W sobotę, około godz. 5 nad ranem, czterech izraelskich studentów zostało pobitych przed jednym z warszawskich klubów, przy ul. Twardej.
- Z naszych informacji wynika, że grupa, która opuściła klub liczyła kilkanaście osób. Podeszło do nich trzech mężczyzn, z których jeden był szczególnie agresywny i prawdopodobnie był napastnikiem – mówi Agencji Informacyjnej Polska Press rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji w Warszawie nadkom. Sylwester Marczak.
Zdaniem policji, owy agresywny napastnik miał krzyczeć, że jest Palestyńczykiem. Doszło do ataku i na skutek obrażeń dwóch poszkodowanych musiało skorzystać z pomocy lekarskiej. - Stąd (ze szpitala – red.) trafiła do nas informacja o zdarzeniu. Nawiązaliśmy kontakt z opiekunem grupy izraelskich studentów - tłumaczy nadkom. Marczak.
Z kolei radio RMF FM poinformowało, że jeszcze w poniedziałek zostanie wszczęte prokuratorskie śledztwo w sprawie pobicia.
Ambasada Izraela wydała oświadczenie
Głos w sprawie zajęła także strona izraelska.
"Ambasada Izraela wyraża głęboki wstrząs w związku z atakiem na dwóch izraelskich studentów w sobotę (7 września 2019 r.) w samym sercu Warszawy. Jesteśmy pewni, że polskie władze podejmą wszelkie konieczne kroki w tej sprawie.
Potępiamy przemoc i jakiekolwiek próby przenoszenia konfliktu bliskowschodniego na teren Polski" - czytamy.
Poszkodowani mają żal do świadków i ochrony klubu
Wersje policji potwierdził poszkodowany student prawa Yotam Kashpizky w rozmowie z „Jerusalem Post”.
Yotam zaznaczył, że gdy zaczęła się szamotanina był już w taksówce, kazał się jednak zatrzymać taksówkarzowi, po czym wybiegł z auta, by pomóc kolegom. Na skutek uderzenia w twarz miał stracić przytomność.
Z kolei brat Yotama Barak tłumaczył powód ataków. - Nie dlatego, że naśmiewał się z nich. Nie dlatego, że się na nich spojrzał. Nie dlatego, że się pokłócili. Arabowie zaczęli bić go i jego przyjaciół tylko dlatego, że byli Żydami – opowiadał, cytowany przez zagraniczne media.
Barak skrytykował także obserwujących całe zdarzenie oraz klubowych ochroniarzy, za brak reakcji. - Wokół było wielu ludzi, ochroniarze z klubu, w którym bawił się mój brat z kolegami. Nikt im nie pomógł, nie wezwał policji – żalił się.
Brat poszkodowanego ma żal również do izraelskiego Ministrostwa Spraw Zagranicznych za nieudzielenie żadnej pomocy pobitym studentom. Z kolei resort spraw zagranicznych Izraela potwierdził, że wie o zdarzeniu, a sprawie przygląda się konsul w Warszawie.
Barak Kashpizky pochwalił natomiast opiekuna grypy studentów i władze Szkoły Głównej Handlowej, które zajęły się pobitymi Izraelczykami.
Nadkom. Marczak wyjaśnia, że czynności w sprawie prowadzą policjanci z Komendy Rejonowej Policji Warszawa I. - Czyn ten traktujemy jako przestępstwo na tle narodowościowym – mówi.
Także pod postem „Jerusalem Post” na Twitterze, gdzie gazeta zamieściła informację o ataku i link do artykułu (we wpisie nad linkiem nie podała jednak, że napastnikami nie byli Polacy, a jedynie, że izraelscy studenci zostali pobici w stolicy Polski) rozgorzała ostra dyskusja m.in. o polskim antysemityzmie i „odwracaniu wzroku” przez Polaków.
Polskie MSZ potępia atak
Do sprawy odniósł się w mediach społecznościowych polski resort spraw zagranicznych.
„Ministerstwo Spraw Zagranicznych zdecydowanie potępia akty agresji popełniane przez i wobec cudzoziemców w Polsce. Sprawa pobicia obywateli Izraela przez cudzoziemców na terytorium Polski jest wyjaśniana przez policję. Stanowczo sprzeciwiamy się wszelkim formom przemocy!” - napisało MSZ na Twitterze.
Sprawę za pomocą tego medium skomentował także polski ambasador w Izraelu Marek Magierowski. „Ohydny akt barbarzyństwa. Nie ma uzasadnienia dla przemocy. Wierzę, że sprawcy zostaną wkrótce aresztowani. Życzę Yotamowi i innym szybkiego powrotu do zdrowia” - napisał.
