Dziesięć stopni w skali Beauforta. Sztorm. Około 50 zziębniętych osób na pokładzie. Choroba morska, nocne wachty, dyżury w kuchni, szorowanie pokładu i wypatrywanie horyzontu na bocianim gnieździe. W takich warunkach dyskusje o przetrwaniu rodzaju ludzkiego nabierają zupełnie innego wymiaru.
<!** Image 2 align=right alt="Image 137155" sub="Studenci i naukowcy, m.in., z Polski, Szwecji, Danii, Litwy, Łotwy, Rosji, Ukrainy, Estonii, Finlandii, „budowali” na „Pogorii” arkę Noego dla zagrożonej kataklizmami ludzkości. Projekty te wciąż nie są, niestety, na naszą kieszeń.../ Fot. Archiwum A. Czarneckiego">W schyłku tegorocznego lata żaglowiec „Pogoria” wypłynął w morze z holenderskiego portu Delfzijl do Porto. Zabrał na pokład międzynarodową ekipę studentów i naukowców: biologów, socjologów, ekologów, humanistów i ekonomistów.
Zespół uformował się pod egidą Uniwersytetu Bałtyckiego, który to postawił przed swoimi podopiecznymi tylko jedno zadanie: wymyśleć projekt wyspy lub statku, na którym 6000 osób będzie w stanie
przetrwać wszelkie ziemskie kataklizmy,
łącznie z atakiem atomowym, i dalej egzystować.
<!** reklama>Zaproszenie do udziału w projekcie przyjęli prof. Adam Czarnecki z Torunia, który ekipie badaczy udzielił wsparcia z zakresu ekologii systemowej, oraz Piotr Pruss z Bydgoszczy, odpowiedzialny za ekonomię. Pieniądze na ten projekt przyznała Unia Europejska.
<!** Image 3 align=left alt="Image 137155" sub="Sztuczna wyspa - port w Sopocie. W marzeniach projektan-tów istnieje od lat 90. XX w. Koszt? Nawet do 1,5 mld zł...">- Arka Noego? Można powiedzieć, że o tego rodzaju przestrzeń nam chodziło - mówi prof. Adam Czarnecki. - Jeśli mamy na myśli statek, to musiałby się on różnić od istniejących jednostek pływających tym, że nie zanieczyszczałby środowiska. Chodzi na przykład o śmieci, które obecnie trafiają do morza, i to zgodnie z prawem (w przepisach określa się jednak jaki gatunek odpadów, w jakiej odległości od brzegu można wyrzucić do wody). Statków jest coraz więcej. W Rotterdamie widzieliśmy kilkudziesięciokilometrowe kolejki jednostek załadowanych towarem. Koszty utrzymania statków, promów są ogromne, podobnie jak koszty utrzymania portu. Dlatego też każde miejsce musi być zajęte, gdyż jest cenne. Jest przestrzeń dla pasażerów, na towar, tymczasem
śmieci zawsze lądują za burtą.
<!** Image 4 align=right alt="Image 137155" sub="Sztuczna wyspa w Holandii ma charakter gospodarczy, rozwija się tu ekologiczny przemysł. Setki wiatraków produkują prąd. / Fot. Archiwum A. Czarneckiego">Śmieci to niejedyny problem, z jakim musieli się zmierzyć uczestnicy rejsu. Trzeba przecież wyżywić ocaleńców. Każde zapasy kiedyś się kończą. No i jak żyć w tak wielkiej społeczności zamkniętej na małej przestrzeni? - Problemów pojawiłoby się sporo, właśnie dlatego w naszym gronie znaleźli się i socjologowie, i znawcy ekonomii, wreszcie ekolodzy i biolodzy. Rozważaliśmy produkcję żywności, choćby w niewielkim wymiarze. Niestety, możliwości techniczne urządzeń i współczesne osiągnięcia naukowe w zderzeniu z trudną rzeczywistościa okazały się niewystarczające - twierdzi prof. Czarnecki. - Założyliśmy, że na statku działałaby biologiczna oczyszczalnia ścieków. Jednym z jej ogniw byłyby hodowane przez żeglarzy rośliny, które wartości odżywcze zyskałyby z przetwarzanych odpadów. I tu pojawiły się schody. Oczyszczanie generuje sporo osadów, których nie są w stanie bezpośrednio przyswoić rośliny. Konieczna byłaby modyfikacja tych osadów, która przystosowałaby je do pełnienia roli odżywki. Oczyszczalnia miałaby działać w oparciu o energię pozyskiwaną z wiatru i ze słońca. Ale z wiatrem jest kłopot, bo gdy np. wieje w zachodu, często przez tydzień nie można ruszyć żaglowcem na wschód czy na południe. Nasza „Pogoria” nie mogła na przykład wpłynąć do kanału La Manche. Stale wypierało nas na Morze Północne. Potrzebne są zatem innowacyjne rozwiązania.
A co z jedzeniem. Czy możliwe jest znalezienie czegoś,
co zastąpi chleb i ziemniaki,
które wydają się nieodzowne w diecie większości ludzi?
<!** Image 5 align=left alt="Image 137155" sub="Studenci szukali sposobu, jak ocalalić ludzi. Nie znaleźli. Wciąż nie mamy dokąd uciec...">- Proszę pamiętać, że robiliśmy symulację dla sześciu tysięcy osób. W grę wchodzą uprawy hydroponiczne, czyli hodowla roślin wyłącznie w oparciu o wodę - korzenie tkwią w wodzie i z niej czerpią energię do wzrostu. O ile jest możliwe rozciągnięcie na cały rok okresu wegetacji, a także stworzenie zamkniętej strefy, w której panuje stale temperatura 24 stopni, o tyle problem jest znowu z miejscem. W Polsce na jedną osobę przypada trzy czwarte hektara lasu i tyle samo pola uprawnego. Jeżeli weźmiemy pod uwagę statek o długości 400 m i szerokości 25-30 m, to 6000 pasażerów musiałoby wyżywić się zaledwie z hektara pola uprawnego. Robi się nieciekawie. Za mało żywności - ocenia profesor. - Oczywiście zajrzeliśmy w głąb mórz i oceanu. Obecne w nich rośliny przystosowały się do życia i rozwoju w słonej wodzie, z genetycznego punktu widzenia możliwe byłoby zatem znalezienie i zbadanie genu, który za taką właściwość rośliny odpowiada. W dalszym etapie badań można by próbować ów gen przeszczepić do roślin użytecznych dla człowieka. A glony i algi? Jedynie one mogą dać wysoki plon na małej powierzchni. Mają spore właściwości odżywcze, tyle że większości z nas chodzi nie tylko o to, żeby zaspokoić głód, ale w dalszej kolejności również o to, aby jedzenie było smaczne.
Naukowe głowy rozbiły się także o kwestię oddychania. Gdyby statek albo wyspa otoczone zostały szklanym dachem, należałoby oczywiście stworzyć również
klimat odpowiedni dla człowieka.
Ale pokładane w roślinach nadzieje (miały produkować tlen) rozwiała naukowa dysputa. - W nocy rośliny „śpią”, nie produkują tlenu, ale przecież nigdy go nam nie brakuje, bo wiatr przemieszcza masy natlenionego powietrza - zauważa profesor Czarnecki. - Jednak w szklanej kopule atmosfera zrobiła się zbyt gęsta...
A jak wyizolowaną wyspę zamocować w podłożu, aby nie przemieszczała się? W morzach wewnętrznych, szelfowych, czyli dość płytkich (np., Bałtyk, Morze Północne) możliwe jest osadzenie wyspy w dnie na wielkich łapach (pomysł jednego z niemieckich studentów). W oceanie, który może osiągać głębokość 5000 metrów, takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Jednak konstruktorzy się nie poddają, bo przecież zmaganie się z naturą przybiera na sile.
- Niszczycielskie fale tsunami dały naukowcom wiele do myślenia. Zniszczenie Nowego Orleanu, zagrożenie, w jakim żyją mieszkańcy portowych miast, to wszystko każe szukać nowych metod budowy osad ludzkich. Pojawiają się już
projekty miast wodnych,
które oprą się falom - mówi prof. Czarnecki - będą w pewnym sensie poruszać się na falach i wracać na swoje miejsce. Takie miasto składać się ma z połączonych modułów. Każdy z nich byłby zaopatrzony w silnik, śruby ustawione są w różnych kierunkach, w stery strumieniowe, za sprawą których obiekt utrzymywałby się na swoim miejscu, a także zmieniałby położenie.
Sztuczne wyspy to także przyszłość miast, które mają problem z wkomponowaniem portu w naturalny krajobraz. Ziemię wydzierają morzu Japończycy, w Holandii funkcjonuje wysepka o charakterze przemysłowym, na której postawiono kilkaset wiatraków wytwarzających prąd. W Dubaju podziwiamy Palm Islands, zespół trzech największych sztucznych wysp na świecie, usypywanych od 2001 r. na dnie szelfu u wybrzeży miasta. Także w Polsce w latach 90. powstał projekt stworzenia w Sopocie, na wodach Zatoki Gdańskiej, wyspy - mariny dla ponad 300 jachtów. Port łączyłby się z lądem molo. Samochody poruszałyby się 3,5 m n.p.m. Mówi się też o połączeniu wyspy z lądem kolejką poruszającą się na poduszkach pneumatycznych...
- Sądzę, że w tym kierunku idziemy - uważa prof. Czarnecki. - Będziemy zmuszeni wyrywać ziemię morzu, a jednocześnie stale szukać sposobu, jak przed jego niszczycielką mocą uciekać.
Na razie jednak, przynajmniej w Polsce, budowa arki Noego pozostaje w sferze nieurzeczywistnionych pomysłów i marzeń...