Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawisza za moich czasów, a ten dzisiejszy, to dwa inne kluby

Marcin Karpiński
Były trener Zawiszy Piotr Tworek o: rodzinie, pracy trenerskiej, relacjach z zawodnikami i o tym, dlaczego pokochał Bydgoszcz, w której na stałe mieszka od 10 lat. Ale praca szuka go w Polsce. Od maja tego roku jest trenerem II-ligowej Kotwicy.

Zjeździł pan całą Polskę, pracował u stóp Beskidu po Morze Bałtyckie. Nie było pomysłu, aby zamieszkać gdzieś indziej?

Nie i myślę, że jeszcze długo nie. Od chwili przeprowadzki do Bydgoszczy to miasto bardzo mnie się podoba. A obserwując postępy w zakresie infrastruktury, jestem pod ogromnym wrażeniem. Chętnie tu przyjeżdżam, mieszkam i wypoczywam. Można coś zjeść - jestem zaskoczony tym, co zobaczyłem na ulicy Jatki; można się ubrać - galerii handlowych dostatek; można urządzić mieszkanie i jest też gdzie wyjść na spacer. A już te świąteczne iluminacje widoczne z daleka w centrum miasta wieczorową porą, to coś pięknego. Do tego kina, teatry, opera. Dostrzegam tu wiele pozytywnych zmian, które nastąpiły w ostatnich latach. To miasto można poznać na nowo.

Pan pokochał też Bydgoszcz z innego powodu...

I to chyba najważniejsza sprawa. To tu, przy okazji pracy w Zawiszy SA, poznałem swoją żonę. Po dwóch latach znajomości wzięliśmy z Natalią ślub. Owocem tej miłości jest córka Julka, który skończyła już sześć lat. Obie często jeździły na moje mecze, w każdej klasie, nawet do Bielska-Białej.

Z tym rdzennym Zawiszą awansował pan do II ligi. Drużyna z tamtego okresu, a ten Zawisza z 2015 roku, to...?

Dwa inne kluby, pod każdym względem. Dziś Zawisza jest w czołówce pierwszej ligi z aspiracjami na grę w ekstraklasie. Zresztą, życzę Maciejowi Bartoszkowi, żeby udało mu się z tym zespołem awansować. Chodziłem na mecze ekstraklasy i to był futbol na innym poziomie. Mój, czy też nasz Zawisza czwartoligowy, złożony był w większości z graczy miejscowych. Zawsze będę miło wspominał moich asystentów, kierowników drużyny, nie mówiąc już o zawodnikach, których nazwiska mógłbym długo wymieniać. Oni chcieli być w tej drużynie, dawali z siebie więcej aniżeli umieli. Nigdy nie zapomnę też momentu, gdy się rozstawaliśmy. Te chwile wzruszenia, te łzy, tego nie przeżyłem w żadnym klubie. Zbudowaliśmy wtedy silne więzi.

A jak dziś - po kilku latach walki - patrzy pan na puste trybuny na Gdańskiej, serce nie pęka?

To jest smutne dla widowiska i dla tych kibiców, którzy na te spotkania przychodzą. Więcej ludzi kibicowało nam na meczach przy ulicy Słowiańskiej lub Bronikowskiego. Nie rozumiem dlaczego tak się dzieje. To w Kołobrzegu na drugą ligę przychodzi po tysiąc lub tysiąc dwieście fanów.

Zanim zaczął pan pracę w innych rejonach Polski, przyjął pan ofertę z niższej klasy, Wdy Świecie. Ale zdaje się, że nie tylko z „trenerki” utrzymywał się pan w tamtym czasie...

W niższej lidze nie zarabia się na tyle dużo, by utrzymać rodzinę, spłacać kredyt i jeszcze w siebie inwestować, bo wymagane przez PZPN kursy trenerskie sporo kosztują. Nie ukrywam więc, że byłem dodatkowo też przedstawicielem handlowym. W wolnych chwilach mogłem jeździć po bydgoskich zakładach pracy. Sprzedawałem na terenie Bydgoszczy środki chemiczne do odkamieniania dużych powierzchni przemysłowych. Nawiązałem kontakty, często rozmawialiśmy o futbolu. Widziałem, że ludzie piłką w Bydgoszczy się interesują.

Dla trenera nie ma znaczenia, gdzie pracuje? Czy to jest blisko, czy daleko od domu?

Ten zawód wymaga, niestety, ciągłego przemieszczania się. Będąc na przykład w Kotwicy ciągle mam bardzo dalekie wyjazdy. Ale wszystkie odległości można pokonać. Nie widzę problemu. Nie każdy ma tak dobrze jak Arsene Wenger z Arsenalu lub... Ireneusz Mamrot z Chrobrego Głogów, który prowadzi ten zespół już pięć lat.

Przeżywał pan chwile odejścia i przyjścia do klubu. Jak wyglądały te momenty, gdy pojawiał się pan w nowej szatni?

Zawsze daję zawodnikom do zrozumienia, że odejście mojego poprzednika nie było niczym fajnym i że nie wolno tylko jego obwiniać za słabsze wyniki. Bo to nie fair.

A co dzieje się, gdy przychodzi moment rozstania, kiedy trzeba sobie spojrzeć w oczy?

Inaczej to wygląda, gdy się pełni rolę drugiego szkoleniowca, a inaczej, gdy się jest tym pierwszym. Asystent jest łącznikiem między zespołem, a trenerem. Asystentowi piłkarz powie więcej. Nauczyłem się natomiast odchodzić z trenerem, z którym razem zostaliśmy w danym klubie zatrudnieni, a po jakimś czasie został on zwolniony. Źle czułbym się, gdybym przejął po nim schedę.

Czego w pierwszej kolejności wymaga pan od piłkarza?

Chęci do pracy. Nie musi on być najlepszy na boisku pod względem umiejętności, może przegrać pojedynek biegowy bądź jeden na jeden, ale musi pokazać wolę walki, charyzmę. Choćbym go wpuścił na ostatnie dziesięć minut.

Czy dziś gracze mocno dbają o siebie, stosują dietę, chcą być jak Robert Lewandowski lub Grzegorz Krychowiak?

Świadomość piłkarzy szalenie się zmieniła i podane nazwiska są ku temu najlepszym przykładem. Rozmawiałem z wieloma trenerami, którzy byli świetnymi piłkarzami. Opowiadali jak te sprawy wyglądały w przeszłości. To były zupełnie inne zwyczaje. Nie zwracano tak uwagi na ciemne pieczywo, białko, węglowodany. Teraz w drugoligowej Kotwicy Kołobrzeg, a to trzecia klasa rozgrywkowa, mam chłopaków, którzy są po kursach dietetyków, trenerów personalnych i takich, którzy wyjeżdżają na różne szkolenia. Jeden z młodszych graczy, pochodzący z Bydgoszczy Korneliusz Sochań, przychodzi do klubu ze swoimi posiłkami. I widać, że strasznie tego pilnuje.

Podobają się panu nowe formy komunikowania się?

Żyjemy w czasach, gdzie Internet jest wszechobecny. Od tego nie ma już odwrotu.

Podgląda pan czasem swoich graczy, ich życie prywatne?

Raczej nie. Natomiast były sytuacje, że dowiadywałem się, iż ktoś - przeważnie zachowują się tak młodzi zawodnicy - nieopatrznie zamieścił zdjęcie z jakiejś imprezy, na którym było widać alkohol. Ale ja lubię z piłkarzami rozmawiać, tego nauczyłem się od trenera Leszka Ojrzyńskiego, i dobrze jest gdy zawodnik nie boi się o pewnych sprawach powiedzieć. Trener nie tylko ma pomagać na boisku, ale również w życiu.

Zatem powodzenia w dalszej pracy i na koniec jeszcze jedno pytanie: najlepszy pana sposób na wakacje, święta i Sylwestra?

W domu jestem gościem, więc cieszę się każdą chwilą w nim spędzoną. Cieszę się także na myśl, że mogę w nim coś naprawić i zmienić. Nie uciekam od remontów. Nie leżę na kanapie, nie oglądam w kółko telewizora. Odpoczywam czynnie, po to, by zaznaczyć w nim również swoją obecność. Poza tym staram się jak najwięcej czasu poświęcać córce. I odwiedzać rodziców i teściów. Zima, to dobry okres, żeby pewne rzeczy nadrobić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!