Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyborcza mina Sasina [Moje trzy po trzy]

Artur Szczepański
Być może już nie dni, ale tylko godziny dzielą nas od przełomowego oświadczenia Jarosława Kaczyńskiego, iż posiadanie prezydenta to głupi i trudny do zrealizowania pomysł w czasach pandemii. Nie dziwię się prezesowi, skoro sposób wyboru głowy państwa doprowadził do rosnącego popłochu i nienotowanego dotąd chaosu, jaki zapanował, ku mojej wrednej lewackiej uciesze w szeregach prawicy.

Jeszcze parę tygodni temu wybór Andrzeja Dudy wydawał się sprawą prostą. Zwłaszcza w momencie, gdy na horyzoncie pojawił się wicepremier Sasin, skupiający w sobie wszystkie absurdalne cechy PiS-owskiego reżimu, i jego pocztowa załoga na kółkach. Jacek Sasin, ucieleśnienie partyjnej karności, posłusz-nie jak owczarek niemiecki, wykonujący polecenia, zanim prezes o nich pomyśli, jak taran, bo to podobno jego drugie imię, parł do korespondencyjnych wyborów. Nic więc dziwnego, że nawet Andrzej Duda, człowiek bez szczególnych właś-ciwości, występujący dotąd w nieistotnych rolach - długopisu, przycisku do papieru, skoroszytu, już witał się z gąską, gdy nagle coś się popsuło.

I tu musi pojawić się nazwisko Gowina, który najpierw „fiknął”, by potem poddać się prezesiej wasalizacji. Z oddaniem i przyjemnością. Pokładane w byłym wicepremierze nadzieje opozycji na grę wstępną z jego partyjną kanapą dostarczyły nam niesmacznych scen szczególnie z udziałem Kosiniaka-Kamysza w roli boleśnie pominiętego w politycznej rozgrywce. Nie muszę dodawać, że sprawa i tak zagmatwana zaczęła się gmatwać do tego stopnia, iż jeszcze dwa dni przed wyznaczonym terminem głosowania, gdy zastanawiałem się czy wziąć udział w publicznym paleniu kart z mozołem dostarczonych mi przez listonosza, suweren zupełnie nie wiedział, czy pójść w niedzielę do Ikei, bo skończyły mu się właśnie meble, czy poćwiczyć wraz z rodziną czytelny podpis, wymagany pocztowym pakietem wyborczym.

Sytuacja stała się tak nieznośna, że nawet marszałek sejmu Witek wierszowanym listem, który trafi do kanonu politycznej poezji zaangażowanej, zwróciła się do Julii Przyłębskiej, tej z Trybunału Konstytucyjnego, o przepis na jej słynną zupę grzybową oraz przeprowadzenie wyborów prezydenckich. Zajęta gotowaniem Julia - i nie chodzi tu, żeby nie było, o gotowanie „mety” w stylu Walta White z serialu „ Breaking Bad” (polecam) - obiecała sprawie się przyjrzeć na niejawnym posiedzeniu TK.

Nie piszę o tym bez powodu, bo pełniący, od niedawna, obowiązki prezesa Sądu Najwyższego Kamil Zaradkiewicz, jak dotąd, zasłynął porannym i lunatycznym spacerem w piżamie po stolicy. Powodem dramatycznego „Snu o Warszawie” p.o. prezesa była, jak napisała „GW”, niekontrolowana konsumpcja halucynogennych grzybów. Gdyby zamiłowanie prezesa SN do halucynogenów połączyć z umiejętnościami kulinarnymi Przyłębskiej, to istnieje smaczna szansa na dobrą zupę grzybową, po której mianowanie Sasina szefem resortu głupich kroków, oczywiście w randze wicepremiera, stałoby się kwestią najbliższej przyszłości, bo mu się to słusznie należy!

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera