Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypił zaraz po wypadku

Jarosław Jakubowski
Lekarz Andrzej Z., z pochodzenia Rosjanin, odpowiada przed bydgoskim Sądem Rejonowym za spowodowanie po pijanemu wypadku, w którym zginął 31-letni Błażej S.

<!** Image 3 align=none alt="Image 211729" sub="Oskarżony Andrzej Z. przyszedł do sądu i po chwili z niego wyszedł. Odpowiada z wolnej stopy.
Fot.: Tymon Markowski">

Lekarz Andrzej Z., z pochodzenia Rosjanin, odpowiada przed bydgoskim Sądem Rejonowym za spowodowanie po pijanemu wypadku, w którym zginął 31-letni Błażej S.

Wczorajsza rozprawa była bardzo krótka. Sędzia Łukasz Bem poinformował strony, że akta sprawy znajdują się w Krakowie, w tamtejszym Instytucie Ekspertyz Sądowych im. Zehna. Prawdopodobnie opinia biegłych będzie miała decydujące znaczenie dla dalszych losów oskarżonego.

Andrzej Z., 49-letni lekarz z Debrzna w powiecie człuchowskim, pojawił się w sądzie osobiście. Ani razu nie spojrzał w stronę Teresy S., matki zabitego motocyklisty, która jest oskarżycielem posiłkowym.<!** reklama>

- Chciałbym prosić sąd o uchylenie zakazu opuszczania kraju. Planuję wyjechać do Rosji na miesiąc, dwa... - zwrócił się do sędziego z wyraźnie słyszalnym rosyjskim akcentem. Sędzia Bem nie uchylił jednak tego środka zapobiegawczego, bo, jak stwierdził, bez wglądu w akta nie może się do wniosku oskarżonego odnieść.

Andrzej Z. opuścił więc sąd niepocieszony. Niezadowolona z przebiegu rozprawy była też Teresa S. Starsza pani ze łzami w oczach stwierdziła, że oskarżony korzysta z pełni praw, a jej synowi nic już nie zwróci życia.

- Miałam tylko jego, moje jedyne dziecko oczekiwane przez 14 lat. A teraz nie mam już nic - mówiła zrozpaczona kobieta.

Tragedia wydarzyła się 26 lipca 2011 roku około godziny 22.40 na drodze krajowej nr 25 w Mąkowarsku w gminie Koronowo. Na skrzyżowaniu ulic Bydgoskiej i Ogrodowej auto terenowe Mitsubishi Outlander, kierowane przez Andrzeja Z., uderzyło w jadący w tę samą stronę motocykl MZ 250, kierowany przez 31-letniego Błażeja S. Mężczyzna wracał z pracy do domu w pobliskim Dziedzinku. Siła uderzenia była tak wielka, że motocyklistę wyrzuciło do przydrożnego rowu. Błażej S. zginął na miejscu. Pracownicy stacji benzynowej Orlen usłyszeli huk uderzenia i dobiegli do leżącego motocyklisty. Ale obrażenia były tak drastyczne, że o ratunku nie było mowy.

Jeszcze tej samej nocy policjanci zawiadomili jego matkę o tym, co się stało.

Kierowca terenówki odjechał z miejsca wypadku. Dyżurny miejskiej policji skierował patrole w rejon zdarzenia. W Buszkowie, około kilometra od miejsca wypadku w kierunku Bydgoszczy, funkcjonariusze znaleźli porzucone w polu mitsubishi outlander. Auto na przedniej szybie i na karoserii miało wyraźne ślady po uderzeniu, widać było również włosy, krew i tkanki miękkie. Na przystanku autobusowym w Buszkowie został zatrzymany Andrzej Z. Badanie alkomatem wykazało, że mężczyzna był pijany, miał w organizmie ponad promil alkoholu.

Oskarżony od początku utrzymywał, że alkohol wypił dopiero po wypadku. Przy samochodzie znaleziono niedopitą butelkę alkoholu.

Pierwszy proces Andrzeja Z. zakończył się wyrokiem trzech i pół roku więzienia, ale tylko za spowodowanie wypadku i oddalenie się z jego miejsca. Uniewinniono go natomiast z zarzutu jazdy po pijanemu.

Apelację od tego werdyktu złożyła zarówno prokuratura, jak i obrona. Obecnie toczy się już drugi proces Andrzeja Z. Kolejny termin rozprawy zostanie wyznaczony z urzędu. Oskarżonemu grozi do 12 lat pozbawienia wolności.


OPINIA

Sąd przy Wałach Jagiellońskich w Bydgoszczy to gmaszysko potężne, ale rozmieszczenie w nim pomieszczeń po prusku oszczędne. Mnóstwo w nim sal rozpraw, do których po wniesieniu stołu sędziowskiego i ław dla stron postępowania miejsca starczy ledwie na jednego świadka. Taką właśnie salę wybrał sąd na wczorajszą rozprawę Andrzeja Z., oskarżonego o śmiertelne potrącenie motocyklisty. Nie jest to pierwszy raz, kiedy Temida rozpatruje ważną sprawę w warunkach „kieszonkowych”. Reporter prasowy, uzbrojony jedyne w notes i długopis, jakoś sobie poradzi. Radiowiec jeszcze się wciśnie ze swoim mikrofonem, ale telewizja? Kamerzysta, dźwiękowiec i reporter, bo tyle zwykle osób składa się na telewizyjną ekipę, nie mają szans, żeby się zmieścić w takiej klitce.

Ale przecież nie o naszą, dziennikarzy wygodę chodzi. Naszą rolą jest przekazać stan faktyczny. Chodzi bardziej o to, czy w takich warunkach można w ogóle mówić o zachowaniu zasady jawności procesu. Moim zdaniem jest ona poważnie zakłócona. Gdzie mają podziać się członkowie rodzin, znajomi? Wszyscy mają przecież prawo śledzić proces, o ile sąd nie wyłączył jego jawności. W warunkach, jakie oferuje w wielu przypadkach bydgoski sąd, jest to prawo czysto teoretyczne. Rozumiem kłopoty lokalowe wynikające z niedoinwestowania naszego wymiaru sprawiedliwości. Ale można też tak planować rozprawy, żeby nie dochodziło do sztucznego tłoku. Chyba nie chodzi o zniechęcenie obywateli do instytucji sądu? Prezesowi sądu pozostawiam to pod rozwagę.

Jarosław Jakubowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!