<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/blazejewski_krzysztof.jpg" >„Niezależnie od tego, jak gorzka jest prawda, jesteśmy w stanie ją odtworzyć” - powiedział wczoraj Władimir Putin w Katyniu. To słowa jak najbardziej na miejscu, godne, wyważone. Do których nie sposób odnieść się negatywnie.
Co jednak tak naprawdę za sobą niosą? Bardzo nieokreśloną, mglistą obietnicę, że może kiedyś... Ci, którzy spodziewali się, że premier Rosji przywiezie do Katynia tzw. listę białoruską, srodze się rozczarowali. Na ujawnienie tych nielicznych archiwaliów, które dotrwały do naszych czasów, poczekamy jeszcze długo. Niezależnie od zapowiedzi samego Władimira Putina.
Rosyjska biurokracja jest porażającą machiną dla każdego, kto się z nią zetknął. Również i dziś. To nie tylko zbiór obowiązujących praw. To przede wszystkim sposób rozumienia funkcjonowania trybów państwowej machiny. W jej myśl posiadane dokumenty przeszłości, niezależnie od tego, kto i gdzie je wytworzył, jak również w jaki sposób znalazły się tam, gdzie są, to rzecz należąca wyłącznie do władzy państwowej. Również i pamięć powszechna w tamtym rozumieniu jest sprawą państwa, a nie poszczególnych obywateli. Urzędnicy strzegą tym samym pieczołowicie przechowywanych tajemnic „dla dobra państwa”. Tak na wszelki wypadek.
<!** reklama>Trudno zrozumieć, dlaczego nikt nie potrafi jasno powiedzieć, co się stało z aresztowanymi mieszkańcami tzw. Zachodniej Białorusi. Kuropaty pod Mińskiem na każdym przybyszu wywrzeć muszą wielkie wrażenie. Wędrując przez niewielki las, można odnieść wrażenie, że za każdym drzewem czyha upiór. Upiór, który odmawia zbadania prawdy tam spoczywającej.