Trzech spośród siedmiu polskich żołnierzy pierwszej zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie usłyszało już zarzuty - informuje prokuratura wojskowa.
Wojskowych zatrzymano w związku z akcją z 16 sierpnia br., w której zginęło kilkoro cywilów. Jak mówił Karol Frankowski z prokuratury wojskowej, zatrzymani na terenie całej Polski żołnierze przewożeni są sukcesywnie do Poznania.
- Tu przedstawiane są im zarzuty i są przesłuchiwani w charakterze podejrzanych - tłumaczył Frankowski.
<!** reklama>Potwierdził, że żołnierze złamali prawo międzynarodowe, a w szczególności normy konwencji haskiej i genewskiej, które ratyfikowała Rzeczpospolita Polska.
Nie chciał jednak mówić o konkretnych regulacjach tych konwencji, dopóki zarzuty nie zostaną upublicznione. Dodał, że wszyscy zatrzymani to oficerowie i podoficerowie. Frankowski powiedział także, że poszkodowani w afgańskiej akcji zostali już przez przedstawicieli polskiej prokuratury przesłuchani.
- Zatrzymanie siedmiu żołnierzy nie może wpływać na pozytywną ocenę służby wszystkich żołnierzy w Afganistanie – mówił Aleksander Szczygło, szef MON - ale nie możemy dopuścić, aby dochodziło do patologii – dodał.
Jarosław Rybak, rzecznik MONJak podkreśla jednak, że prokuratura wojskowa i przedstawiciele kontyngentu zareagowali natychmiast wszczynając śledztwo i negocjując z poszkodowanymi w sierpniowej tragedii Afgańczykami odszkodowania:
- Po tym zdarzeniu kontakty z miejscowymi są paradoksalnie lepsze - mówił Rybak w TVN24. - Afgańczycy zobaczyli, że jesteśmy ludźmi honoru - dodał, wyjaśniając, że dla tych ludzi przestrzeganie kodeksu honorowego jest bardzo ważne.
Jak informuje MON, żandarmi zatrzymali żołnierzy na polecenie Naczelnej Prokuratury Wojskowej w śledztwie prowadzonym początkowo przez prokuratora PKW w Afganistanie, a następnie kontynuowanym przez Wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej Naczelnej Prokuratury Wojskowej z siedzibą w Poznaniu.
Jak podkreśla MON, z uwagi na zawarte w aktach sprawy dane, sprawa objęta jest w całości klauzulą „ściśle tajne”.
Zatrzymanie ma związek z wydarzeniami sprzed czterech miesięcy. 16 sierpnia tego roku niedaleko granicy afgańsko-pakistańskiej polski patrol wpadł w pułapkę i odpowiedział ogniem. Pośpiesznie rozstawiono 40-milimetrowy moździerz. - Wystarczyła mała pomyłka na celowniku, by pociski spadły nie tam, gdzie powinny – powiedział kilka tygodni temu dziennikowi „Polska” anonimowy informator gazety.
A spadły na domy znajdujące się w okolicy, zabijając pięć osób i raniąc trzy, co potwierdziło dowództwo wojsk koalicyjnych (ISAF). Jednak według informacji nieoficjalnych, zginęło wtedy aż osiem osób.
Poszkodowanym i rodzinom ofiar wypłacono odszkodowania i ofiarowano produkty pierwszej potrzeby - jedzenie i sprzęt gospodarczy. - Pasztuni przyjęli zadośćuczynienie, co oznacza, że nam przebaczyli - powiedział „Polsce” major Wojciech Kaliszczak, rzecznik polskiego kontyngentu w Afganistanie. Trzy afgańskie kobiety, które zostały ranne w zdarzeniu, trafiły później na leczenie do Polski.
Okoliczności zajścia badała na miejscu w Afganistanie specjalna komisja, w skład której wchodził m.in. prokurator wojskowy, przedstawiciele gubernatora oraz starszyzna wioski, z której pochodzą poszkodowani.
W wyniku akcji zatrzymano dwóch talibów. Jednym ze schwytanych, jak informowało MON, był „Puma” - nr cztery na liście najbardziej poszukiwanych terrorystów w Afganistanie.
Zdaniem specjalisty międzynarodowego prawa humanitarnego, dr. Marcina Marcinko z Uniwersytetu Jagiellońskiego, zatrzymanie polskich żołnierzy z pewnością wykorzystają ugrupowania terrorystyczne, aby spowodować niechęć afgańskiej i irackiej ludności do naszej armii.
Jego zdaniem, jeżeli potwierdzi się, iż żołnierze naruszyli międzynarodowe konwencje, w Afganistanie i Iraku może nastąpić „ekspansja przemocy przeciwko Polakom”.(PAP,TVN24)