https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wystarczyłoby trochę serca

Maria Warda
Nie zbadał, nie zainteresował się chorą, chociaż z nią rozmawiał. Na szczęście, w Przychodni Rodzinnej młoda osoba z objawami zatrucia została przyjęta z sercem.

Nie zbadał, nie zainteresował się chorą, chociaż z nią rozmawiał. Na szczęście, w Przychodni Rodzinnej młoda osoba z objawami zatrucia została przyjęta z sercem.

<!** Image 2 align=right alt="Image 126885" sub="Lekarze i pracownicy Szpitalnego Oddziału Ratowniczego chętnie przyjmują pacjentów, jeśli tylko mają czas. Pierwszeństwo mają jednak zawsze ofiary nieszczęśliwych wypadków / Fot. Maria warda">Pech pani Anity (nazwisko do wiadomości redakcji) polegał na tym, że potrzebowała pomocy po godzinie 19. Wtedy w żnińskich przychodniach na dyżurze jest tylko jeden lekarz, który musi także uporać się z wizytami domowymi.

- Kupiłam jogurt z terminem ważności do spożycia do 20 lipca - mówi pani Anita. - Nabiał przyniosłam do domu właśnie tego dnia. Wypiłam napój i po czterech godzinach poczułam się bardzo źle. Dokuczały mi na zmianę wymioty i biegunka. Kiedy poczułam się już bardzo źle, pojechałam z bratem do Przychodni Rodzinnej przy ulicy Żytniej w Żninie. Była godzina 19.30. Okazało się, że lekarz wyjechał do pacjenta z wizytą domową i bardzo długo nie wracał. Wobec pogarszającego się stanu zdrowia, pojechaliśmy na izbę przyjęć do szpitala. Nie było ludzi i lekarz był na miejscu. Nazywał się chyba Białobłocki lub jakoś podobnie.

<!** reklama>Nikt nie chciał nam powiedzieć, jak lekarz przyjmujący w pogotowiu nazywa się naprawdę, ale mój brat usilnie o to zabiegał i usłyszał od kogoś to nazwisko. Właśnie ten lekarz powiedział, że nie rozumie, po co przyszłam. Pytał, czego od niego oczekuję. Powiedziałam, że porady, bo czuję się z minuty na minutę gorzej. Nie badając mnie zaczął wypisywać receptę. Wówczas razem z bratem zrozumieliśmy, że mi nie pomoże. Jakoś dotarłam z powrotem na Żytnią. Tam już był doktor Wojdyga. Dostałam natychmiast dwa zastrzyki i zostałam podłączona do kroplówki. Po godzinie 22 mogłam wrócić do domu. Chcę serdecznie podziękować doktorowi Wojdydze, bo dzięki temu, że potraktował mnie bardzo serdecznie, odzyskałam wiarę w żnińską służbę zdrowia.

Wczoraj na temat zasad przyjęć nagłych wypadków przez Szpitalny Oddział Ratunkowy, nazywany popularnie pogotowiem, rozmawialiśmy z doktorem Tomaszem Zwolenkiewiczem, rzecznikiem prasowym Pałuckiego Centrum Zdrowia w Żninie.

- Obowiązują takie zasady, że szpitalne oddziały ratownicze mają udzielać pomocy w sytuacjach nagłego pogorszenia zdrowia, które zagrażają życiu - mówi Tomasz Zwolenkiewicz. - Są to wszelkiego rodzaju urazy, szczególnie te, które są związane z wypadkami komunikacyjnymi, utrata przytomności, bóle w klatce piersiowej, a także zaburzenia psychiczne. Gdy do zdarzenia dochodzi poza terenem szpitala, na miejsce, gdzie przebywa chory, wyjeżdża karetka z lekarzem i ratownikiem albo sam ratownik. Natomiast wszystkie nagłe zachorowania - wysoka temperatura, zaburzenia jelitowo-żołądkowe leczone są w przychodniach rodzinnych. Poradnie te pełnią dyżury w dni świąteczne i nocą. Pacjenci, którzy szukają pomocy w nocy w oddziale ratunkowym, powinni liczyć się z tym, że będą czekać. Jednak jeśli pacjent czuje się skrzywdzony, tak jak w tym przypadku, może zawsze przyjść do mnie lub do dyrektora do spraw medycznych. Zapewniam, że zostanie wysłuchany z uwagą.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

p
pacjent
Mam podobne odczucia po niedawnej wizycie w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Żninie i niestety nienajlepsze zdanie o tym panu. Mężczyzna ten, bo trudno nazwać go lekarzem, przyjął mnie na korytarzu z ręką po łokieć włożoną w kieszeni, mamrotał coś pod nosem. Dostałem skierowanie na badanie, po którym miałem czekać aż zostanę przyjęty ponownie. Po powrocie z badania czekałem na korytarzu, czas płynął, a pan w białym kitlu za szybą pił kawkę, zajadał ciasteczka, wychodził na zewnątrz (bynajmniej nie do pacjentów). Przysiadał co chwilę na kanapie między pielęgniarkami, ale o pacjentach chyba zapomniał. Zrezygnowałem więc z dalszego kontaktu z tym panem i poszedłem do domu. Zaznaczę, , że nie było żadnych sytuacji, przyjęć z wypadków, wyjazdów, innych interwencji, podczas których lekarz dyżurny był zajęty pracą. Nie dziwię się, że nasza tzw. służba zdrowia ma taką opinię, jaką ma, jeśli pracują w niej tacy panowie jak pan, o którym mowa. Może Dyrekcja Pałuckiego Centrum Zdrowia przyjrzy się pracy tego pana, za którą jest przecież wynagradzany z naszych podatków.

Wybrane dla Ciebie

Snus prezydencki. Zakazów nie będzie, bo prezydent ma swoje gusta?

Snus prezydencki. Zakazów nie będzie, bo prezydent ma swoje gusta?

Nie oddasz – tracisz. Kaucja jako motywacja? System rusza 1 października

Nie oddasz – tracisz. Kaucja jako motywacja? System rusza 1 października

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski