Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

VIP co u pana słychać - I tu, i tam...

Wojciech Romanowski
Rozmowa z red. HENRYKIEM MARTENKĄ, reporterem.

<!** Image 3 align=right alt="Image 211194" sub="Henryk Martenka
[Fot.. Wojciech Romanowski]">Rozmowa z red. HENRYKIEM MARTENKĄ, reporterem.

Reporter? Kolejne Twoje oblicze? Czym jeszcze nas zaskoczysz?

Relacje z podróży pisałem już w latach 80. jako dziennikarz „Ilustrowanego Kuriera Polskiego”, zaskoczenia tu nie ma. Od 2001 r. jako szef działu zagranicznego tygodnika „Angora” miałem wiele okazji, by znaleźć się w egzotycznych miejscach, ale też mogłem spełniać marzenia.

Wtedy pojawiły się na mapie mojego życia tak fascynujące miejsca jak Meksyk, Chile, Angola, Wietnam, wielokrotnie Japonia. Podróżowałem intensywnie kilkanaście lat, aż stwierdziłem, że czas wracać do miejsc, które mnie przed laty urzekły. Książka, którą edytorsko znakomicie oprawił Margrafsen, a która się niedawno ukazała na rynku, jest takim remanentem podróży. I moją piętnastą wydaną książką.

Nadałeś zbiorowi reportaży lekki tytuł: „I tu, i tam”

Nie ma powodu, by wywoływać wrażenie monumentalności. Podróże, nawet najdalsze, nie są już nieosiągalne. Każdy może pojechać wszędzie. Wystarczy chcieć. I to jest moje przesłanie do Czytelników: Ruszajcie w drogę! Opuśćcie mniejsze i większe polskie grajdołki! Nauczcie się języków, choćby jednego, i odkryjcie przed sobą cuda świata.

Cuda zwykle tanie nie są?

Nie mam na myśli modnych, więc drogich miejsc, choć i tam można pojechać za grosze. Cudność świata upatruję w tym, że w każdym zakątku Ziemi, gdy zdrapiemy egzotyczne opakowanie, odnajdujemy siebie. Myślimy wcześniej: jakiż ten świat jest różnorodny... To prawda, ale w gęstwinie różnic odnajdujemy naraz jakiś wspólny wzór. <!** reklama>

Pojechałem ze znajomą dziennikarką z Namibii do Biskupina, aby pokazać jej zrekonstruowane neolityczne chałupy. A ona mówi: „Niesamowite, to wygląda jak moja wioska”. Wiele razy przeżywałem afrykańskie burze, a to istne pandemonium. Widziałem przerażonych ludzi, bezgłośnie szemrzących modlitwy. Czym się różnili od mojej stareńkiej babci Molińskiej, która podczas lipcowej burzy szarzała na twarzy, wyciągała różaniec i zapalała gromnicę...

Uważasz więc, że każdy może wsiąść do samolotu i polecieć, dokąd chce?

A czemu nie? Jest tyle tanich linii, za kilkadziesiąt złotych można polecieć do Madrytu, tam wypatrzeć promocję w Iberii, „przeskoczyć” za sto euro Atlantyk i znaleźć się w Brazylii. Oczywiście, jeśli się nie ma kasy, trzeba mieć czas.

Angielska młodzież rusza w świat podczas rocznej przerwy w nauce. I nie traci czasu, bo podróż nie tylko metaforyzuje życie, ale też jest niekończącą się lekcją. Potrzebną lekcją, szczególnie małym narodom, jak Polacy. Podróż uczy tolerancji i pokory. Człowiek, który liznął świata, jest mądrzejszy, bo jest pokorniejszy. Więcej rozumie.

Spotykam młodych Polaków w różnych zakamarkach świata, choć żałuję, że jest ich jeszcze mało, ale dobrze, że ten ruch się już zaczął. Pomocne w oswajaniu ze światem są programy w telewizji czy radiu. Wielu ludziom zaspakajają potrzebę poznania, ale też wielu ludzi popychają do drogi& Mam nadzieję, że taki cel spełni moja książka.

Podróżując kilkanaście lat, miałeś wiele przygód.

Niespecjalnie, bo przygoda, jak mówią globtroterzy, to wynik słabej organizacji podróży. Każdy mój wyjazd jest starannie przygotowany, ale zawsze może się przydarzyć spóźnienie samolotu albo powódź wzbierze rzekę i trzeba czekać na przeprawę.

Kiedy mieszkałem w hotelu w centrum Papetee, stolicy Tahiti, w środku nocy spłonęła po sąsiedzku jakaś stacja transformatorowa, pół wyspy nie miało prądu, a nas, gości hotelu, wyrzucono na ulicę, bo budynek był zbyt zadymiony, by w nim spać.

Przygoda? Owszem, zdarzają się niespodzianki i one są najczęściej miłe. Kiedyś, zwiedzając kopalnię złota w Johannesburgu, długo żartowałem z anglojęzycznym towarzyszem wycieczki, jedynym poza mną białym w grupie, by przy pożegnaniu uświadomić sobie, że obaj jesteśmy& Polakami, przy czym on był z Ohio.

Jaki język uważasz za najbardziej potrzebny?

Na pewno jest nim język angielski i on wystarczy, żeby poruszać się po głównych traktach globu. Dostrzegam niesamowitą ekspansję angielskiego. Mało jest starych Chińczyków mówiących po angielsku, ale ich dzieciaki już się płynnie w tym języku komunikują.

Poznający świat od peryferii wiedzą jednak, że ważne są też hiszpański, portugalski, rosyjski. Każdy przyswojony obcy język jest jak VAT. Jest wartością dodaną. Mnie fascynuje rosnąca liczba młodych Polaków uczących się mandaryńskiego, jakim mówi się w przeważającej części Chin. I nie tłumaczmy się, że nauka języków to nadzwyczajny dar od Boga!

W Nigerii czy w Kongo Murzyn półanalfabeta mówi w czterech albo i sześciu obcych językach, i nikogo to nie dziwi. Dziwiłoby, gdyby nie mówił.

Można by wywnioskować z naszej rozmowy, że tylko odległy świat pobudza nam wyobraźnię...

Nie. To stereotyp zakładający, że wszystko cenne i zapierające dech w piersiach jest daleko. Rzeczy fascynujące są niekiedy tuż obok, tylko ich nie dostrzegamy. Komuś, kto był i tu, i tam, łatwiej zauważyć ciekawe rzeczy już za rogatkami rodzinnego miasta.

Zatem to, że świat jest taki piękny, jest tylko reklamą?

Całe lata czytałem i słuchałem o urokach Capri. O cudownym krajobrazie wyspy, jej architekturze, niezwykłych ogrodach. W wyobraźni Capri stawała się czymś tak nierealnym, że postanowiłem to sprawdzić, by nie dać się więcej łudzić. Pojechałem tam&

I o czym się przekonałeś?

Że naprawdę jest obłędnie piękna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!