Aż do ostatniej kolejki trzymali w niepewności swoich kibiców piłkarze II-ligowego Zawiszy. Od wczorajszego popołudnia, kiedy to pokonali Czarnych Żagań - już piłkarze zaplecza ekstraklasy!
<!** Image 2 align=none alt="Image 173543" sub="Tak spijali szampana członkowie ekipy Zawiszy. Fot. Tymon Markowski">O awans walczyły Zawisza i GKS Tychy. Podopieczni Adam Topolskiego (do 23. kolejki trenerem był Maciej Murawski) dopiero za trzecim razem postawili kropkę nad „i”.
Wcześniej bydgoszczanie dwukrotnie zremisowali, najpierw 2:2 u siebie z Turem Turek (choć ten mecz jeszcze niczego i tak nie przesądzał), a tydzień temu 1:1 w Jarocinie z Jarotą (to był pierwszy i ostatni mecz pod wodzą trenera Topolskiego, w którym zawiszanie nie strzelili dwóch goli).
Gdyby bydgoscy piłkarze wygrali w pierwszym meczu, w jednym z kolejnym dwóch wystarczyłby do szczęścia remis.
<!** reklama>Ale oni woleli dramaturgię niczym z Hitchcocka - najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie. Bo czy nie było takim właśnie scenariuszem 0:1 do przerwy we wczorajszym meczu (ostatecznie 2:1), gdy Tychy prowadziły w Zielonej Górze już 2:0 (na koniec 5:0)?
Co ciekawe, każdy z tych zespołów, z którymi zmierzył się Zawisza, grał już o nic, ale momentami wyglądało to tak, jakby i one zainteresowane były awansem do I ligi.
Zbigniew Smólka, trener Czarnych Żagań: - Nie położyliśmy się na boisku, rywal musiał wywalczyć to zwycięstwo, ale muszę przyznać, że zasłużył sobie na ten awans.
<!** Image 3 align=right alt="Image 173543" sub="Wszystko to dzięki niesamowitej dyspozycji, w jakiej był wczoraj po południu Benjamin Imeh Fot. Tymon Markowski">Trener Zawiszy, któremu kibice na trybunach i jego zawodnicy odśpiewali „Adama Topolski najlepszym trenerem Polski”, powiedział:
- Przychodząc tu nie przypuszczałem, że będę częścią takich dramatycznych wydarzeń. Nikt nam nie odpuszczał, wszyscy grali z nami na maksa, dlatego tak długo to trwało. Taki awans smakuje jednak lepiej, bo został wywalczony po sportowej walce. To sukces piłkarzy, działaczy i całego sztabu szkoleniowego, ale także kibiców, którzy zachowali się fantastycznie po meczu, nie wybiegając na murawę, ale cieszyli się razem z nami z tego wielkiego sukcesu. Awansowałem już z kilkoma zespołami, ale ta chwila jest najpiękniejsza.
Swojego wzruszenia nie kryło po ostatnim gwizdku wielu kibiców, a także działaczy. Wiceprezes Piotr Burlikowski na pomeczowej konferencji zadedykował ten sukces swojej zmarłej mamie.
I dodał: - Nigdy nie zwątpiłem w ten zespół. To jest właśnie bydgoski charakter!
Bohaterem meczu na Gdańskiej był Benjamin Imeh, który w 62 min wypracował rzut karny (po faulu na nim „jedenastkę” pewnie wyegzekwował Szymon Maziarz), a 10 minut później sam pokonał bramkarza rywali. Po jego indywidualnej akcji i strzale zza pola karnego po ziemi piłka wpadła przy słupku do siatki.
Zapytaliśmy „Benka”, czy chciał tak dokładnie przymierzyć.
- Jak tylko zrobiłem zwód, zgubiłem obrońcę i spojrzałem w kierunku bramki, to wiedziałem, że tak zrobię. Nie wiedziałem tylko, że wyjdzie tak efektownie.
Jeszcze w I połowie już przy stanie 0:1 po strzale Imeha piłka trafiła w poprzeczkę (w II połowie w poprzeczkę po strzale głową trafił Paweł Kanik, ale wtedy było już 2:1).
Benjamin Imeh po takim meczu powinien dostać z urzędu kontrakt na nowy sezon.
- Chciałbym, ale nie ode mnie to zależy - odpowiedział uśmiechem Niegeryjczyk, który przed dołączeniem do zespołu w zimowej przerwie, grywał tylko w „szóstkach” piłkarskich. Wiąże się z nim niezła anegdota, którą opowiedział Piotr Burlikowski.
- Gdy Benek do nas trafił, pojawił się w klubie jego szwagier (żona Imeha jest z Bydgoszczy) i powiedział, żebyśmy nie robili takiego błędu, że Benek jest w takiej beznadziejnej formie, iż nie strzeli nawet pięciu goli, a Zawisza z nim na pewno nie awansuje. Założył sie z trenerem Murawskim i był gotów postawić swojego jeepa. Ciekawe, czy już przygotował papiery i kluczyki do przekazania? (śmiech)
W przerwie meczu wielu miało niewesołe miny, m.in. Radosław Osuch, który lada dzień miał wykupić większościowy pakiet akcji spółki od miasta. A po meczu zdołał powiedzieć tylko: - Coś niesamowitego! Udało się!
Po pierwszych 45 minutach blady był też Sebastian Chmara, wiceprezydent Bydgoszczy. Jednak po meczu promieniał.
- Na to wszyscy czekaliśmy. Od poniedziałku rano piszemy nową kartę w spółce i w bydgoskiej piłce.
Zatem wszystko dobre, co się dobrze kończy. Koniec nerwów, które towarzyszyły wszystkim w ostatnich dniach. Emocje opadły. Zawisza w I lidze!