając pana profesora odnoszę wrażenie, że im więcej wiecie o alergiach, tym więcej problemów przed wami do rozwiązania.
- Rzeczywiście, wgłębiając się w te problemy widzimy większe luki i konieczność uzupełnienia tej wiedzy. Temu służą międzynarodowe konferencje, największe w Polsce, które prowadzimy już od jedenastu lat. Ostatnia, marcowa, zgromadziła siedmiuset lekarzy z całego kraju i nie tylko. Trzeba pamiętać, że wśród uczestników konferencji naprawdę nie ma lekarzy podstawowej opieki, rodzinnych. To konferencja dla specjalistów. Poziom wykładów i dyskusji jest bardzo wysoki. Dyskutujemy na temat wyboru strategii diagnostycznych i leczniczych dotyczących konkretnych przypadków. Jest naprawdę niewiele nazwisk specjalistów ze świata, którzy nie brali udziału w naszych konferencjach przez te jedenaście lat. W tym roku mieliśmy gości z Austrii i Włoch, a w poprzednich latach wykładowcami byli m.in. profesorowie Australii, Stanów Zjednoczonych, RPA, Danii, Wielkiej Brytanii, Holandii, Danii, Niemiec. Takie spotkania przekształcają się w dalsze kontakty, nawiązują się przyjaźnie pozwalające się rozwijać.

- Pacjentom należałoby życzyć, żeby wasz oddział był jak największy, tylko czy to byłyby dobre życzenia dla kadry mającej jeszcze więcej pracy? Skoro żyjemy w czasach, w których będzie przybywało pacjentów z uczuleniami alergicznymi, to i wasz ośrodek powinien się rozwijać.
- Od lat pracuję w bydgoskim Szpitalu Uniwersyteckim nr 2. Zawsze była tu klinika alergologii, zakładał ją profesor Bogdan Romański, który był pierwszym konsultantem krajowym oraz prezesem Polskiego Towarzystwa Alergologicznego. Tradycje alergologii były w tym szpitalu zawsze, podobnie jak nieustannie towarzysząca nam życzliwość dyrekcji. Mamy kontrakt także na immunologię oraz dominującą internę, ponieważ takie są potrzeby szpitala, ale staramy się potrzebujących pacjentów hospitalizować.

- Ile macie łóżek na oddziale?
- Trzydzieści pięć.

- Pewnie przy tych kolejkach i sto byłoby mało.
- Przypuszczam, że tak. Co chwilę dzwonią koledzy z innych ośrodków, że mają kolejnego pacjenta podatnego na kolejne wstrząsy anafilaktyczne. I musimy go przyjąć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co to jest zapalenie gardła i migdałków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zbigniew Bartuzi: - Za trzy lata w Europie będzie więcej alergików niż niealergików - Gazeta Pomorska