Jeszcze dwa lata temu urzędy musiały wystawiać na sprzedaż stare telefony, połamane krzesła albo wieszaki. Dziś pozbywają się bardziej wartościowych sprzętów, ale zdarzają się też... firanki.
<!** Image 3 align=none alt="Image 181580" sub="W listopadzie Poczta Polska sprzedawała swoje stare, mocno zużyte auta. Okazało się, że nie brakowało chętnych na citroena za nieco ponad tysiąc złotych... rozeszły się jak ciepłe bułeczki /Fot.: Tadeusz Pawłowski">- Parę dni temu miałem do załatwienia kilka spraw w zarządzie dróg przy ul. Toruńskiej. Kiedy błądziłem po korytarzach urzędu, przypadkowo zwróciłem uwagę na zabawne ogłoszenie na tablicy. ZDMiKP wystawił na sprzedaż używane firanki - opowiada nasz Czytelnik. - Pomyślałem, że to jakiś żart. Ale w ofercie określono nawet cenę i podano osobę wyznaczoną do kontaktu w tej sprawie. Aż mnie kusiło, aby zobaczyć ten towar. Wartość firanek wyceniono na ponad 800 złotych, a cena wyjściowa wynosiła około 80 złotych.
<!** reklama>Przedstawicielom Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej nie było jednak do śmiechu. Na pytanie „Expressu”, skąd pomysł, aby sprzedawać stare firanki, rzecznik urzędu odpowiedział, że oferta jest już nieaktualna. - Do tej sytuacji ma zastosowanie Rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie sposobu i trybu gospodarowania majątkiem ruchomym, powierzonym jednostkom budżetowym. Zgodnie z zapisami zawartymi w rozdziale drugim paragrafie 3 oraz 6, zostały zaproponowane do nabycia firany, które nie znalazły możliwości wykorzystania w ZDMiKP - mówi Krzysztof Kosiedowski, rzecznik prasowy bydgoskiego zarządu dróg.
Radio „Śnieżka”
Jak się okazuje, również w innych urzędach można trafić na podobne „promocje”. Do niedawna urzędnicy musieli rozliczać się nawet z przedmiotów, które nadawały się do wyrzucenia. - Ostatnia „wyprzedaż” w Kujawsko-Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim miała miejsce w grudniu 2009 roku, ale z pewnością nie była to wyprzedaż świąteczna - komentuje żartobliwie Bartłomiej Michałek, rzecznik prasowy wojewody.
Na wspomnianej liście znalazło się blisko 500 sprzętów, a wśród nich obrazy, dywany, stoliki, wieszaki, kotary, zegary ścienne, zestawy sztućców, kalkulatory, radio „Śnieżka”, regał do słodyczy i papierosów, odkurzacze, czajniki i wiele, wiele innych. Wszystkie przedmioty opatrzone były opisem „zniszczone” i ocenione jako nienadające się do użytku. Proponowana cena wyjściowa wahała się od symbolicznej złotówki do 50 zł np. za regał metalowy. Łatwo się domyślić, że większość z tych rzeczy nie znalazła nowego właściciela i skończyła na śmietniku...
- W 2010 roku zmieniły się przepisy. Dlatego też od tamtego czasu wyprzedawane są tylko składniki, których wartość przekracza 300 euro. I tak w ostatnim czasie wystawiliśmy na sprzedaż samochód ciężarowy marki Deawoo z 1998 roku, który kosztował 1800 zł - mówi Bartłomiej Michałek.
Miasto też sprzedaje
Również w Urzędzie Miasta Bydgoszczy obowiązują przepisy, które dokładnie objaśniają, jak pozbywać się niepotrzebnych sprzętów.
Zgodnie z rozporządzeniem prezydenta można je sprzedać, użyczyć, nieodpłatnie przekazać albo zwyczajnie zlikwidować. - To wyposażenie kupowane za publiczne pieniądze. Musimy więc rozliczać się z każdej kartki papieru - mówi Piotr Kurek, rzecznik prasowy bydgoskiego ratusza.
I tak, według ostatnich raportów, z wydziału gospodarki komunalnej i ochrony środowiska miasto sprzedało prywatnym przedsiębiorstwom wywrotki do wywozu odpadów niebezpiecznych i agregaty prądotwórcze, a Spółdzielni Socjalnej „Bydgoszczanka” użyczono maszyny, urządzenia specjalistyczne oraz samochody ciężarowe.
Samochody bez koguta
Kiedy policja chce pozbyć się starych aut, to w pierwszej kolejności musi zapytać, czy nie będą one potrzebne strażakom, np. do celów szkoleniowych. Dopiero w drugiej kolejności mogą wystawić radiowozy na aukcje publiczne.
- W 2009 roku zorganizowaliśmy przetarg na 250 pojazdów. Wśród nich znalazły się stare polonezy, volkswageny, fordy transity czy deawoo lanosy i espero. Oczywiście wszystkie zostały pozbawione cech samochodów policyjnych. W pierwszym przetargu można było kupić poloneza za tysiąc zł, a w drugim ceny spadały nawet do kilkuset złotych za samochód - wspomina Maciej Daszkiewicz z biura prasowego Komendy Wojewdzkiej Policji w Bydgoszczy.
<!** reklama>
Obecnie policja pozbywa się jedynie zbędnych lub zużytych samochodowych części zamiennych oraz urządzeń warsztatowych. W przeszłości można było kupić od mundurowych stare maszyny do pisania czy biurko z komendy, ale nigdy nie było i nie będzie wyprzedaży uzbrojenia czy elementów policyjnej techniki...
Wracając do samochodowych okazji... Ostatnio w Bydgoszczy Poczta Polska wystawiła na licytację 24 mocno wyeksploatowane auta. Podobno kilkunastoletnie citroeny rozeszły się jak ciepłe bułeczki...