W całym kraju firmy cateringowe i dostarczające żywność chcą aneksować umowy. Wszystko z powodu drastycznych podwyżek cen produktów, które sięgają nawet 40 procent.
<!** Image 2 align=right alt="Image 66516" sub="Szpitale zapewniają, że pomimo podwyżek cen produktów nie zmniejszą racji żywnościowych. /Fot. Dariusz Bloch">Szpitale racji żywnościowych zmniejszyć nie mogą, jednak za wszelką cenę będą musiały szukać oszczędności gdzie indziej.
Źle się dzieje w „Juraszu”. Szpital zapłaci o 50 procent więcej za pieczywo, a cena produktów mącznych wzrosła o 28 procent. Dla placówki, która rocznie wydaje 1,5 miliona złotych na jedzenie, skutki mogą być katastrofalne. - Wzrost cen żywności to dla nas ogromny problem. Niestety, taka polityka prowadzi do zadłużenia szpitala, a to może się odbić na pacjentach - mówi Elżbieta Krzyżanowska, zastępca dyrektora ds. administracyjno-eksploatacyjnych.
<!** reklama>Jednostka obsługuje ponad 53 tysiące pacjentów rocznie. O każdym musi pomyśleć już w styczniu, kiedy ustala wydatki. - Analizujemy rynek i dopiero wtedy wybieramy ofertę z przetargu. Niestety, szpital nie ma rezerwowych pieniędzy i nie będzie skąd dołożyć - dodaje Krzyżanowska.
<!** Image 3 align=right alt="Image 66516" >Dyrektorzy szpitali przyczyn takich problemów upatrują w braku odpowiednich procedur wyceniania kosztów, które uwzględniałyby podwyżki w czasie trwania kontraktów. - Jest to „doskonały” sposób zadłużenia - ironizują.
W podobnej sytuacji jest Wojskowy Szpital Kliniczny. Roczne wyżywienie kosztuje 900 tysięcy złotych, jednak już w sierpniu plan finansowy przekroczony był o 53 tysiące. - Firmy podpisujące z nami umowy muszą liczyć się z kredytowaniem. Niektóre zrywają umowy, ponieważ nie są w stanie przez kilka miesięcy dźwigać naszych zadłużeń - mówi Maciej Hoppe, dyrektor ds. ekonomicznych.
Z ulgą może odetchnąć szpital miejski, który jkorzysta z usług firmy cateringowej. Dyrekcja nie obawia się wysokiego wzrostu cen. - Widzimy, co się dzieje i w razie czego jesteśmy przygotowani na rozmowy. Jednak zawarte umowy są wiążące i nie można ich tak po prostu zrywać - mówi dyrektor Krzysztof Tadrzak.
Spokojni mogą być także pacjęci szpitala dziecięcego. Chociaż za nabiał i mięso placówka zapłaci więcej niż planowała, to suma 240 tysięcy złotych wystarczy na posiłki.
Prowadzenie własnej kuchni nadal się opłaca. - Jeśli ceny żywności nie zmienią się radykalnie, nie będziemy korzystać z firm przyrządzających posiłki. Oczywiście, że wszelkie podwyżki nas bolą, ale dostawcy muszą się wywiązywać z umów. Dobry interes jest korzystny dla dwóch stron. Jesteśmy dużym klientem, więc nasze zdanie też się liczy - zapewnia Leszek Kowalik, dyrektor ds. techniczno-administracyjnych szpitala im. dr. Biziela.