Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Retro: Osiem miesięcy za jedno tango

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
W PRL-u władza dbała o to, by obywatele mieli życie uregulowane od A do Z. Wszyscy mieli rano wstawać, iść do pracy, a po niej odpoczywać, dokształcać, „ukulturalniać”, ale i „rozrywać się”.

W PRL-u władza dbała o to, by obywatele mieli życie uregulowane od A do Z. Wszyscy mieli rano wstawać, iść do pracy, a po niej odpoczywać, dokształcać, „ukulturalniać”, ale i „rozrywać się”.

Owa rozrywka miała mieć „ambitny charakter”. Obywatele powinni byli chodzić do teatru, kina i od czasu do czasu na zabawy. Najlepiej zakładowe.

Każdy zakład pracy obowiązkowo miał organizować akademie z okazji ważnych rocznic i państwowych świąt, a także zabawy sylwestrowe i karnawałowe. Przede wszystkim dla tzw. aktywu, czyli działaczy partyjnych i związkowych, ale w praktyce dla szerokiego grona pracowników.

<!** reklama>

W związku z gwałtowną industrializacją, pierwsze powojenne lata stanowiły czas wielkiego awansu społecznego dla milionów Polaków, przenoszących się ze wsi do miast i stykających się z modelem życia wielkomiejskiej klasy robotniczej. Dla wielu była to kompletna nowość. Nic zatem dziwnego, że awantur i burd na takich zabawach było bez liku. Niektóre z nich finał miały w sądzie.

Zagiął parol na tango

15 stycznia 1949 roku Bydgoska Fabryka Opakowań Blaszanych, mieszcząca się przy ówczesnych al. 1 Maja urządziła zabawę taneczną dla swoich pracowników. Ponieważ jednak w zakładzie nie było odpowiednio dużego pomieszczenia, szefostwo „Puszek” wynajęło salę w świetlicy znajdujących się po sąsiedzku przy ówczesnej ul. Leśnej - Pomorskich Zakładów Budowy Maszyn, przez większość bydgoszczan znanych pod nazwą „Makrum”.

Jednym z uczestników zabawy był 27-letni szofer, Jerzy K. Zakładowej imprezie towarzyszyła muzyka z płyt winylowych, odtwarzanych za pomocą importowanego, nieosiągalnego praktycznie w sklepach, adaptera. Płytami „sterował” Jerzy G., współorganizator zabawy, taki pra-discjockey, mający stanowisko w osobnej kabinie.

Kiedy Jerzy K. dobrze już sobie popił, postanowił przejąć pałeczkę discjockeya i urządzić sobie koncert życzeń. Wszedł do kabiny z adapterem i kategorycznie zażądał, żeby teraz operator koniecznie „puścił jakieś tango”.

Płyt z taką „burżuazyjną” muzyką nie było jednak na składzie. Niezależnie od tego, Jerzy G. nie miał ochoty realizować żadnych życzeń podpitego intruza i stanowczo wyprosił go z kabiny.

To bardzo Jerzego K. poirytowało. Łyknął jeszcze jeden kieliszek wódki dla kurażu i wrócił do kabiny, gdzie ponownie zażyczył sobie puszczenia tanga, a kiedy spotkał się z odmową, samodzielnie zabrał się za poszukiwanie odpowiedniej płyty, przy okazji unieruchamiając adapter. Operator w żaden sposób nie mógł się agresora pozbyć, wezwał więc straż przemysłową.

Tymczasem Jerzy K. stawał się coraz bardziej agresywny. Na widok straży, pierwszego z porządkowych zaatakował „z byka” tak silnie, że ten spadł ze schodów i przewrócił się. Uczestnicy zabawy w wielkim popłochu natychmiast rozbiegli się. Jerzy K. rozpoczął w międzyczasie zmagania z drugim ze strażników, usiłując wyrwać mu trzymany w rękach karabin. Kiedy nadbiegli wezwani kolejni strażnicy, rozrabiaka spłoszył się i wybrał ucieczkę przez otwarte okno.

Prawdopodobnie udałoby się mu uciec, gdyby nie... pies, który o tej porze regularnie strzegł terenu okalającego zakłady „Makrum”. Złapał on Jerzego K. tak silnie za nogawkę spodni, że strażnicy zdążyli dobiec i skrępować awanturnika. Kiedy nieśli związaną ofiarę do portierni, w sukurs Jerzemu K. przyszli jego koledzy z „Puszek”, którym nie spodobała się aż tak ostra interwencja straży zakładowej. Rozrabiaka, kiedy tylko został uwolniony z więzów, ponownie zabrał się za... bicie strażników. Dopiero wezwany patrol Milicji Obywatelskiej uspokoił Jerzego K., który został zabrany do „paki”.

Sąd łaskawy nie był

11 kwietnia 1949 roku Jerzy K. stanął przed Sądem Grodzkim w Bydgoszczy. - Ja tylko chciałem, żeby można było zatańczyć tango - tłumaczył na sali sądowej oskarżony.

Okoliczności łagodzących sąd się nie dopatrzył. Mężczyzna za spowodowanie awantury na zabawie tanecznej i pobicie strażników fabrycznych skazany został na karę ośmiu miesięcy pozbawienia wolności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!