Bez prądu, wody i ogrzewania - tak w XXI wieku wygląda egzystencja mieszkańców kilku zabudowań w sąsiedztwie wysypiska śmieci w Wypaleniskach.
<!** Image 2 align=right alt="Image 3410" >25-letni Wojtek, technik samochodowy i jego rodzina - żona Maja i córka Klaudia, od pięciu lat mieszkają w starym domku ze spadzistym dachem. To znaczy zajmują jeden pokój, bo w drugim żyją teściowie Wojtka i szwagier Maciej, po gimnazjum. W budynku nie ma prądu.
- Ktoś kiedyś skradł linię energetyczną, a nowej nie założyli - wyjaśnia Wojtek. Wodę bierze się z hydranta, a sprawy fizjologiczne załatwia w pobliskim lasku.
W drzwiach domostwa pojawia się Klaudia, nieśmiała sześciolatka, która w tym roku idzie do szkoły. - Podoba mi się nasz dom - mówi cicho. Ale jej tata stara się o lokum bardziej cywilizowane. Odpowiedź bydgoskiego Urzędu Miasta ma nadejść w listopadzie. Przynajmniej do tego czasu dziewczynka zamieszka u babci w Bydgoszczy.
I takie tam
Na razie trzeba jakoś żyć. O 6 rano idzie się na „wysyp”, jak tu nazywają wysypisko i pracuje się po osiem albo i więcej godzin. - Można z tego wyżyć, nie widać? - Wojtek z dumą pokazuje stojącego na podwórku opla kadetta. A Maciej znalazł kiedyś trzy tysiące złotych w plikach. Kupił sobie ubranie, komórkę i takie tam.
Miało być tymczasem
Próbują też sobie radzić Wiesława i Ryszard Duczkowscy, którzy z jeszcze jedną rodziną mieszkają w starej szkole w Wypaleniskach, w mieszkaniach po nauczycielach. Ona - schorowana, zajmuje się domem i 12-letnią córką. On - pracownik Elektrociepłowni Bydgoszcz. Samochód „Polonez” to ich łączność ze światem. Chleb kupują w pobliskim „Drobeksie”, a większe zakupy robią w Solcu Kujawskim.
Budynek, podobnie jak cała wieś, miał przestać istnieć. Ale tak się złożyło, że istnieje. - Trafiliśmy tu z leśnej osady Rudy. Miało to być lokum na rok-dwa, a mieszkamy tu już 12 lat. Gdybyśmy wiedzieli, jak długo tu jeszcze zostaniemy, to byśmy zrobili jakiś remont. Na razie gmina Solec Kujawski kazała odnowić wniosek o przydział lokalu- mówi pan Ryszard. Mieszkanie jest nawet obszerne, ale w opłakanym stanie, zaś poza prądem nie ma tu żadnych wygód. Za ubikację robi dół wykopany w polu. Nie brakuje tylko szczurów. - Całe szczęście, że jeszcze do mieszkania nie wchodzą - dodaje pani Wiesława.
Całkiem inaczej życie urządził sobie pan Grzegorz, którego dom w ubiegłym tygodniu podpalili dwaj znajomi z wysypiska. Mężczyzna cudem uniknął śmierci - w nocy obudził go kolega. Sprawcy zostawili wbity w ziemię płonący krzyż. - Dom i kawałek ziemi należy do mojego ojca. Ja jestem tu na stałe zameldowany, ale w Bydgoszczy mogę liczyć na pokój u rodziców - mówi pan Grzegorz, który w towarzystwie dwóch kolegów wyszedł porozmawiać ze zgliszczów swej ojcowizny. Cała trójka jest podpita. - Co dalej? Przyjedzie spychacz i wyrówna - mówi ze spokojem mężczyzna.