Wszyscy obywatele naszego kraju mieli pracować pod koniec lat 40. i na początku 50. XX wieku na wyznaczonych z góry posterunkach i stanowiskach. Stąd wzięły się owe osławione nakazy pracy.
<!** Image 3 align=none alt="Image 197842" sub="BSS „Społem”. To tutaj zatrudniona była Maria K.
Fot. Tymon Markowski">
Za unikanie poddania się temu rygorowi miały grozić solidne kary. Tak przynajmniej stanowiła ustawa o zabezpieczeniu socjalistycznej dyscypliny pracy, która weszła w życie wiosną 1950 roku i miała być egzekwowana z całą stanowczością i surowością prawa.
„W Polsce Ludowej klasa robotnicza, świadoma swych praw i obowiązków gospodarza kraju, nadaje pracy nową socjalistyczną treść - pisała ówczesna prasa. - Przytłaczająca większość robotników i pracowników umysłowych, pracując z zapałem i sumiennie daje wyraz swojemu socjalistycznemu stosunkowi do pracy. Są jednak jednostki, które naruszając dyscyplinę pracy, postępowaniem swoim obniżają skuteczność ofiarnej pracy swych współtowarzyszy i wpływają hamująco na tok pracy”.
<!** reklama>
Złośliwa sklepowa
Nowa ustawa przewidywała za absencję w pracy bez usprawiedliwienia kary grzywny, a nawet aresztu. Niezwłocznie po jej wejściu w życie dyrektorzy zakładów poczęli takie przypadki wyłapywać i zgłaszać je do prokuratury. Dość szybko, bo już w pierwszych dniach czerwca 1950 roku przed Sądem Grodzkim w Bydgoszczy stanęły dwie pierwsze osoby, odpowiadającego z nowego paragrafu.
Jako pierwsza na ławie oskarżonych zasiadła sklepowa Bydgoskiej Spółdzielni Spożywców, 33-letnia Maria K., zamieszkała przy ówczesnych al. 1 Maja, która „w sposób złośliwy i uporczywy naruszała dyscyplinę pracy. Opuściła samowolnie sklep spożywczy bez usprawiedliwienia na kilka dni”.
Był to przypadek absencji aż nadto widoczny, bowiem Maria K. prowadziła placówkę jednoosobową, przez co był ona w tych dniach w ogóle nieczynna, w dodatku bez wywieszonej na drzwiach kartki informacyjnej.
Pracował bardzo niechętnie
Przed sądem Maria K. tłumaczyła swoją nieobecność chorobą. Widziano ją jednak w tym samym czasie, powracającą z wycieczki z Opławca powózką konną w towarzystwie innych osób. Doniosła o tym zarządowi spółdzielni ekspedientka z innego sklepu przy Al. 1 Maja, która przypadkowo ujrzała koleżankę. W czasie kontroli zarządzonej w zakładzie po tym doniesieniu dwukrotnie nie zastano Marii K. w domu.
Jako drugi na ławie oskarżonych zasiadł tego dnia pracownik „Ruchu”, 19-letni Romuald W. z ul. Nakielskiej. On z kolei nie zjawił się w pracy, polegającej na sortowaniu porannych gazet przez cały tydzień.
W toku przewodu sądowego stwierdzono na podstawie opinii rady zakładowej, że Romuald W. nie po raz pierwszy opuścił dzień pracy bez jakiegokolwiek usprawiedliwienia, a tak w ogóle to pracował bardzo niechętnie, demonstracyjnie okazując lekceważący stosunek do socjalistycznej dyscypliny pracy.
Po wysłuchaniu wszystkich stron sąd udał się na naradę. Po powrocie z niej ogłoszony został wyrok. Romuald W. za naruszenie w sposób złośliwy dyscypliny pracy skazany został na potrącenie 20 proc. zarobku w ciągu trzech miesięcy, natomiast Maria K. została potraktowana łagodniej - odebrano jej tylko 20 proc. wynagrodzenia przez kolejne dwa miesiące.
W uzasadnieniu wyroków sąd podkreślił, że wziął pod uwagę fakt, iż były to pierwsze tego rodzaju procesy w Bydgoszczy i dlatego wydał wyroki najłagodniejsze z możliwych. Sędziowie jednocześnie wyrazili swoje oburzenie tym, że obydwoje skazani przez tyle dni nie zgłaszali się do pracy w okresie, kiedy masy pracujące Polski Ludowej przystąpiły do realizacji planu 6-letniego, budując lepsze jutro.
Konsekwencje za absencję
Zdaniem sądu, oskarżeni zlekceważyli w drastyczny sposób nową ustawę o socjalistycznej dyscyplinie pracy. Są więc jednostkami, które złośliwie uchylają się od wypełnienia swoich obowiązków i dlatego muszą za to ponieść konsekwencje.
Wyroki za absencję w pracy zapadały jeszcze przez kolejnych kilka lat. Dopiero po śmierci Stalina ustawa o dyscyplinie pracy została anulowana.