Dziś znów będą przeżywać mecz ich ukochanej Unii z trybun bądź z boku boiska. Zawodnicy traktują ich czasem jak rodziców. Nic dziwnego, pani Czesia to i na kawę zaprosi, pączki upiecze.
<!** Image 2 align=right alt="Image 113019" sub="Czesława i Bolesław Ciesielscy od lat są obecni na każdym meczu w Janikowie. Zdarza się, że w czasie spotkania gospodarz krzyknie coś w kierunku sędziów. / Fot. Marcin Karpiński">Bolesław i Czesław Ciesielscy od 32 lat są gospodarzami obiektu piłkarskiego w Janikowie. Poznali się, gdy boisko było tylko przy Urzędzie Gminy, na ulicy Wilkońskiego.
Na początku zamieszkali w pawilonie sportowym. Tam urodził się ich syn Tomasz, wychowanek unitów i późniejszy mistrz Polski w barwach warszawskiej Polonii. Stadion przy ul. Głównej został bowiem oddany do użytku dopiero w 1980 roku na okoliczność otwarcia Olimpiady Sportowców Wiejskich. W piątoligowym zaś wówczas zespole prym wiedli sami wychowankowie, Sławomir Marula, Edward Oler, Tadeusz Orlik, Andrzej Kornacki, Ewaryst Nowiński (obecnie działacz), Stanisław i Stefan Plewowie.
Do dziś państwo Ciesielscy pamiętają, jak za rządów Alfreda Niedźwieckiego, jednego z dwóch żyjących jeszcze założycieli klubu, powstawały baraki na obecnym stadionie. Te same baraki, które ze względu na przeprowadzkę do nowej hali, przestaną niebawem straszyć wszystkich przyjezdnych.
<!** reklama>- Z żoną nie potrafimy bez piłki żyć - przyznaje w rozmowie z „Expressem” Bolesław Ciesielski. - Jak nie ma meczu w Janikowie, to wybierzemy się czasem do pobliskiego Inowrocławia, Barcina lub do Pakości.
Korupcja? O tym nikt w Unii nie lubi rozmawiać. - Faktem natomiast jest, że wszystkie baraże zawsze były do tyłu i miałem wiele zastrzeżeń do sędziów. Dziś już nie wiemy, co mamy o tym wszystkim myśleć...
Pani Czesława stara się być dla piłkarzy jak matka. W końcu tyle ich przez Janikowo się przewinęło, że trudno zliczyć. - Naprawdę jest miło, gdy po latach odwiedzą nas dawni piłkarze. Opowiedzą, co się u nich dzieje i wypiją z nami choćby herbatę - kończy pani Czesława.