Duży tartak w centrum Bydgoszczy co jakiś czas zmienia nazwę i właścicieli, ale od lat pierwsze skrzypce” gra tu pan P.
Trzy lata temu mienił się on dyrektorem i pełnomocnikiem należącej do jego żony firmy Centrum Ogrodów oraz właścicielem Bydgoskich Składów Drewna. Dziś firma nosi nazwę Tartak Bydgoszcz i trudno ustalić, do kogo należy.
- Tu się ciągle zmieniają właściciele. Teraz firma należy do pani U. - informuje nas młody pracownik. Mówi, że właścicielki na oczy nie widział, nie zna jej adresu ani telefonu. Nie ma go też na wizytówce tartaku. W biurze zazwyczaj siedzi pan P. On tu rządzi i zawiera z klientami umowy.
<!** Image 2 align=none alt="Image 177107" sub="Właściciel tartaku nie tylko nie wywiązywał się ze zobowiązań wobec klientów, lecz także nie płacił pracownikom. Fot. Dariusz Bloch">
Dzień przed naszą wizytą w tartaku pan P. rozmawiał z nami przez telefon, ale teraz słyszymy, że... trzy godziny temu wziął urlop i powinien wrócić za kilka dni.
- Pan P. to specjalista od uników - twierdzą oszukani klienci tartaku. Jednym z nich jest Mariusz C. Wpłacił na konto firmy, oficjalnie należącej do żony P., kilkanaście tysięcy złotych zaliczki na drewniany domek letniskowy. - Pan P. był miły tylko do momentu otrzymania pieniędzy, a potem miesiącami mnie zwodził, unikał i w rezultacie usługi nie wykonał. Straciłem nie tylko oszczędności, na które pracowałem kilka lat, ale i wiarę w skuteczność prawa - skarży się skrzywdzony klient. Jest rozgoryczony, bo Prokuratura Rejonowa Bydgoszcz-Południe nie dopatrzyła się przestępstwa wyłudzenia i odmówiła wszczęcia dochodzenia w jego sprawie. Nieskuteczny okazał się też sądowy nakaz zapłaty, który C. uzyskał, bo komornik nie mógł ściągnąć od P. długu. Zajął mu wprawdzie: strugarki, obrzynarki, frezarki i piły, ale okazało się, że tartak ma znacznie więcej wierzycieli. Są wśród nich nie tylko osoby prywatne, ale także gmina Osielsko oraz urząd skarbowy - dowodzi Mariusz C., posiłkując się wyrokami i protokołem komorniczego zajęcia. Wie, że nie jest jedyną ofiarą pana P. Czytał w Internecie komentarze innych oszukanych klientów tartaku (ostatni z czerwca tego roku), sprawdził, że P. nadal działa w tej samej branży (tylko pod innym szyldem) i pyta: - Dlaczego bydgoscy stróże prawa dają takim naciągaczom...
... poczucie bezkarności?
To pytanie często pada z ust ofiar. Prokuratorska odmowa ścigania oszusta sprawia, że czuje się on pewnie i nadal krzywdzi ludzi. Tak było w przypadku oszustki z Biura Nieruchomości „Hacjenda”, która przez trzy lata naciągała klientów. Pisaliśmy o tym w publikacji „Koniec oszustw w Hacjendzie”. Ewa K. zmieniała siedzibę, szyld firmy i czuła się bezkarna, bo pojedyncze doniesienia o przestępstwie kończyły się umorzeniem, a oszukanym klientom jej biura stróże prawa doradzali... cywilny proces z właścicielką. Oszuści znają ten schemat nierychliwego egzekwowania prawa i śmieją się ofiarom w nos.
<!** reklama>
- Pan P. czuł się tak bezkarny, że wcale tego nie krył - twierdzi oszukany klient tartaku. Ma na to dowód - list, który mu P. przysłał: „Żyjemy w demokratycznym kraju i każdy ma prawo zawiadamiać prokuraturę. Chciał mnie Pan nastraszyć? Zmotywować? Czy po prostu jest to Pana bezradność? Pan, by to skierował do prokuratury, która by to umorzyła. Czyż nie? Niezależnie wystąpiłby Pan do sądu o zwrot pieniędzy, a ja, korzystając z moich prawników, mógłbym udowadniać swój punkt widzenia. Znając życie, odzyskałby Pan zaliczkę za trzy lata, bez odsetek i zwrotu kosztów procesu” - pisze pan P. do swojej...
... ofiary
- Wcześniej P. próbował mi sprzedać bajkę, że pracownik go oszukał, zagarnął zaliczki klientów, poprzyjmował zamówienia, których tartak nie był w stanie wykonać, i trafił do więzienia. Tam podobno stwierdzono u niego schizofrenię, więc odzyskanie pieniędzy, które ukradł, graniczy z cudem - mówi oszukany klient, który już się prawie pogodził z tym, że nie odzyska od P. pieniędzy, ale nasza publikacji o oszustce z „Hacjendy”, której sąd dał do wyboru: odda klientom wyłudzone pieniądze albo pójdzie za kratki, obudziła w nim nadzieję.
- Tam ofiary zebrały się do kupy, zrobiły zbiorowe doniesienie do prokuratury i nie było już mowy o umorzeniu sprawy - wyciąga wniosek i marzy mu się podobny manewr z udziałem pokrzywdzonych klientów tartaku.
W tartaku, którym - oficjalnie lub z ukrycia - zawiaduje pan P., krzywdzono nie tylko klientów. Państwowa Inspekcja Pracy ustaliła, że trzy lata temu właściciel nie płacił wynagrodzeń niepełnosprawnym pracownikom, których zatrudniał do prac porządkowych. Po kontroli w tartaku PIP wydała P. decyzję o natychmiastowym zaprzestaniu działalności. Czy skutecznie?
Szyld firmy Centrum Ogrodów do dziś wisi w tartaku, a plac w centrum Bydgoszczy pełen jest drewna. - Centrum już nie działa - informuje nas pracownik. Mówi, że jest zatrudniony w tym tartaku od miesiąca i chwilowo zastępuje pana P. w biurze. Swojego nazwiska ani telefonicznego namiaru na szefa nam nie poda, bo... nie.
Ktoś podpowiada, że P. jest w budynku przylegającym do tartaku i tam też mieszka. Dzwonek do mieszkania nie działa, drzwi nikt nie otwiera. Nagły urlop czy świadomy unik?