<!** Image 1 align=left alt="Image 33933" >Parę miesięcy temu pisałem o przedterminowych wyborach, które z miesiąca na miesiąc stają się coraz bardziej nieuniknione. Czy odbędą się w listopadzie? Przypuszczam, że nie, bowiem PiS-owi uda się raz jeszcze zabrać posłów, którzy zrobią wszystko, aby w parlamencie pozostać. Już do klubu przestraszonych nowymi wyborami posłów LPR i ich byłych kolegów zapisali się „rozłamowcy” z Samoobrony, a także, co brzmiało sensacyjnie, parlamentarzyści reprezentujący mniejszość niemiecką.
<!** reklama right>Swoją drogą, interesujące, jak udało się PiS-owi przekonać tych dwóch posłów, których jeszcze niedawno partia Jarosława Kaczyńskiego chciała skazać na parlamentarną dekapitację. Mniejsza jednak o mniejszość, bo w całej grze idzie teraz o to, by uzbierać większość, pozwalającą PiS-owi dalej rządzić. Tylko jakie to będzie rządzenie? Bez wątpienia, dla PiS-u sprawowanie władzy stanie się jeszcze trudniejsze niż przy pomocy poprzedniego układu. Wiedzą o tym już teraz politycy partii braci Kaczyńskich, bo o ile poprzednia koalicja zasługiwała na miano dość egzotycznej, o tyle ta, obecnie montowana z Pawlakiem w roli etatowego obrotowego, zapowiada się jeszcze bardziej interesująco. Nie wątpię, że klejenie nowej koalicji po złożeniu przez PO wniosku o przyspieszone wybory nabierze tempa, ale trudno uznać skaperowanych przez PiS za poważne zaplecze polityczne.
Stąd też dziwię się, że Jarosław Kaczyński zdecydował się zagrać o tak wysoką stawkę, wiedząc, iż jego nowi sojusznicy mogą mu i jego partii jedynie zaszkodzić, bo każdy, nawet polityczny, kompromis ma swoje granice. Wniosek PO o wcześniejsze wybory tym razem przepadnie, ale sprawa przedterminowej elekcji, jak weksel, wróci na polityczną scenę.