Oskarżony jest krótko ostrzyżonym blondynem z bliznami na głowie. Wczoraj został doprowadzony w kajdankach, założonych na ręce i na nogi. Sprawia wrażenie przejętego sytuacją.
[break]
Rozprawa była krótka. Sąd pod przewodnictwem sędziego Andrzeja Rumińskiego wydał decyzję o zasięgnięciu uzupełniającej opinii biegłych medycyny sądowej. Specjaliści mają wypowiedzieć się między innymi na temat mechanizmu powstania śmiertelnych obrażeń u Leszka Sz.
Rana na 8 centymetrów
Prokuratura postawiła zarzut zabójstwa bratu zabitego. Do zbrodni miało dojść w nocy z 5 na 6 marca 2014 roku w Paterku, w domu, w którym mieszkał oskarżony z rodziną, między innymi z bratem Leszkiem i matką.
Według oskarżenia, kilka minut po północy Marcin Sz. zadał bratu cios nożem w okolicę obojczyka, co doprowadziło do śmierci mężczyzny w wyniku wykrwawienia się. Rana miała długość około 8 centymetrów. Ostrze uszkodziło tętnicę podobojczykową.
Marcin Sz. nie przyznaje się do winy. Krótko po zatrzymaniu powiedział śledczym, że jakiś nieznany, zakapturzony napastnik wpadł do domu, zranił go w czoło, zabił brata, po czym wybiegł przez drzwi wejściowe. Na pierwszej rozprawie w bydgoskim Sądzie Okręgowym przyznał, że wszystko to wymyślił jako linię obrony.
Według oskarżonego zaczęło się od domowej, zakrapianej alkoholem imprezy.
Kłótnia w pijanym widzie
- Dzień przed zdarzeniem spożywaliśmy alkohol i brat wszczął jakąś kłótnię, nie wiem z kim dokładnie, z mamą, ze mną. Około godziny 22 byłem w sklepie po alkohol. Wypiłem kilka piw i poszedłem spać do swojego pokoju. Łącznie mogłem wypić sześć piw. Kiedy poszedłem spać, obudził mnie brat i powiedział, że mam się z nim napić. Wyprosiłem go z pokoju, zamknąłem drzwi od środka i położyłem się do łóżka. Po chwili znowu zaczął się dobijać. Kiedy otworzyłem drzwi, stał w przedpokoju i wymachiwał nożem. To był nóż kuchenny ze złamanym czubkiem, ostrze miało około 15 cm długości. Dostałem cios w czoło. Chwyciłem go za rękę i z całej siły odepchnąłem. Brat znalazł się w kuchni. Znowu chciał się na mnie zamachnąć, więc wyrwałem mu nóż i go odrzuciłem. Wtedy brat osunął się na podłogę. Zobaczyłem dużą plamę krwi, bo wbił sobie nóż w momencie, kiedy go pchnąłem - zeznał w sądzie Marcin Sz.
Mężczyzna powiedział też, że próbował zadzwonić po pomoc, ale - jak stwierdził - w panice nie był w stanie uruchomić telefonu komórkowego. Zaalarmowani jego krzykiem domownicy wezwali ciotkę, która jest pielęgniarką. Kobieta próbowała reanimować Leszka Sz. Jego brat trzymał go w tym czasie za głowę. Niestety, ranny mężczyzna zmarł.
Drugi też nie był święty
Z zeznań Marcina Sz. wynika, że to Leszek był czarną owcą w rodzinie i stroną bardziej agresywną. W przeszłości miał zranić brata nożem i sztabką do ostrzenia noży (pamiątką po tym są blizny na głowie oskarżonego), miał też postrzelić go z wiatrówki - w dłoń i rykoszetem w oko.
Jak twierdzi oskarżony, obaj mieli do czynienia z narkotykami, Marcin Sz. przyznał, że wąchał klej i palił marihuanę.
W trakcie procesu wyszło także na jaw, że Leszek Sz. odbywał karę więzienia. Nosił również tak zwaną elektroniczną bransoletkę, zakładaną skazanym. Za pomocą tego urządzenia sądy sprawdzają, czy skazany przebywa w wyznaczonym miejscu.
Kolejna rozprawa odbędzie się w maju. Niewykluczone, że opinia biegłych będzie już ostatnim dowodem w sprawie i sąd będzie mógł zarządzić mowy końcowe. Marcinowi Sz. za zabójstwo grozi od 8 do 15 lat więzienia, 25 lat lub nawet dożywocie.