Dzięki telefonowi komórkowemu możemy skontaktować się ze światem gdziekolwiek się znajdziemy. Największą wadą tego wspaniałego urządzenia jest to, że za jego pomocą równie swobodnie świat może kontaktować się z nami.
<!** Image 2 align=right alt="Image 34738" sub="Wcale nie tak dawno komórki rozmiarami przypominały walizki (na zdjęciu jeden z analogowych modeli Motoroli z ogromną baterią). Dzisiaj z łatwością mieszczą się w dłoni.">W 1976 roku, sto lat po wynalezieniu telefonu, słynny teoretyk komunikacji Marshall McLuhan stwierdził, że przez Bella i jego wynalazek, ostatnim miejscem na Ziemi, w którym człowiek może chociaż przez chwilę pobyć sam, jest jego własny samochód. Ciekawe co powiedziałby dziś, w dobie komórkowej rewolucji?
Rewolucja tymczasem szybko rozprzestrzenia się na cały glob. Telefon komórkowy cieszy się powodzeniem nawet w najdzikszych zakątkach Afryki. W Polsce przyjął się znakomicie. Najnowsze sondaże dowodzą, że przekroczyliśmy w tym roku kolejny próg cywilizacyjny. Liczba aktywnych kart SIM dobiła do 30 milionów. Przynajmniej jeden telefon komórkowy posiada już ponad 70 procent z nas. Fachowcy przekonują, że na tym nie koniec. Da się podobno dociągnąć do dziewięćdziesiątki. Pytanie tylko - kiedy? A dokładniej - kiedy powszechność komórek pociągnie za sobą spadek cen usług telekomunikacyjnych? Na razie jesteśmy pod tym względem pchłą na ogonie Europy.
Telefon większy od cegły
Historia telefonów komórkowych jest dłuższa niż mogłoby się wydawać. Wspomniany już Marshall McLuhan, nazywany prorokiem mediów, globalnej ekspansji mobilnego aparatu telefonicznego nie tylko nie doczekał, ale i nie przewidział. To dziwne, bo eksperymentalne modele komórek istniały już wówczas, gdy naukowiec poszukiwał samotności w swoim samochodzie. Pierwszy raz publicznie połączył się przez telefon komórkowy w 1973 roku amerykański inżynier Martin Cooper z Motoroli. Aparat Coopera był jak na owe czasy całkiem zgrabny - ważył trochę ponad kilogram, a swoimi gabarytami tylko nieznacznie przewyższał cegłę.
Zdaniem Paula Levinsona, autora książki „Telefon komórkowy. Jak zmienił świat najbardziej mobilny ze środków komunikacji”, ucznia i współpracownika McLuhana, na wynalezienie komórki skazani byliśmy od czasu, gdy nauczyliśmy się mówić. Z ruchomym medium ludzkość zetknęła się po raz pierwszy, gdy słynni autorzy skalnych rysunków przerzucili się na kamienne tabliczki. Swój wkład racjonalizatorski wniósł tu również anonimowy wynalazca papirusu, a później (już w dobie renesansu) inny spryciarz - niejaki Gutenberg.
Mijały stulecia, opracowywano kolejne przełomowe wynalazki z dziedziny mobilności: pierwszy przenośny odbiornik radiowy, pierwszy przenośny aparat fotograficzny „Kodak” (wcześniejsze aparaty były tylko „możliwe do przeniesienia”, a to oznacza podobno coś zupełnie innego niż „przenośne”). W 1956 roku firma Ericsson wprowadziła na rynek pierwszy telefon bezprzewodowy. Ta techniczna nowinka ważyła 40 kilogramów, była wielkości walizki, a kosztowała tyle, co porządny samochód.
<!** reklama left>Pierwsza komórka pojawiła się, jak wspomniano wyżej, prawie 17 lat później i również kosztowała niemało. Właśnie z powodu wysokich cen przez kolejne kilkanaście lat telefony komórkowe nie cieszyły się popularnością.
Wreszcie nadeszły lata 90., a wraz z nimi technologia cyfrowa GSM. Ktoś wpadł na pomysł, że na telefonach sprzedawanych masowo da się zarobić więcej niż na produktach elitarnych. Ceny spadały więc na łeb na szyję. W dodatku komórki „zmniejszyły się” do rozmiarów umożliwiających noszenie ich w kieszeni bez ryzyka zgubienia spodni (wcześniejsze, analogowe modele ciągle przypominały cegłę Coopera). Rozpoczęło się globalne szaleństwo.
I prezes w końcu zmiękł
Finowie nazywają ją „kanny” (przedłużenie ręki), Niemcy podobnie, tyle że po swojemu - „handy”, Hiszpanie - „al mubil”, Rosjanie - „mobilczik”, a Żydzi jeszcze ładniej - „pele-fon”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza cud-telefon. My okazaliśmy się mało oryginalni i ściągnęliśmy od Amerykanów nazwę „telefon komórkowy”, która jest określeniem technicznym, nawiązującym do układu telekomunikacyjnych stacji bazowych. Kto by jednak przejmował się nazwą, kiedy komórkowy boom trwa w najlepsze.
- Skalę i tempo podbijania świata przez telefon komórkowy można porównać chyba tylko z zawrotną karierą telewizora - uważa dr Bożydar Dubalski z Wydziału Telekomunikacji Akademii Techniczno Rolniczej w Bydgoszczy.
W Polsce działa obecnie dwa razy więcej telefonów komórkowych niż stacjonarnych. Wiąże się to poniekąd z większą dostępnością mobilnej telefonii. Na początku XXI wieku nadal spotkać można w naszym kraju wioski, gdzie łączność przewodowa w ogóle nie istnieje. Jest wielu gospodarzy, którzy nie mają w swoich domach bieżącej wody i toalety. Mają za to telefon komórkowy.
- Komórka w bardzo krótkim czasie stała się dla wielu z nas przedmiotem wręcz obowiązkowym. Urządzeniem, bez którego większość społeczeństwa zwyczajnie nie wyobraża sobie życia - twierdzi dr Dubalski.
Trafiają się oczywiście „dziwacy”, którzy komórek nie używają z założenia. Do niedawna takim fenomenem był Henryk Miłoszewski, prezes Oddziału Miejskiego PTTK w Toruniu: - Po prostu napatrzyłem się na kolegów, którzy praktycznie nie odrywali komórki od ucha. I to nie tylko w pracy, ale również w trakcie urlopu czy zwykłego wypadu na grzyby. Z jednej strony irytowało mnie to, a z drugiej współczułem im. O nie, pomyślałem, ja niewolnika komórki nie dam z siebie zrobić...
Prezes Miłoszewski trzymał się dzielnie przez wiele lat. Uległ pod koniec zeszłego roku, po długotrwałym wierceniu dziury w brzuchu przez własną rodzinę.
- Charakter mojej pracy wiąże się z licznymi wyjazdami służbowymi. Żona miała już dość wiecznego martwienia się, czy dotarłem na miejsce bezpiecznie. Wspólnie z dziećmi wykombinowała niecny plan. Komórkę znalazłem pod choinką - opowiada Henryk Miłoszewski. - Cóż, aspekt praktyczny przebił moją niechęć do tego wynalazku.
Znaczenie owego aspektu praktycznego jest poza wszelką dyskusją. I nie chodzi tu o wykorzystywanie komórki jako smyczy na członków własnej rodziny. Przypadki ocalenia ludzkiego życia dzięki telefonowi komórkowemu nie należą wcale do rzadkości. Wystarczy wspomnieć tragedię w katowickiej hali wystawowej. Dzięki komórkom ratownicy mogli nawiązać łączność z uwięzionymi pod zawalonym dachem ludźmi, co pozwoliło na sprawniejsze prowadzenie akcji.
Komórki mają też wady. Trudno to wytłumaczyć, ale dzwonią znacznie częściej niż telefony stacjonarne. Dzwoniąc zaś przerywają nam całą masę ciekawych czynności.
Emocje budzi również sprawa szkodliwości telefonów komórkowych. Naukowcy nie są w tej kwestii zgodni. Nie istnieją jednak żadne dowody, które potwierdziłyby szkodliwe skutki oddziaływania fal wykorzystywanych przez komórki.
Nie ma natomiast wątpliwości co do innej poważnej wady komórek. Chodzi o ceny usług.
- W Polsce tanio z telefonów komórkowych korzysta się wyłącznie w reklamach - twierdzi dr Bożydar Dubalski. - Niby operatorzy prześcigają się w promocjach, rabatach i upustach, a rachunki i tak każdego miesiąca wpędzają nas w depresję. Największym bandytyzmem są, moim zdaniem, długoterminowe umowy, przywiązujące nas do danego operatora nawet na dwa lata.
Dr Dubalski przestrzega przed zawieraniem tego typu umów szczególnie teraz. Pewne jest bowiem, że na rynku pojawi się niebawem czwarty operator.
<!** Image 3 align=right alt="Image 34739" sub="W Polsce działa obecnie dwa razy więcej telefonów komórkowych niż stacjonarnych. Wiąże się to poniekąd z większą dostępnością mobilnej telefonii. Na początku XXI wieku nadal spotkać można w naszym kraju miejsca, w których łączność przewodowa w ogóle nie istnieje.">- To musi pociągnąć za sobą spadek cen - przekonuje Antoni Mężydło, poseł PiS, przewodniczący Sejmowej Komisji ds. Łączności i Nowoczesnych Technik Informacyjnych. - Mam nadzieję, że stanie się to jak najszybciej, bo obecnie ceny polskich usług telekomunikacyjnych są najwyższe w Europie. Liczę na to, że pozytywne zmiany pojawią się już jesienią przyszłego roku.
Dla niektórych „już”, dla innych „dopiero”...
- Niestety, najpierw trzeba doprowadzić do końca kilka kwestii formalnych, a nie jest to proste - twierdzi poseł Mężydło. - Chodzi przede wszystkim o budowę kolejnych stacji bazowych, co jest niezbędne nie tylko z punktu widzenia czwartego operatora, ale również z uwagi na wdrażanie nowych technologii typu UMTS. Polska ma w kwestii stacji bazowych znacznie bardziej rygorystyczne przepisy z zakresu ochrony środowiska, niż wynika to z zaleceń Unii Europejskiej. Inwestor jest, czeka. Nie może jednak zacząć działać, bo prawo krępuje mu ręce.