Alkohol, brawura i przecenianie możliwości własnego organizmu. To najczęściej zabija nad wodą. Policjanci i ratownicy ostrzegają, powtarzając od lat to samo. Niestety, bez rezultatu.
<!** reklama>
- Czasem widzimy, że człowiek ledwo płynie i chcemy mu pomóc, bo zaraz utonie. Ale nie. On mówi, że sobie tego nie życzy i nie możemy nic zrobić. Jeszcze potrafi nam ubliżyć od kapusiów - mówi Roman Guździał z bydgoskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, który niedawno napotkał pływaka na środku Zalewu Koronowskiego. Wywiązał się taki dialog:
- Dlaczego pan płynie w poprzek akwenu?
- Bo tu jest bezpiecznie - odpowiada dumnie pływak.
- A gdzie tam, przecież tu pływają motorówki, a pana ledwo widać, jak pan suniesz tą żabką. Tylko głowa wystaje - zauważył prezes Guździał.
Tydzień temu na Jeziorze Jezuickim trzech mężczyzn „bez głowy” wyskoczyło z łódki, a potem... nie mogło do niej wrócić. Na szczęście w pobliżu była policja wodna.
- To bardzo częsty przypadek. Wyskoczyć łatwo, ale wspiąć się z powrotem do łodzi potrafi tylko człowiek wysportowany - mówi dyżurny wojewódzkiego stanowiska koordynacji ratownictwa wodnego zlokalizowanego w Bydgoszczy. Przez całą dobę czuwa przy telefonie ratownik, który odbiera sygnały z ogólnopolskiego centrum ratownictwa i ma nasłuch na częstotliwość policji, pogotowia oraz straży pożarnej.
Ratownicy WOPR patrolują popularne akweny, ale też zaglądają tam, gdzie ludzie urządzili sobie dzikie kąpieliska. Non stop jeżdżą więc do skaczących w Łęgnowie, upominają niepoprawnych w Opławcu i Smukale, odcinają linę ryzykantom z Okola, którzy niedaleko starej śluzy zabawiają się skokami do wody z rur ciepłowniczych, biegnących w poprzek koryta rzeki. Od czasu do czasu zaglądają też na Piecki, gdzie działa dzikie kąpielisko bez nadzoru sanepidu i opieki ratownika.
Po zmianie przepisów na surowsze, jak mówi Renata Zborowska-Dobosz z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Bydgoszczy, coraz więcej plaż zasila szeregi tzw. dzikich kąpielisk. Trudno uwierzyć, ale w naszym powiecie działają tylko dwa kąpieliska legalne: Borówno i Pieczyska. Jest jeszcze plaża w Samociążku, która ma status zwyczajowego miejsca do kąpieli, czyli objętego mniejszym nadzorem. Jednym z powodów są niemałe koszty badania wody, które musi ponieść właściciel akwenu.
W Bydgoszczy Straż Miejska i WOPR potrafią wymienić około 10 dzikich kąpielisk usytuowanych wzdłuż Brdy, Wisły oraz na dawnych żwirowiskach.
- Podstawowa zasada bezpieczeństwa: nie wchodzę do wody, której nie znam. W dawnej żwirowni, gdzie dno było wielokrotnie pogłębiane, nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć - mówią ratownicy WOPR.
Ostrzegają też przed nagłym wchodzeniem do wody. Radzą, by najpierw opłukać wodą ramiona, okolice serca i barki, by nie doszło do wstrząsu termicznego. Nieporozumieniem jest dla nich także wypływanie na materacach, z których po zaśniećiu łątwo się zsunąć do wody. Odradzają oczywiście kąpiel po alkoholu i po obfitym posiłku. Jeśli zjadło się obficie, przynajmniej na 2 godziny trzeba zapomnieć o intensywnym pływaniu.
- Zawsze i wszędzie przypominamy zwłaszcza o skutkach pływania po użyciu alkoholu. Ale to jest jak grochem o ścianę - mówi nadkomisarz Monika Chlebicz z biura prasowego KWP w Bydgoszczy.
- Za każdym człowiekiem musiałby stanąć ratownik - podsumowują w WOPR.
W razie kłopotów warto zapamiętać ogólnopolski numer ratownictwa wodnego: 601100100. Czynny jest całą dobę.