Bydgoski zespół wraz z rozpoczęciem nowego roku miał ostro ruszyć do przodu. I to wam się udało. Są wygrane, punkty, ale trener Piotr Makowski wciąż podkreśla, że musicie jeszcze lepiej funkcjonować. Czy to już jest ten poziom gry, do którego zmierzaliście, czy pan też ma uwagi co do waszej postawy?
Pierwsze dwa tegoroczne mecze były dla nas dobrym przetarciem. Grając u siebie trochę obawialiśmy się Politechniki Warszawa, bo to nieobliczalna drużyna. Natomiast przed starciem z Olsztynem, czuliśmy presję wyniku, gdyż ewentualna porażka mocno oddaliłaby nas od najlepszej ósemki. Nagle zrobiłoby się dziewięć punktów straty. Koniecznie musieliśmy wygrać, by zbliżyć się na trzy „oczka”. Teraz mogę powiedzieć, że super, iż tak się stało. Rywale w końcu poczuli nasz oddech, a i kibice zobaczą większą rywalizację. Owszem, zdarzają nam się przestoje, przegrane pojedyncze sety, lecz zaczynamy grać coraz lepiej, równiej i czuć się coraz pewniej. Takie coś buduje się jednak wyłącznie poprzez wygrane mecze.
A jak pan się czuje w naszym zespole?
Bardzo dobrze. Chyba najbardziej widać to po tym, jak reaguję na boisku.
Jak tak na pana patrzymy, to wulkan energii...
Od tego jestem, by trochę żywiołowo podejść do tematu. Poza tym mamy bardzo fajną ekipę, chce się w niej grać. Byłem w różnych zespołach, które spisywały się lepiej lub gorzej, ale poza boiskiem dochodziło do różnych spięć. Często zawodnicy walczyli z... trenerami albo sami ze sobą. Nie wytrzymywali presji, uważali się za lepszych i powodowali w klubach konflikty. W Bydgoszczy tego nie ma. Nawet, gdy nam nie szło, wszyscy podchodzili do tego ze spokojem. Wszak, zdawali sobie sprawę, że przytrafiła nam się seria nieszczęsnych kontuzji, która całkowicie nas rozbiła. Teraz, w okresie noworocznym mogliśmy w końcu potrenować razem trochę dłużej i pierwsze efekty widać już na parkiecie.
Zatem, przerwa okazała się bardzo pożyteczna.
I miejmy nadzieję, że zbawienna. W końcu, pomijając Wojtka Ferensa, możemy trenować w komplecie. Zawodnicy wyzdrowieli, do lepszej formy wrócił też Kuba Jarosz, dzięki któremu możemy raz po raz odskoczyć rywalowi; chciałoby się więc tylko kontynuować dobrą passę.
Czy wygrana nad byłym klubem (Żurek grał w Olsztynie w sezonach 2012-2014) smakuje szczególnie?
Przede wszystkim cieszy mnie to, że zrewanżowaliśmy się Indykpolowi za porażkę w pierwszej kolejce sezonu. Zabolała mnie ta przegrana. Mieliśmy swoje szanse, mogliśmy to spotkanie wygrać. Jednak w pierwszym secie gospodarze nas przełamali, w drugim straciliśmy Ferensa. Dziś cieszę się, że wróciliśmy do dobrej gry. I liczę, że wyniki przyjdą same.