<!** Image 1 align=left alt="Image 18528" >Wojny o ropę - jak stale przypominają wydarzenia w Iraku - należą do najdłuższych i najbardziej krwawych. Lekki ich posmak mieliśmy przedwczoraj w okolicach Inowrocławia.
Przebieg batalii zasługuje na scenariusz co najmniej etiudy filmowej z gatunku cinema noir.
Zuchwała kradzież, zatrzymanie, brawurowa ucieczka, świszczące kule, zażarte walki wręcz, dwaj policjanci w szpitalu. Pierwsze radiowe informacje mówiły też o ataku serca jednego ze stróżów prawa. Nie zdziwiło mnie to specjalnie, bo emocje były ogromne i takaż musiała być radość z ujęcia dzikiej, choć tylko dwuosobowej bandy. Potem jednak wyszło na jaw, że policyjne serce z żelaza nie pękło, w przeciwieństwie do radiowozu. Zdziwił mnie natomiast przedmiot militarnego sporu, czyli wspomniana ropa. Dzika banda zwędziła ze stacji w Rojewie dokładnie 155 litrów oleju napędowego i, chyba na popitkę, pięć litrów benzyny. Kiedy pomnożymy te wielkości przez średnią cenę litra paliwa, wychodzi około... 700 złotych. Irak pod Inowrocławiem okazał się zatem Irakiem w pigułce, a właściwie w pipetce. Zdarzały się już w naszym regionie przypadki zabójstw dla marnych groszy. Jest to dla mnie równie niezrozumiałe, jak regularna bitwa z policją o towar wart 700 złotych. Czy warto umierać za taki Irak?