Ponad tysiąc osób w kolejce. Stanie przez całą noc, społeczne komitety i zapisy, „stacze” do wynajęcia. Wspomnienia z lat PRL? Niekoniecznie. Tak przed tygodniem było przed 16 bankami w Polsce. Tłumy chciały zdobyć sokoła - srebrną monetę.
<!** Image 2 align=right alt="Image 74194" sub="Kolejka przed oddziałem okręgowym Narodowego Banku Polskiego w Bydgoszczy, jedynym punktem sprzedającym monety kolekcjonerskie bez doliczania prowizji w całym województwie kujawsko-pomorskim, liczyła blisko tysiąc osób / Fot. Tadeusz Pawłowski">- Nawet w PRL-u nie przeżyłem takich kolejek. Potworny ścisk i chaos - mówi Andrzej Nowicki, kolekcjoner monet. - Pierwsi kolejkowicze, jak sami mówili, pojawili się pod drzwiami banku jeszcze przed północą. Ja przyjechałem pierwszym dziennym tramwajem i byłem gdzieś tak na dwusetnym miejscu.
Kolejka przed oddziałem okręgowym Narodowego Banku Polskiego w Bydgoszczy, jedynym punktem sprzedającym monety kolekcjonerskie bez doliczania prowizji w całym województwie kujawsko-pomorskim, i tak była nieduża w porównaniu z innymi miastami w Polsce. Przed warszawskim oddziałem NBP w ubiegłą środę rano ponad tysiąc osób czekało na rozpoczęcie sprzedaży monet z sokołem wędrownym. Podobnie było w Gdańsku. W Opolu kolejka liczyła nawet dwa tysiące ludzi. W niektórych miastach już we wtorek po południu tworzyły się społeczne listy kolejkowe.
<!** reklama>Nowe zjawisko? Nagła i niespodziewana moda na zbieranie coraz ładniejszych pamiątek nazywanych monetami, choć nikt nie używa ich do płacenia? Oczywiście, że nie. To nowy sposób zarabiania pieniędzy. Prosty i szybki.
Dwa tysiące aukcji
Andrzej Nowicki wyszedł z banku o wpół do dwunastej. - Musiałem kilka razy obrócić, żeby dostać tyle „dwójek”, ile potrzebuję - przyznaje. - Wydawali najpierw po dwadzieścia, później po dziesięć, a kiedy doszedłem do okienka, to tylko po pięć. Całe szczęście, że były oddzielne kasy na „dwójki” i osobne na „dwudziestki”.
Kolekcjoner zapewnia, że zbiera monety od wielu lat. Tylko polskie. Po jednej sztuce, dla siebie. A że jest na emeryturze i zdrowie mu dopisuje, w dni premiery każdej nowej monety idzie do banku. To dla niego cały rytuał. Znajomi od lat zamawiają u niego, więc kupuje zawsze po kilkadziesiąt „dwójek” i, w zależności od zamówienia, pewną liczbę monet srebrnych. Sam ich nie gromadzi. - Nie stać mnie - wzdycha.
Poniedziałek, 21 stycznia. Szósty dzień od emisji sokoła. Na internetowym portalu aukcyjnym allegro.pl w dziale „numizmatyka” sokołów wręcz zatrzęsienie. Policzyliśmy. Są wystawione na mniej więcej dwóch tysiącach aukcji. Po jednej sztuce, po dwie, po dziesięć, a nawet całymi workami po 50 monet w jednym. Czasem oferty są opatrzone zachętą z zachętą typu: „okazja”, „aukcja wyjątkowa” albo „niepowtarzalna”. Z reguły jednak wystarczy hasło „sokół”. W kończących się już aukcjach dwuzłotowe sokoły ze stopu golden nordic „stoją” nawet po 25 złotych za sztukę, za komplet 2 zł+20 zł wylicytowano już 350 złotych. Na portalu e-monety, już bez licytowania, właścicielem srebrnego sokoła można stać się za 499 złotych. W banku kosztował 91 zł.
Stówa za stanie
- Aż w trzech czwartych kolejka składała się z młodych ludzi - dodaje Andrzej Nowicki. - To nie byli żadni zbieracze, bo na zebraniach numizmatyków młodzieży w ogóle nie widać, większość kolekcjonerów to starsze pokolenie. I ci prawdziwi zbieracze byli poszkodowani. Przed otwarciem banku ochrona wydawała kolejkowiczom numerki. Młodzi tak się pchali, że choć byłem na miejscu dwieście którymś, dostałem numerek czterysta któryś. Ci z przodu rozeszli się i wracali z plikami skserowanych numerków wyglądającymi tak samo jak oryginalne. Nie wiem, czy ci ostatni kolejkowicze z numerami około 850, bo tyle było srebrnych monet, cokolwiek dostali. Myślę, że nie. Ci starsi, którzy nie dali rady tak długo stać, w akcie rozpaczy sprzedawali swoje numerki po 20 złotych, zaś wychodzący z banku z sokołami od ręki sprzedawali je po 200 złotych. To byli stacze. Za tę noc w kolejce na czysto kasowali ponad sto złotych...
Królewskie przebicie
Od kiedy NBP zakończył emisję pocztu królów i książąt polskich, monety ze zwierzętami cieszą się największym powodzeniem. Za trochę starsze niż sokół, foki i świstaki na aukcjach trzeba już zapłacić prawie 500 złotych.
Największymi hitami są jednak starsze „sreberka”. Szlak bursztynowy o wartości 20 zł z oryginalnym bursztynem wtopionym w metal wylicytowano ostatnio za 2800 zł. Półpostać Batorego (10 zł) przekroczyła wartość 3000 zł. Z „dwójek” najsłynniejszy jest Zygmunt August, który kosztuje już powyżej 700 zł, dużą popularnością cieszy się też jeż, szacowany na około 300 zł.
Jeszcze 10 lat temu w bankach w ogóle nie było kolejek. Monety kupowało się na bieżąco, w dowolnej liczbie. Przychodzili po nie wyłącznie kolekcjonerzy. Nie było pędu i przekonania, że to dobra lokata kapitału. Szlak przetarł „Szlak bursztynowy”, zapewne ze względu na unikatowe wykonanie krążka. Z czasem trzeba było już przychodzić do banku w dniu emisji, bo następnego już nie było monet. Później już koniecznie rano, zaczęły powstawać kolejki, ale wciąż jeszcze znośne.
- W Bydgoszczy szał rozpoczął się od Enigmy, jakiś rok temu - Andrzej Nowicki doskonale to pamięta. - Wtedy po raz pierwszy pojawiła się młodzież. Zarobek musiał być niezły, bo od tej pory za każdym razem jest prawdziwe oblężenie. Gdybym 12 lat temu, przychodząc po „dwójkę z Zygmuntem Augustem”, a w banku było pusto, wziął cały woreczek za sto złotych, dziś miałbym za to nowy, luksusowy samochód. Takich sytuacji nigdy jednak nie da się przewidzieć. Przed wojną wszyscy zbierali srebrne monety i przez to zostało ich dużo, mają niewielką wartość, a drobne groszaki niektórych roczników, których nikt nie zbierał, dziś są warte tysiące.
Co robić? Poradźcie!
Srebrna moneta „Sokół wędrowny” o nominale 20 zł została wybita w nakładzie 107 tysięcy sztuk, natomiast moneta dwuzłotowa, wykonana ze stopu nordic gold, w nakładzie 1,2 mln sztuk. Specjaliści z NBP potwierdzają, że tak rekordowego zainteresowania jeszcze nie było.
Anonimowy internauta na forum numizmatycznym: „Wczoraj kupiłem swoją pierwszą monetę z sokołem i chciałbym, aby ktoś mi poradził, co robić. Bo chciałbym teraz kupować każdą kolekcjonerską monetę, jaka będzie wychodziła, ale do tego są potrzebne pieniądze i stąd moje pytanie: czy cena sokoła będzie przez długi okres oscylować w podobnych granicach i można spokojnie ją opylać za 3-4 stówki (właśnie z zarobionej kasy chciałbym mieć na następne), czy może lepiej poczekać jakiś czas, bo zwierzęta świata, jak widzę, wysokooo stoją”.
„Moim zdaniem, przez tydzień, dwa będzie cena w okolicach 289-349 zł, póki towaru nie sprzedadzą mrówki. Później zacznie cena spadać” - to odpowiedź „zawodowca”.
Inwestowanie w monety stało się coraz częstszym tematem rozmów. A internetowa aukcja Allegro.pl numizmatycznym parkietem giełdowym.
Już dwa tygodnie przed emisją sokoła srebrną monetę można było kupować na aukcjach po 300 złotych! Podobnie było z kilkoma poprzednimi monetami, tyle że przebicie było niższe.
Marek Nowak, właściciel niewielkiej firmy ma znajomego prowadzącego sklep z monetami. Ponieważ właściciele sklepów kupują monety od NBP bez VAT-u, uprosił go o 10 sokołów.
- Przed świętami wystawiłem je na Allegro. Co z tego, że jeszcze ich nie miałem? Sprzedałem wszystkie! Teraz dopiero będę wysyłał. Zarobione pieniądze zainwestuję w kolejne monety, wezmę teraz od kolegi 20 sztuk. Kiedy tak liczę, wychodzi na to, że w rok mogę zarobić tyle, jakbym miał drugą pensję.
