Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawsze fair play

Redakcja
Jerzy Patalas odznaczony za wybitny wkład w rozwój piłki nożnej, zaczynał swą przygodę z futbolem od szmacianego gałganka.

Jerzy Patalas odznaczony za wybitny wkład w rozwój piłki nożnej, zaczynał swą przygodę z futbolem od szmacianego gałganka.<!** Image 2 align=none alt="Image 221751" sub="Jerzego Patalasa smucą porażki Pałuczanki. Jednak w towarzystwie żony Anny, z którą przeżył szczęśliwie prawie 50 lat, odzyskuje dobry humor i łatwiej znosi wszystkie trudy / Fot.: Maria Warda">

Jest Pan w świetnej formie. Trudno uwierzyć, że pamięta Pan złote czasy Pałuczanki Żnin...

W lutym skończę 75 lat. Czuję się doskonale i jestem przekonany, że to zasługa zdrowego trybu życia. Kondycję zawdzięczam gimnastyce. Niestety, po kontuzji kolana, nie mogę chodzić z żoną na kijki. Za to dużo jeżdżę rowerem. Nie lubię narzekać i chyba ta pogoda ducha ma też wpływ na ogólne samopoczucie. Tak w życiu codziennym, jak i w sporcie kieruję się zasadą fair play.

Od dzieciństwa lubił Pan grać w piłkę nożną?

Mieszkam do dzisiaj w tym samym miejscu, gdzie się urodziłem, czyli przy ulicy Szpitalnej. Od małego graliśmy z kolegami w miejscu gdzie dziś jest park, piłka była ze szmat. Sami ją szyliśmy. Kiedy mieliśmy po 13-14 lat toczyliśmy wojny uliczne z rówieśnikami. Chłopacy z ulicy Szkolnej nie mieli prawa odwiedzać naszych koleżanek. Te wojny nie były dla nikogo groźne, ale gdy się coś przeskrobało zaraz pojawiał się milicjant. Znał każdego, wystarczyło że zagroził, iż naskarży ojcu lub pójdzie do szkoły, zaraz każdy robił się pokorny jak baranek. Ojciec to był autorytet, a w szkole nie patyczkowali się, bicie krnąbrnych uczniów nie należało do rzadkości.

Jak trafił Pan do Pałuczanki?

Sam się zapisałem, kiedy skończyłem 12 lat. Wyszkolili mnie na bramkarza. Przez wiele lat broniłem bramki, ale na końcu miałem tego dosyć i zostałem obrońcą. To były złote czasy Pałuczanki. Kiedy zaczynałem karierę sportowca, była tylko I, II i III liga, a dalej klasy „C”, „B” i „A”. Kiedy Pałuczanka była w „A” klasie graliśmy o Puchar Polski z Wartą Poznań. Przegraliśmy, ale mnie koniecznie chcieli zabrać do Warty. Budowałem wtedy dom, a oni chcieli mi nawet dać murarzy, byle bym się zgodził grać u nich. Obiecywali złote góry, ale ja Żnina opuścić nie chciałem. Gdy skończyłem 33 lata, przeszedłem do oldbojów, gdzie grałem do ukończenia 52 lat. W końcu zostałem trenerem bramkarzy. Szkoliłem, między innymi, Rafała Wituckiego. To był dobry zespół, wtedy weszliśmy do IV ligi.

Jestem przekonana, że gdyby przyszło Panu zagrać w reprezentacji seniorów Pałuczanki, zespół miałby lepsze wyniki.

Nie odważyłbym się, ale jestem pewien, nasi oldboje bez problemu pokonaliby obecną reprezentację. Chodzę na ich mecze jako kibic, ale serce mnie boli, gdy patrzę jak nieudolnie poruszają się po boisku.

Wierni kibice twierdzą, że zawodnicy Pałuczanki zostali za bardzo rozpuszczeni, kiedy prezesem był Zenon Flejter. Za dużo żądali, a za mało dawali od siebie.

Niestety to prawda. Dochodziło do tego, że mówili: „Dasz 50 złotych, to się rozbierzemy i będziemy grać”. Pyskowali, nie było dla nich żadnego autorytetu. Zresztą to chyba nie do końca była wina działaczy, takie zachowanie wynosi się z domu, a dziś wiadomo jak to jest z kulturą osobistą. Kiedyś było nie do pomyślenia, aby pyskować starszym.

Jednak trudno, aby grali za butelkę oranżady...

My graliśmy. Później jak były mecze wyjazdowe dostawaliśmy obiad, a kiedy dyrektorem „Spomaszu” został pan Zawadzki, fundował zawodnikom i ich rodzinom bezpłatne wczasy we Władysławowie. Raz wynajął nawet autobus i przez 2 tygodnie jeździliśmy po Polsce. Spaliśmy w namiotach. To było piękne. Niestety, dziś o sponsorów trudno, a i kibice nie kwapią się, żeby kupować bilety.<!** reklama>

Wywodzi się Pan z epoki, kiedy każdy chłopak musiał iść do wojska. Jedni twierdzą, że to była szkoła życia, inni, że zmarnowany czas. Jaka jest Pana opinia na ten temat?

Dostałem powołanie do jednostki w Kołobrzegu. To był rok 1959. Najpierw musiałem uczyć się jeździć, później zostałem dowódcą czołgu. Kończyłem już służbę i miałem wychodzić do cywila, kiedy zaczęły się jakieś rozruchy w Niemczech. Przedłużyli nam służbę, czołgi wyładowane amunicją czekały na rozkaz. Na szczęście, wszystko się uspokoiło. Co ciekawe, wcale się nie baliśmy. Uważam, że wojsko było dobrą szkołą życia i każdy chłopak powinien przez nią przejść.

  • Jerzy Patalas - emerytowany mistrz obróbki wiórowej nieistniejącego już dziś „Spomaszu”. Odznaczony brązowym medalem za wybitne osiągnięcia w rozwoju piłki nożnej. Przez wiele lat szkolił bramkarzy MKS Pałuczanka. Lubi aktywny tryb życia. Odpoczywa jeżdżąc na rowerze, lub łowiąc ryby. Najważniejszymi osobami są dla niego żona Anna oraz córki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!