https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zaczęło się od... Penelopy

Są trzy, mają skrajnie różne temperamenty i nieokiełznany entuzjazm do pracy. Opiekunki świętującej jubileusz Dziecięcej Akademii Sztuki zna ponad 1000 bydgoskich dzieci.

Są trzy, mają skrajnie różne temperamenty i nieokiełznany entuzjazm do pracy. Opiekunki świętującej jubileusz Dziecięcej Akademii Sztuki zna ponad 1000 bydgoskich dzieci.

<!** Image 2 align=right alt="Image 145445" sub="Zofia Zaczek, Romana Krakowska i Małgorzata Tomaszewska - dobre wróżki Dziecięcej Akademii Sztuki Fot. Dariusz Bloch">Panie: Roma, Zosia i Małgosia śmieją się, że właśnie dochowały się wnuków. Swoje pierwsze dziecko przyprowadziła do nich absolwentka. A one mogą zaryzykować stwierdzenie, że pamiętają wszystkie dzieci, które przez kilkanaście lat kształciły się w DAS. Akademia powstała dokładnie 20 lat temu, nic więc dziwnego, że jest okazja, by porozmawiać o fenomenie „przytuliska” w bydgoskim Pałacu Młodzieży.

- Ówczesna dyrekcja Pałacu Młodzieży pojechała wizytować podobną placówkę w Trójmieście. Tam istniało takie niby-przedszkole, stworzone z myślą o... „Penelopach” - żonach marynarzy, w domu zajmującymi się dziećmi, ale świadomych, że trzeba maluchom zapewnić rozwijający kontakt z rówieśnikami, przemyślaną edukację. To właśnie taką, dwugodzinną formę opieki, od 1990 roku zapewniała w bydgoskim Pałacu Małgorzata Wojciechowska - opowiada Roma Krakowska.

Najmłodsi podopieczni nie leżakowali tu, ani nie dostawali obiadu, mogli tymczasem zaspakająć swoją ciekawość świata, potrzebę ruchu i artystycznej ekspresji. Jak wspominają panie z akademii, której prowadzenie później przejęły, tylko w pierwszym roku trzeba było rozwieszać na drzewach ogłoszenia o naborze. Do dziś opowieści o tym miejscu przekazywane są z rodzicielskich ust do ust i nie ma żadnego problemu ze skompletowaniem 15-osobowej grupy (która zresztą zmienia swój stan liczebny każdego dnia i godziny - w zależności od potrzeb rodziców - w ramach sześciogodzinnego dnia pracy).

<!** reklama>- Mówi się o nas, że równie dobrze radzimy sobie i z dziećmi wycofanymi, i nadpobudliwymi - mówi Zofia Zaczek. - Bo przyprowadza się do nas maluchy wymagające szczególnego traktowania, które z różnych powodów nie „przyjęły” się w przedszkolach. Mieliśmy tu dzieci różnych wyznań i narodowości, zawsze takie, na których trzeba skupić wyjątkową uwagę. Wiemy, że nawet lokalni psychologowie podpowiadają rodzicom zapisanie dzieci do DAS.

Dziecięca Akademia Sztuki to fantazyjne, często nagradzane przedsięwzięcia artystyczne i edukacyjne, przygotowywanie spektakli i plenerów. Fenomenalne jest to, że wszystkie te formy aktywności dostosowane są do indywidualnych możliwości podopiecznych. To niemal pewne, że po pierwszym, nieśmiałym występie, gdy dziecko wykona małe zadanie aktorskie, kiedyś będzie już chciało i mogło wystąpić w pierwszym rzędzie rówieśników. Można w każdym z nich odnaleźć iskierkę swoistego talentu, który pod czułą i skupioną opieką pań Romy, Zosi i Małgosi może eksplodować.

Frajda z pracy

- I mamy powody do dumy. Najpierw, gdy dzieciaki rzucają się nam na szyję i co rusz deklarują, że nas kochają. Później, gdy śledzimy ich rozwój i sukcesy, jesteśmy szczęśliwe, że weszły w świat wyposażone również przez nas. I wtedy, gdy trafia do nas ich, czasami naprawdę liczne, rodzeństwo - tłumaczy pani Roma, odpowiedzialna w DAS za rozwój kreatywnego myślenia i terapię sztuką.

Ogromne wrażenie na słuchaczu musi zrobić entuzjazm, z jakim opowiadają o dzieciach, pracy i... sobie nawzajem. - Mamy skrajnie różne temperamenty - tłumaczy Zofia Zaczek (specjalistka od zabaw dydaktycznych i ruchowych, jak nikt potrafiąca integrować grupę). - Często się spieramy, ale wszystko po to, by iść we wspólnym kierunku. Łączy nas pasja, frajda z wykonywania pracy, w której spalamy się doszczętnie.

Roma Krakowska cały czas tytułuje Zofię Zaczek „dyrektorem adminstracyjnym”. - Jest w tym najlepsza na świecie. Z całego miasta targa jakieś reklamowe banery, których będzie można kiedyś użyć jako elementy dekoracji. Kiedy przygotowując koncert jubileuszowy powiedziałam, że fajnie byłoby mieć taką dmuchawę do sreberek, ona nie wyśmiała mojego pomysłu, tylko od razu, śmiertelnie poważnie zastanawia się, skąd ją wytrzasnąć. Mamy ogromne szczęście, że nie musimy realizować cudzych pomysłów.

I mają ku temu coraz lepsze warunki. Małgorzata Tomaszewska (dbająca o edukację muzyczną i „potrzebę wyrażania siebie w sposób muzyczny”) pokazuje salkę DAS wyposażoną w profesjonalny sprzęt oświetleniowy - w jednej chwili sufit pałacowego przedszkola obejmują języki „ognia”, a drugą ścianę zalewają kojące oko „fale”. Są tu ekrany i projektory, stroboskopowa czarodziejska kula...

Ulubione ciocie

I pośród tego one - pałacowe wróżki, ulubione ciocie, zachowane w dobrej pamięci wielu podopiecznych. Żartują, że są wiecznie młode dzięki ciągłej pracy z maluchami niezmiennie wartymi... schrupania. - Kiedyś wydam książkę na podstawie ich kapitalnych powiedzonek. Wczoraj jedna z dziewczynek przyniosła ze sobą misia przebranego w lekarski fartuch - opowiada Roma Krakowska. - Zapytałam, czy miś będzie nas leczył. „Tylko w połowie, w drugiej połowie on jest do zwykłej zabawy”... Jak ich nie kochać?

Na 12 marca wspólnie przygotowują jubileuszowy koncert, prowadzony przez 16-letniego dziś absolwenta, Bartka Giemzę (sala widowiskowa Pałacu Młodzieży). Telefony od chętnych do uczestnictwa nie milkną.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski