Bydgoscy medycy nie pchają się do roli lekarza sądowego. Nie są wyjątkiem, sądy w całym kraju mają z tym ogromny problem.
Zaledwie jedna osoba zgłosiła się do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy na listę lekarzy sądowych. Pierwszy termin upłynął pod koniec października, ale sądy przedłużyły czas naboru do 6 grudnia. Niewiele to dało, chętnych nie ma. - I za takie pieniądze nie będzie - uważa doktor Dariusz Ratajczak, przewodniczący regionalnego OZZL w Bydgoszczy. - Najpierw oferowano nam 50 złotych, teraz 80 złotych. A przecież trzeba pojechać do pacjenta, zbadać go, prześledzić dokumentację i wydać opinię. Takie pieniądze to żadna zachęta.
<!** reklama>Nie tylko o finanse sprawa się rozbija. - Zwykle osoby uciekające przed sądem w chorobę, to często kryminaliści. A trzeba takiemu powiedzieć prosto w oczy, że jest zdrowy i może zeznawać. „Wdzięczność” pacjenta zapewniona do końca życia - mówi doktor Ratajczak. Wszystko przez zmiany prawne. Dawniej każdy lekarz mógł wystawiać zwolnienie, ale znalazły się osoby nieuczciwe, które robiły to bez medycznych podstaw. Temu procederowi miało zapobiec stworzenie listy lekarzy sądowych, uprawnionych do wystawiania zwolnień i określania, czy ktoś jest zdolny do udziału w procesie czy nie. - W okręgu na liście mamy jedną osobę, a zapotrzebowanie wynosi około 70. Mamy jeszcze listę biegłych, z usług których będziemy mogli skorzystać - mówi Danuta Flinik, wiceprezes Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. - Zawsze widzimy, czy ktoś jest chory, czy po prostu próbuje torpedować proces. Zwolnienia będą weryfikowane. Mamy możliwość skorzystania z pomocy Zakładu Medycyny Sądowej. Brak chętnych lekarzy nie sparaliżuje prac sądu - dodaje Danuta Flinik. - Jednak to nie problem tylko naszego sądu, w takiej sytuacji znalazły się sądy w całym kraju. Sami sobie nie poradzimy, tu trzeba zmian prawnych.