„Cafe Pianola” zaprasza 31 stycznia o godz. 19.00 na wernisaż wystawy pt. „Made in Poland” awangardzisty Jarosława Pijarowskiego.
<!** Image 2 align=none alt="Image 184543" sub="Krystyna Mazurówna, tancerka i choreografka, na zdjęciu Jarosława Pijarowskiego">- Kim Pan jest? - chcę wiedzieć, gdy słyszę, że Jarosław Pijarowski, jeden z honorowych kustoszy Muzeum Dyplomacji i Uchodźstwa Polskiego, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Grafologów, zajmuje się sztukami wizualnymi, gra i komponuje oraz pisze wiersze!
- Staram się być człowiekiem - odpowiada Pijarowski wyraźnie rozbawiony, ale poważniejąc dodaje: - Człowiekiem, który się realizuje, a na jakim polu to już mniej ważne, bo można być mistrzem szewskim i z szycia butów uczynić sztukę...
Taka filozofia życiowa sprawdza się w życiu Jarosława Pijarowskiego jako koło zamachowe rozlicznych działań artystycznych. - Ostatnio pochłania mnie jednak głównie muzyka - przyznaje omniartysta rodem z Bydgoszczy, wymieniając oratorium współtworzone z Józefem Skrzekiem i rock-operę, do której niektóre partie zgodził się nagrać Marek Piekarczyk z TSA.
- Ma Pan wykształcenie muzyczne? - brnę, by usłyszeć, że Zbigniew Preisner też nie ma. Po takim dictum pozostaje mi już tylko skoncentrować się na wystawie „Made in Poland” w „Cafe Pianola”, nad którą pieczę sprawuje artysta Leszek Goldyszewicz. I ze zdziwieniem stwierdzam, że wśród prac ma być też pokazana ta wykonana wspólnie z Pijarowskim pt. „Twilight”.
<!** reklama>- To portret Krzysztofa Zanussiego, zrobiony na tle rzeźby w jego ogrodzie - mówi Goldyszewicz, tłumacząc, że wierna fotografii pozostała tu tylko sylwetka reżysera, reszta jest odrealniona... I wyjaśnia cierpliwie, że on nadaje swego rodzaju malarskości fotogramom Pijarowskiego. - Fotografii brak jest faktury, którą ja nanoszę - precyzuje Leszek Goldyszewicz, ale nieoczekiwanie zdradza, że ostatnio najbardziej ich zajmują wspólne przedsięwzięcia muzyczne i opowiada o widowisku na zamku w Golubiu-Dobrzyniu, gdzie w pokazach na żywo spotkały się sztuki różne, do różnych zmysłów człowieka przemawiające...
„Nie sztuka tu jest jednak najważniejsza, lecz samo tworzenie” - przypomina mi się credo Jarosława Pijarowskiego, który twierdzi, że radości towarzyszącej temu aktowi ustępuje tylko uśmiech dziecka, który jest pozbawiony wszelkiej sztuczności.
Ta fascynacja muzyką zostanie też pokazana w „Cafe Pianola”, choć nie w koncercie na żywo. W roli głównej wszakże zostaną zaprezentowane prace Jarosława Pijarowskiego, jak choćby zdjęcia Magdaleny Abakanowicz, portret Daniela Olbrychskiego czy wykonany ręcznie na czerpanym papierze jeden z ostatnich portretów zmarłego Franciszka Starowieyskiego - artystycznego mentora Pijarowskiego. Ekspozycja - różnorodna, jak zainteresowania twórcy - ma tym większą wartość, że prace pochodzą z prywatnych kolekcji, na co dzień niedostępnych.