MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Uderzenie metalem

tomasz bielicki
Grupa Mech wydała drugą płytę, nagraną po swojej reaktywacji. Na album „Zwo” składa się dwanaście utworów, w tym jedna kompozycja instrumentalna. Ekipa Macieja Januszki znów zaskakuje.

Grupa Mech wydała drugą płytę, nagraną po swojej reaktywacji. Na album „Zwo” składa się dwanaście utworów, w tym jedna kompozycja instrumentalna. Ekipa Macieja Januszki znów zaskakuje.

Takiego wstępu mogłaby pozazdrościć zespołowi Mech Metallica. „Grzech, wiara, lęk” wlewa się do uszu, robiąc spustoszenie jak niemiecki czołg w bitwie pod Stalingradem. Od pierwszych dźwięków wiadomo, że oto trzymamy w ręku materiał, w którym do końca prym będą wiodły gitarowe riffy. Od ich liczby album aż się ugina. I dobrze. Mało bowiem w ostatnim czasie pojawiło się na polskim rynku płyt, które przywracałyby wiarę w ten rodzaj metalowego rocka. <!** reklama>

Co zaskakuje słuchacza na „Zwo”? Przede wszystkim brzmienie. Aż kusi, aby po przesłuchaniu płyty pobiec czym prędzej na koncert Mchu, by zweryfikować wersje studyjne z tymi na żywo.

To już drugi album grupy Mech, nagrany po jej reaktywacji w 2004 roku. Zespół trzyma się nieźle. Kontynuuje kierunek, zapoczątkowany na poprzedniej płycie. Na albumie „Mech” znalazło się wówczas kilka starych kompozycji w nowych, odświeżonych aranżacjach. Na „Zwo” grupa postawiła już wyłącznie na premierowy materiał. Króluje „Twój morderca”. To bezdyskusyjnie numer jeden tego krążka - naszpikowany gitarowymi zagrywkami, z refrenem uderzającym dokładnie w to miejsce pod czaszką, które odpowiada za wyłapywanie przebojów. Mech pokazuje, że potrafi dołożyć do pieca - w utworach „Popłoch”, „Mało mało” i „Baise toi”, w którym słyszymy... język suahili. Jest na płycie i bardziej lirycznie - w akustycznym „Wciąż od nowa”. Osobiście wolę jednak te kompozycje, które zamiast wzruszeń oferują elektryczny zgiełk.

Maciej Januszko nie lubi tego porównania, ale słuchając tej płyty można odnieść wrażenie, że tak brzmiałby album Ozzy’ego Osbourne’a, gdyby wokalista Black Sabbath nauczył się śpiewać po polsku. Podobne są barwa, maniera śpiewania. No i te gitary. Nie jest to jednak zarzut, że oto Mech kopiuje dokonania króla heavy metalu. Bywa bowiem odwrotnie. Wystarczy porównać riff z „Piłem z diabłem bruderszaft” z 1981 roku z „Gets Me Through” Ozzy’ego Osbourne’a z 1999 roku. Brzmi znajomo?

Gdyby Mech zadebiutował w latach 80. w Stanach Zjednoczonych lub w Wielkiej Brytanii, dziś byłby gwiazdą światowego formatu. Niestety, przyszło mu się dusić w rodzimym show-biznesie. „Zwo” tego nie zmieni. Sami muzycy zresztą mają dystans do tego, co robią, i kiedy trzeba, mrugają do słuchacza okiem. Zwłaszcza w niemal dansingowym „Kocie, kocham cię”. Końcowy efekt? „Zwo” śmiało można postawić na półce obok najsłynniejszych albumów polskiego heavy metalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!