Rynek motoryzacyjny przyzwyczaił nas do corocznych akcji wyprzedażowych. W listopadzie lub grudniu producenci pozbywają się aut zalegających place, kusząc ekstrapromocjami. Nie dajmy się zmylić.
<!** Image 3 align=right alt="Image 139298" sub="Sprzedawca salonu Nissana Michał Piwko prezentuje nowy model qashqaia Fot. Radosław Sałaciński">Samochodowi wyjadacze mówią, że kiedy auto zaczyna podobać się klientowi, to już jest źle. Oczywiście źle dla klienta, bo emocje w każdej dziedzinie handlu dają ten sam skutek - gonitwę myśli i wyczyszczony portfel. W przypadku zakupu nowego samochodu emocje zazwyczaj sięgają zenitu i racjonalna analiza warunków sprzedaży rzadko wchodzi w grę.
Oczyścić magazyny
A szkoda, bo często to, co wygląda na wyjątkową promocję, jest chwytem reklamowym, który ma pomóc w opróżnieniu magazynów fabryki pod koniec roku. Dotyczy to m.in tak zwanych wyprzedaży rocznikowych organizowanych w salonach samochodowych na przełomie roku. Niektórzy producenci aut zaczynają już w listopadzie, inni czekają do połowy grudnia, kolejni atakują upustami dopiero w styczniu. Zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić, że koniec roku to okazja do zakupu nowego samochodu w atrakcyjnej jak nigdy cenie. Okazuje się, że przyzwyczajenie to trzeba będzie zmienić.
- Minął czas, kiedy największe upusty pojawiały się tylko pod koniec roku z okazji wyprzedaży rocznika. Dzisiaj centrale firm przez cały rok zastanawiają się, jak pozbyć się nadprodukcji, a wyprzedaż jest wtedy, gdy zajdzie taka potrzeba. W czerwcu, gdy mieliśmy plac pełen samochodów, zaoferowaliśmy na niektóre modele takie ceny, jakich nie ma nawet teraz - mówi Michał Piwko z salonu Yama w Bydgoszczy, sprzedającego auta marki Nissan i Suzuki.
<!** reklama>W tej chwili sprzedając nową micrę, salon oferuje nam 3,5 tysiąca złotych upustu, na nissana note 6,8 tys. zł, na qashqaia 4 tys. rabatu. Ten ostatni model, mimo wysokiej półki cenowej, to tegoroczny hit Nissana. Sprzedaje się najlepiej. Wersja podstawowa z najsłabszym silnikiem kosztuje 69 tys. zł. Największą ulgę otrzymać można w salonie Nissana przy zakupie samochodu „Navara” - do 18 procent zniżki.
Nie tylko upusty
Upusty gotówkowe to tylko jeden z wielu elementów gry o klienta. W salonie Audi Aleksander Konarzewski nie znajdziemy klasycznych obniżek. Jedyny wyjątek to limuzyna A4, dla której przewidziano 5-procentową obniżkę ceny wyjściowej, która zaczyna się od kwoty 140 tys. zł.
- Nie mamy upustów. Cena auta jest promocją. Naszym pakietem promocyjnym w poszczególnych modelach jest gratisowe, dodatkowe wyposażenie - mówi przedstawicielka działu sprzedaży. Dla trzydrzwiowego modelu A3 limited edition, wycenionego na 81,5 tys. zł tym wyposażeniem są światła ksenonowe, czujniki parkowania, dwustrefowa klimatyzacja itp.
Toruński salon Toyota Bednarscy wachlarz upustów wyprzedażowych rozpostarł chyba najszerzej. Jak wynika z oferty, możemy tu liczyć na rabat od 2 do 39 tys. zł. Oczywiście, nie ma cudów, obowiązuje zasada, która w każdym salonie jest normą - największe upusty dotyczą najdroższych modeli. Im niższa półka cenowa, tym rabat mizerniejszy. I tak przy zakupie toyoty aygo możemy liczyć jedynie na 2,4 tys. zł upustu, co oznacza, że kupimy ten samochód nie za 35,5 tys., lecz za 33,1. Jeśli jednak zdecydujemy się wydać 10 razy więcej na land cruisera z silnikiem diesla, od ceny 346 tys. zł firma pozwoli nam odjąć 39,4 tysiąca.
Ubezpieczenie za 1 procent
- Wyprzedaż rocznika zaczynamy zazwyczaj w okolicach świąt Bożego Narodzenia. W tym roku jednak rozpoczęliśmy dużo wcześniej, bo pod koniec listopada. Tak naprawdę różnego rodzaju promocje mamy przez cały rok. W listopadzie oferowaliśmy ubezpieczenie komunikacyjne za 1 procent. W tej chwili do każdego pojazdu dodajemy gratis auto alarm - mówi Paweł Rozkowiński z Toyoty Bednarscy. Najlepiej sprzedającym się autem w tym roku jest Toyota Auris, na którą zależnie od koloru i wersji wyposażenia można otrzymać od 4 do 9 tys. zł upustu. Podstawowa cena z wliczonym już rabatem to 52,5 tys.
Nie ustępuj
Prócz upustu gotówkowego, który oferowany jest nam „z automatu”, większość salonów ma do dyspozycji gratisy w postaci wyposażenia lub dodatkowych gadżetów. Warto więc podczas rozmowy ze sprzedawcą nie osiadać na laurach po otrzymaniu rabatu, lecz targować się dalej. Co możemy na tym zyskać?
- Mamy auto alarmy, opony zimowe, haki holownicze, radia, maty bagażnika i tak dalej. Oferta jest bardzo bogata. Nikogo nie wypuścimy z pustymi rękami. Jesteśmy otwarci na propozycje klientów - przekonuje Jarosław Pieczko, sprzedawca Skody Aleksander Konarzewski. Przyznaje jednak, że klient, który nie ma żyłki do negocjacji, ma większe szanse na gratisy niż ten, który się wstydzi lub targować się nie umie. - Jeśli ktoś się nie targuje, może nic nie dostać - dodaje.
Sama natarczywość w rozmowie ze sprzedawcą to jednak za mało, by liczyć na szczególne traktowanie. Jak przyznają dealerzy, najmocniejsze są jak zwykle argumenty ekonomiczne.
- Liczy się to, czy jest to stały klient, czy u nas serwisuje samochody itp. - wyjaśnia Jarosław Pieczko.
- Rok temu kupowałem skodę roomster. Dostałem spory upust i opony zimowe. Wiem, że niektórzy producenci nie dają opon, więc zapytałem o to już podczas pierwszej rozmowy. Nie wiem, czy bym je dostał bez pytania - mówi pan Sławomir, nauczyciel, który prosi o zachowanie anonimowości.
Poza rabatami i dodatkowym wyposażeniem producenci wabią klienta także mniej lub bardziej korzystnymi kredytami. Jedną z najbardziej upowszechnionych form kredytowania jest oferta 50/50, czyli połowę ceny przy zakupie, drugą część po roku. Do firm z kolei kierowane są rozmaite propozycje sprzedaży leasingowej. Bydgoski salon Mercedesa klientom, którzy kupią samochód w leasingu, ale w ratach rozłożonych na okres od 36 do 60 miesięcy, oferuje w ramach promocji darmowe ubezpieczenie komunikacyjne na rok.
Dywanik albo hak
Również darmowe ubezpieczenie, tyle że na dwa lata, daje swoim klientom Skoda. Warunek - trzeba kupić model Yeti. Cena podstawowa: 62,5 tys. Upusty gotówkowe ten producent rezerwuje dla innych modeli. Przy zakupie fabii mamy 2 tys. zł zniżki, przy octavii od 5 do 7 tys. w zależności od pojemności silnika, w przypadku roomstera 6,7 tys. Bez rabatów jest natomiast skoda superb, która w wersji podstawowej kosztuje 79 tys. zł. Tutaj możemy „wyprosić” sobie jedynie dywanik, hak do holowania albo inny dodatek.
Warto wiedzieć, że nawet wtedy, gdy skończą nam się wszystkie pomysły na dalsze prowadzenie negocjacji ze sprzedawcą, wciąż mamy asa w rękawie. Ostatni argument, jakiego możemy użyć, to zaklęte słowo „marża”.
- Konkurencja nie śpi. Bijemy się ostro. Dzisiejszy rynek wygląda tak, że bardzo często musimy schodzić z naszej marży. Zdarzają się takie transakcje, kiedy nasz zarobek jest znikomy - przyznają niechętnie sprzedawcy.