Nawet kilkanaście tysięcy złotych trzeba zapłacić, by uzyskać zawodowe certyfikaty dające (niemal) pewność zatrudnienia. Chętnych nie brakuje.
<!** Image 2 align=none alt="Image 173284" sub="Zwłaszcza latem w budowlance najłatwiej znaleźć pracę. Nic więc dziwnego, że zawodowe kursy budowlane cieszą się ogromnym wzięciem wśród bezrobotnych lub chcących zmienić swój fach Fot. Grzegorz Olkowski">
Lepszy konkretny fach w ręku niż dyplom uczelni z kierunku, który oprócz satysfakcji nie daje gwarancji pracy i płacy. Tym tropem podążają nie tylko humaniści. W regionie szkolimy się na potęgę.
- Nie jest to zjawisko masowe, ale zdarza się, że absolwenci uczelni starają się o udział w kursach zawodowych w profesjach, które można zdobyć na poziomie szkół zawodowych. Tak było w wypadku kursów operatorów maszyn czy też kursu układania glazury i terakoty - mówi Tomasz Zawiszewski, zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy w Bydgoszczy.
- Specjalistyczne kursy komputerowe, kursy dla księgowych czy pracowników działów kadrowo-płacowych, to te kierunki, które wybierają absolwenci studiów - przyznaje Marek Przepióra, zastępca dyrektora Zakładu Doskonalenia Zawodowego w Toruniu.
Kosztowny fach w ręku
A jest w czym wybierać, bo kursów zawodowych, specjalistycznych jest bez liku. Ich wybór zależy od zainteresowań, ale przede wszystkim od zasobności portfela kursanta. Bo za wiedzę płacić trzeba, a za wiedzę specjalistyczną - podwójnie.
By zostać kierowcą wózków jezdniowych z napędem silnikowym i otrzymać zaświadczenie Urzędu Dozoru Technicznego, trzeba wysupłać 350 złotych, 550 złotych kosztuje kurs obsługi tachografów cyfrowych, 600 - zdawany przez transportowców kurs przewożenia osób i rzeczy. To i tak o wiele mniej, niż wydać muszą ci, którzy chcą uzyskać uprawnienia i umiejętności spawalnicze. Koszty takich kursów wraz z egzaminem zaczynają się od 1200 złotych, a kończą na ponad 2 tysiącach. Chętnych nie brakuje, a dokumenty wydawane są także w języku angielskim lub niemieckim, co pokazuje, gdzie umiejętności są wykorzystywane.
<!** reklama>
Żeby rozpocząć karierę w kadrach, także trzeba skończyć kursy. Dla początkujących to minimum 800 złotych, kolejny - dla średniozaawansowanych - to wydatek już 1000 złotych. Żeby osiągnąć kadrowe mistrzostwo, trzeba kursów skończyć wiele i być cały czas na bieżąco z prawno-administracyjnymi nowinkami lub... zapisać się na kurs.
Najdrożej z niemowlętami
W popularnej budowlance też można szybko się doszkolić. Kursy monterów, malarzy, glazurników, blacharzy - dekarzy zaczynają się od 1500 złotych. To jednak nic w porównaniu z tym, ile zainwestować muszą w wiedzę na przykład fizjoterapeuci. Żeby pracować z niemowlętami, można skończyć specjalistyczny kurs NDT Bobath. Wraz z certyfikatem to koszt... kilkunastu tysięcy złotych.
- Popularność poszczególnych kierunków szkoleń wiąże się z sytuacją na rynku pracy - uważa Marek Przepióra. - Im bardziej poszukiwany zawód, tym częściej jest on wybierany przez uczestników szkoleń. Odzwierciedlają to także skierowania na szkolenia osób bezrobotnych przez PUP. W tym roku sporą popularnością cieszą się kursy dające uprawnienia do kierowania wózkami jezdniowymi w połączeniu z wiedzą z zakresu prac magazynowych, kursy energetyczne przygotowujące do uzyskania uprawnień z zakresu eksploatacji urządzeń i sieci elektrycznych lub gazowych czy spawania różnymi metodami. Obserwujemy też wzrost zainteresowania kursami z zakresu prac w budownictwie i drogownictwie.
Ultimatum pracodawcy
Samo ukończenie kursu i posiadanie odpowiednich uprawnień nie daje gwarancji zatrudnienia.
- Jednak zdarzają się osoby korzystające z naszej oferty, które chęć zdobycia nowych uprawnień, umiejętności tłumaczą podjęciem zatrudnienia. Pracodawca mówi: „zatrudnię ciebie, ale musisz pójść na kurs” - dodaje Marek Przepióra.
- Jest grupa zawodów, na przykład budowlanych, które dają wysokie prawdopodobieństwo znalezienia pracy. Z drugiej strony, jeśli nagle duża grupa osób ukończy specjalistyczne kursy w niszowych specjalizacjach, to też może być rozczarowana, bo pracy dla nich może zabraknąć - mówi Tomasz Zawiszewski. - Jest wiele takich branż, które dają szansę zatrudnienia, ale nie dla wielu bezrobotnych.