W dobie zawodników, którzy odwlekają zawieszenie kevlaru na kołku, decyzja Brytyjczyka jest w pewnym stopniu zaskakująca dla żużlowego środowiska. 47-letni Greg Hancock jeszcze w ubiegłym roku ścigał się w Grand Prix, jesienią podpisał natomiast kontrakt z drugoligową Stalą Rzeszów. W elitarnym cyklu rywalizował również 40-letni Nicki Pedersen, którego z większej części rozgrywek wykluczyła kontuzja. Trzykrotny mistrz świata w wyniku wypadku w lidze duńskiej uszkodził kręgi szyjne. Nie sposób nie wspomnieć o Tomaszu Gollobie. 46-latek rok temu - tuż przed startem być może ostatniego sezonu w swojej karierze - na torze motocrossowym upadł tak nieszczęśliwie, że szanse na to, iż kiedykolwiek stanie o własnych siłach, są niewielkie.
Co łączy wszystkich wymienionych jeźdźców? Każdy cieszył się już z tytułu najlepszego żużlowca globu. Aby osiągnąć ten cel nie wystarczy jednak odrobina talentu czy szczęścia. Mistrzami zostają najbardziej zdeterminowani. - Sporządziłem testament i wszystko podporządkowałem realizacji marzenia z dzieciństwa - mówił Gollob w swojej biografii „Testament Diabła”.
Woffinden nie chce uczestniczyć w wyścigu mistrzów o miano najdłużej aktywnego. W listopadzie na świat przyszła jego córka Rylee Cru. „Tajski” wyjaśniał, że zamierza w przyszłości skupić się na rodzinie. - Nie chcę być jak Greg Hancock, mam jeszcze przed sobą całe życie. Chcę zwiedzić świat i wszędzie zabrać moją córkę. Nie będę wysyłał jej do szkoły, nauczę ją świata samodzielnie. Jeśli uczyłaby się w tradycyjny sposób, wtedy nie oglądałbym jej do końca dnia. Zamierzam spędzić z nią całe życie i nic z niego nie stracić - tłumaczy dwukrotny indywidualny mistrz świata.
Zakończenie żużlowej kariery wcale nie będzie musiało oznaczać dla Woffindena pożegnania się z innymi sportami motorowymi. - Po tylu upadkach ciało się starzeje i nie dochodzi do siebie tak szybko. Dlatego potrzeba trochę ochrony, a gdy jest się zapiętym pasami w aucie, to nie ponosi się takich obrażeń - powiedział Brytyjczyk.
Kibice Betardu Sparty mimo wszystko powinni spać spokojnie. Znając Woffindena, tak długo, jak będzie przywdziewał kevlar WTS-u, tak długo będzie na torze dawał z siebie wszystko. I być może jeszcze nie raz wskoczy do sektora wrocławskich kibiców, jak miało to miejsce po wygranej półfinałowej rywalizacji z gorzowską Stalą...