Znamy co najmniej trzy przypadki, kiedy proboszczowie bydgoskich parafii w ostatnią niedzielę, po mszach, w ogłoszeniach duszpasterskich wspominali o zbieraniu podpisów pod referendum o odwołanie Rafała Bruskiego, prezydenta Bydgoszczy. Informowali, gdzie można pobierać listy do podpisów.
Mieszanie z polityką?
Te podpisane mają być zbierane także m.in. po mszach w najbliższą niedzielę po mszach świętych.
- Byłem mocno zdumiony, kiedy w moim kościele pw. Ducha Św. w ostatnią niedzielę proboszcz po mszy informował, że listy z podpisami można zostawiać w zakrystii - mówi świadek zdarzenia (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). - Nie jestem w fanklubie prezydenta, mam do niego stosunek obojętny, ale takie działanie proboszcza to zwyczajne mieszanie kościoła z polityką, któremu jestem przeciwny. Już pomijam fakt, że przed kościołem stała grupa tych oponentów Bruskiego i też zbierała podpisy...
Byłem mocno zdumiony, kiedy w moim kościele pw. Ducha Św. w ostatnią niedzielę proboszcz po mszy informował, że listy z podpisami można zostawiać w zakrystii
Podobny udział proboszczów był najprawdopodobniej w wielu bydgoskich parafiach - na pewno jeszcze w dwóch: na Wyżynach oraz w Bazylice św. Wincentego a Paulo.
Kościoły jak dyskoteki
Ani prezydent Rafał Bruski, ani jego Biuro Komunikacji Społecznej nie zamierza komentować tych faktów. Robi to Paweł Olszewski, bydgoski poseł PO.
- To kompletne przekroczenie granicy między kościołem a polityką, to pomieszanie wszystkiego - mówi polityk. - Jeżeli proboszczowie będą robić tak dalej, to doprowadzą do sytuacji, do której dochodzi już w niektórych krajach Europy Zachodniej - że kościoły będą zamieniane na dyskoteki, bo nikt do nich nie przychodził... Fakty z Bydgoszczy pokazują, że niektórzy księża całkowicie zatracili poczucie tego, do czego ich powołano.
Zobacz również:
Zalane bulwary nad Brdą [zdjęcia]
Pytani przez nas proboszczowie, nie widzą w swoich działaniach niczego złego, ale... proszą, żeby nie podawać ich nazwisk.
- Do tych działań włączyło się wiele organizacji katolickich, najważniejsza z nich to Akcja Katolicka. Ma ona do tego prawo - słyszymy.
Ogłasza i już...
Niczego złego w działaniach proboszczów nie widzi też Paweł Skutecki, bydgoski poseł Kukiz’15 i inicjator zbierania podpisów pod referendum. - Akcja Katolicka to ruch działający na zupełnie innych zasadach niż my, ale jednocześnie przecież zadeklarował dołączenie do akcji, która moim zdaniem wcale nie jest polityczna - mówi „Expressowi”. Jeżeli pewna społeczność na terenie parafii podejmuje jakąś inicjatywę, to proboszcz - także w wielu innych przypadkach - ogłasza to z ambony i już. Teraz też tak się dzieje, nie widzę w tym nic zdrożnego...
Biskup milczy
Nie udało nam się uzyskać stanowiska biskupa Jana Tyrawy w tej sprawie. Nieoficjalnie wiemy, że stanowiska nie zajmie, ponieważ, jak miał zauważyć, każde stowarzyszenie katolickie ma swój statut. Jeżeli pozwala on na prowadzenie działań społecznych, to organizacje maja do tego prawo.
Nie przeszkadzało?
- Nikt im tego prawa nie zabierze - mówi Bogdan Dzakanowski, niezależny radny, mocno zaangażowany w zbieranie podpisów. - Wiem, ile parafii jest zaangażowanych w akcję. W najbliższą niedzielę odwiedzimy wszystkie. Poza tym - przepraszam - ale przed kościołami swoje materiały wyborcze pokazywała także PO, a nawet SLD! Wtedy nikomu to nie przeszkadzało?
To kompletne przekroczenie granicy między kościołem a polityką, to pomieszanie wszystkiego.
Zbierają „na górkę”
Do końca sierpnia, żeby doszło do referendum, organizatorzy akcji musza zebrać 30 tysięcy podpisów. 6 sierpnia pochwalili się, że mają już ich ponad 13 tysięcy. Kart do podpisywania się wydano 70 tysięcy. Ile podpisów jest obecnie - nie wiadomo.
Bogdan Dzakanowski mówi, że w ub. niedzielę brakowało ok. 6 tysięcy podpisów. - Teraz mamy już całość, ale chcemy mieć trochę „na górkę”.
Poseł Paweł Skutecki twierdzi, że liczba podpisów (zbiera je również środowisko kibicowskie) nie jest znana.
INFO Z POLSKI - przegląd najciekawszych informacji ostatnich dni w kraju (24.08.2017)