
Policjanci szybko ustalili, że ofiary morderstwa to prostytutka i jej klient. 19-letnia Anna R. znana jako Jowita pracowała w „fachu” od niedawna.
https://pomorska.pl/sprawy-z-archiwum-x-w-kujawskopomorskiem-nawet-wlos-albo-grudka-ziemi-moze-doprowadzic-po-latach-do-zabojcy/ar/c15-15200370
Mężczyzna, który najwyraźniej feralnego dnia chciał skorzystać z jej usług, to liczący dwadzieścia dziewięć lat Przemysław S., mieszkaniec pobliskiej miejscowości. Niekarany wcześniej, żonaty ojciec dwójki dzieci pracował w charakterze stolarza w firmie produkującej meble. W pobliżu ciał zaparkowany był jego samochód marki Audi A5.
Z początku wydawało się, że sprawa zostanie szybko rozwikłana. Już niespełna miesiąc po zabójstwie śledczy ustalili dwóch potencjalnych podejrzanych.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w pobliżu miejsca zbrodni mieści się stacja paliw. Prokuratura zleciła przeanalizowanie nagrań z wideo monitoringu. Kamera zarejestrowała tam dwóch mężczyzn, klientów stacji, a po numerze rejestracyjnym wozu, którym podróżowali, udało się do nich dotrzeć. Okazało się, że to Wojciech J. i Piotr D., mieszkańcy Małopolski. Tamtego dnia przyjechali z Lubartowa i pod różowali do Szczecina, gdzie jeden z nich miał umówione spotkanie w sprawie kupna auta.
Zostali zatrzymani i aresztowani w związku z zabójstwem. Co ciekawe, okazało się, że Piotr D. to były policjant. Służbę pełnił przez kilka lat, ale ostatecznie został usunięty z formacji w związku ze spowodowaniem wypadku. Zatrzymanie - wydawałoby się murowanych podejrzanych - okazało się przedwczesne, bo nie dość, że mężczyźni mieli alibi, to jeszcze na ich korzyść przemawiał koronny dowód, czyli badanie kodu genetycznego DNA. Profil ani jednego, ani drugiego nie pasował do próbek, jakie pobrano na miejscu zbrodni. A warto zaznaczyć, że zabezpieczonych śladów genetycznych było tam około stu.
Śledczy prokuratury wcześniej byli niemal pewni, że podejrzani mogą mieć coś wspólnego z zamordowaniem Jowity i jej klienta. Na nagraniu z monitoringu z ich udziałem widać było inną prostytutkę, która siedziała w ich auce. To 19-latka imieniem Natalia. Krótko po zabójstwie przepadła bez śladu.
Mężczyźni wywalczyli później w sądzie odszkodowanie za niesłuszne aresztowanie.
Z czasem zaczęto przypuszczać, że doszło nie do dwóch, ale do trzech zabójstw. A Natalia mogła zostać usunięta, ponieważ była świadkiem morderstwa.

- O prostytutce, która zniknęła, wiemy już teraz więcej niż jej matka, której powiedziała, że wyjeżdża z Grudziądza do Bydgoszczy pracować w solarium. Mamy rejestr SMS-ów i wiemy dokładnie, kiedy jej telefon przestał odpowiadać - mówił Wiesław Giełżecki, prokurator z Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy, który nadzorował sprawę. - Podejmujemy działania zmierzające do prześwietlenia środowiska znajomych zamordowanego mężczyzny - mówi prokurator Giełżecki. - Chcemy wiedzieć, czy to on był celem, czy nie. To dość żmudna i czasochłonna praca. Za każdym razem, kiedy pojawia się osoba mogąca mieć związek ze zdarzeniem, jest badana wariografem, pobiera się od niej krew do badań DNA - mówił emerytowany już śledczy.
Policja była i jest jednak pewna, że wśród zabezpieczonych na miejscu zbrodni próbek DNA znajduje się ślad genetyczny zabójcy.
A raczej dwóch zabójców, bo w takim kierunku poszły ustalenia sprawców. Jednym z najciekawszych wniosków, do jakich doszli śledczy, jest ten mówiący, że rzekomo ofiary zostały wyciągnięte przez agresorów z samochodu i wywleczone na ziemię. Przemysław S. prawdopodobnie bronił się przed ciosami zadawanymi nożem. Dopiero wtedy jeden ze sprawców sięgnął po broń palną. Na to wskazywało rozmieszczenie ran postrzałowych na jego rękach i dłoni.
- To gładkolufowa broń czarnoprochowa, do jej kupienia kiedyś, jako np. repliki broni wyprodukowanej przed 1851 rokiem, nie trzeba było zezwolenia - mówił prokurator Giełżecki. - To colt royal navy. Mieliśmy kilka śladów, ale egzemplarze te zostały albo sprzedane, albo się rozeszły... Czarnoprochowce były używane przez sutenerów. Mieliśmy takie zdarzenie pod Wrocławiem. Sutener chciał „osiodłać” prostytutkę, która weszła na jego teren. Jak ustalono, człowiek ów miał przy sobie właśnie taką broń. Oczywiście wszystko okazało się legalne, sprawę broni umorzono.

Kolejny trop w tej samej sprawie dotyczył furgonetki, która w czasie, kiedy prawdopodobnie popełniono zabójstwo, była zaparkowana niedaleko w lesie. Informację w tej sprawie przekazał policji jeden z kierowców, który czytając doniesienia medialne na temat zbrodni, skojarzył pewne fakty. Przy samochodzie widziano wtedy trzech mężczyzn. Dwóch młodych zbliżonych wiekiem i starszego, który im towarzyszył.
Ślad prowadził tym razem do Poznania. A dokładniej do działającej tam małej prywatnej ubojni. Ten trop wydawał się dość obiecujący zważywszy na dokonane wcześniej ustalenia lekarza sądowego, który stwierdził, że jednym z zabójców musiała być osoba dość dobrze posługująca się ostrzem.
Wskazani mężczyźni, którzy tamtego feralnego dnia zaparkowali firgonetką w pobliżu miejsca zabójstwa, to ojciec i dwóch synów. Zostali zatrzymani i poddano ich badaniu wariograficznemu (popularnie zwanemu wykrywczem kłmstw), które zresztą wypadło na ich niekorzyść. Jak i wcześniej w przypadku aresztowanych mieszkańców Małopolski, tak i tu jednak kluczowe okazały się badania DNA. Nie zgadzał się zaden z porównywanych profilów genetycznych.
W 2018 roku, już po umorzeniu śledztwa na jaw wyszły zdjęcia z miejsca zbrodni, które ktoś wysłał do lokalnej redakcji „Gazety Wyborczej”. Widać było na nich zwłoki Jowity leżące na ziemi w lesie i zwrócone twarzą w dół. Policja ostatecznie potwierdzła ich prawdziwość, ale do tej pory nie udało się ustalić, kto je wykonał.
Sprawa została umorzona procesowo. Formalne zakończenie postępowania z braku możliwości ustalenia sprawcy nie wyklucza jednak działań podejmowanych przez policjantów z Archiwum X z Komendy Wojewódzkiej w Bydgoszczy. Postępowanie może zostać wszczęte, kiedy tylko pojawi się jakiś nowy istotny dowód w tej sprawie.
Znajome Jowity na temat tego zabójstwa milczą.